Kierunek północ! Alcudia i Cap Formentor w 1 dzień

Na wizytę w Alcudii i Cap Formentor powinien wystarczyć Wam jeden dzień. Spacer po miasteczku otoczonym średniowiecznymi murami i punkty widokowe na Cap Formentor były dobrym pomysłem na spędzenie trzeciego dnia. Droga na półwysep przypomina przejażdżkę do Sa Calobra. Nie bez powodu. Autorem obu tras jest wspomniany w poprzednim wpisie Paretti. Pokonując tę trasę, z pewnością nie będziecie narzekać na brak zakrętów. Zacznijmy jednak od Alcudii,  uroczego miasteczka wciśniętego między dwie zatoki: Pollenca i Alkudyjską.

ALCUDIA – MUST SEE? 

Pamiętacie, że na Majorce spędziliśmy tylko trzy dni? Dla przypomnienia zamieszczam mój pierwszy wpis dotyczący wyspy, w którym opisałam cały wyjazd od strony praktycznej. Dlaczego warto znaleźć czas na to miejsce? Alcudia idealnie wpasowuje się w klimaty Majorki. Miasto tworzą obdrapane ściany w kolorze ochry z wiszącymi na nich donicami, zielone okiennice, brukowane uliczki, mnóstwo kawiarni i restauracji, które cieszyły się zainteresowaniem do późnych godzin. W każdy wtorek i niedzielę w godzinach 8:00 – 14:00 ulice zasypują stragany z przeróżnymi produktami – od owoców i warzyw po torebki Michael’a Kors’a o wątpliwym pochodzeniu. Dodajmy do tego ruiny starożytnego miasta Pollentia oraz znakomicie zachowane średniowieczne mury miejskie. Spacer po Alcudii to żywa lekcja historii. Wpływy przewijających się tam grup na przestrzeni wieków widać gołym okiem.

 

POLLENTIA – CZASY ŚWIETNOŚCI RZYMIAN

Początkowo dzisiejsza Alcudia należała do Fenicjan. Po nich władzę przejęli Grecy. W późniejszym czasie zadomowili się w niej Rzymianie. W 123 roku p.n.e. Quintus Caecilius Metellus Balearicus założył tam rzymskie miasto o nazwie Pollentia. Będąc w Alcudii, wciąż można podziwiać jej pozostałości. Jeśli ktoś z Was chciałby poznać historię tego miejsca i obejrzeć ruiny liczące niespełna 2000 lat w pełnym słońcu o godzinie dwunastej i 40-stopniowym upale, musi zdać sobie sprawę z ryzyka rozpadu rodziny, której pomysł zwiedzania stanowiska archeologicznego w sierpniowe południe nie do końca może się spodobać. O dziwo udało się nam zapobiec rozpadowi, a jednocześnie zobaczyć wszystkie najważniejsze punkty starożytnego miasta. Być może przyczynił się do tego brak wizyty w Muzeum Monograficznym, które tego dnia było zamknięte (zgromadzono tam wszystkie przedmioty pochodzące z wykopalisk Pollentii). 

Na podstawie przeprowadzonych badań stwierdzono, że mieścił się tam obóz wojskowy, zajmujący 15 – 21 hektarów. Wiadomo też, że mieszkańcy nie narzekali na biedę – Pollentia była dobrze prosperującym miastem (mimo ogromnego pożaru, którego doświadczyła w III wieku). Przyczyną bogactwa z pewnością było strategiczne położenie między dwiema zatokami i obecność dwóch portów. Nie zabrakło też forum – jak na rzymskie miasto przystało. Było to centrum religijne i miejsce spotkań Rzymian. Mieściły się tam świątynie (do dziś zachowały się ich fundamenty) i sporo sklepów tworzących plac targowy. W późniejszym czasie forum utraciło towarzyski klimat i przerodziło się w… cmentarz.

Ważnym punktem w Pollentii jest najmniejszy Rzymski Teatr w Hiszpanii z I wieku, który zachował się w bardzo dobrym stanie. Początkowo specjaliści uważali, że to dzieło Greków. Zmyliło ich wykonanie budowli – w przeciwieństwie do innych rzymskich teatrów ten został wykuty w skale. Choć wygląda na niewielki, to tylko pozory. Mógł pomieścić nawet 2 tysiące widzów. W późniejszym czasie stworzono tam również cmentarz (tak jak w przypadku forum). Świadczą o tym nisze grobowe, które wykuto w miejscu sceny i widowni.

Zwiedzanie Pollentii:

  • maj – wrzesień: od wtorku do niedzieli w godzinach 9:30 – 20:00,
  • październik – kwiecień: od wtorku do piątku w godzinach 10:00 – 16:00, w soboty i niedziele od 10:00 do 14:00.

Cena: 3 euro. Połączenie zwiedzania stanowiska archeologicznego i wizyty w Muzeum Monograficznym – 4 euro (zniżki dla studentów, emerytów i grup powyżej 10 osób- 2,50 euro).

 

ŚREDNIOWIECZNE MURY OBRONNE – NAJLEPSZY PUNKT WIDOKOWY:

Po Rzymianach przyszła pora na Maurów. Zniszczyli Pollentię, zastępując ją nowym miastem Al-Kudia. Nazwa dzisiejszej Alcudii niezbyt odbiega od tej średniowiecznej, która w dosłownym tłumaczeniu oznaczała miejsce na wzgórzu. Rządy arabskie skończyły się wraz z przejęciem władzy przez króla Jaume I. Mury obronne będące jedną z największych atrakcji Alcudii to pamiątka po jego następcy – Jaume II. Wybudowano je w 1300 roku, bez zaprawy murarskiej – powstały z precyzyjnie dobranych kamieni. Ich część stanowi kościół Świętego Jakuba, który został wbudowany w mury obronne. Legenda głosi, że w XVI wieku z krucyfiksu znajdującego się w jednej z bocznych kapliczek kapała krew i woda, kończąc okres suszy. Mury przecina kilka bram – jedną z nich jest Portal del Moll. Dwie wieże otoczone palmami, tworzące okazałe wejście do miasta to dzisiejszy symbol Alcudii.

 

CO I GDZIE ZJEŚĆ W ALCUDII?

Jeśli ktoś z Was zastanawia się w jaki sposób nie zbankrutować na Majorce to służę pomocą. Polecam słynne tapas. Zamawiane przez nas porcje hiszpańskich przekąsek nieraz okazywały się tak duże, że zastępowały nam obiad. Nie inaczej było w przypadku Alcudii i restauracji Satyricon (Plaza de Constitución). Talerz z pięcioma tapas kosztował 11 euro. Dołożyliśmy do tego 4,50 euro za dzban sangrii (do podziału, żeby nie było). Pieczywo i oliwki były niezamawianym przez nas dodatkiem, za który w sumie też zapłaciliśmy (tzw. kopertowe 1,75 euro, które dolicza się do stolika w większości majorkańskich restauracji). Niewiele, biorąc pod uwagę ceny w pozostałych majorkańskich restauracjach.

bty

CAP FORMENTOR – SERPENTYN CIĄG DALSZY:

O drodze do Sa Calobra pisałam w poprzednim wpisie. Przejażdżka po półwyspie Formentor wygląda podobnie. Nie bez powodu. Obie trasy stworzył ten sam człowiek – Antonio Paretti. Obiad przed majorkańskimi serpentynami nie był najlepszym pomysłem. Mimo to, poza licznymi zakrętami trasa nie należała do ekstremalnych. Takie jest przynajmniej moje zdanie. Opinie na jej temat są podzielone. Być może przyczyną postrzegania drogi jako ekstremalnej było pokonywanie trasy podczas deszczu lub mijanie się ze sporą ilością autobusów. My uniknęliśmy obu rzeczy, podziwiając przepiękne widoki i poruszając się po półwyspie bez większych problemów. Nie oznacza to jednak, że będzie lekko – uwaga na kozy i osiołki wyskakujące na drogę wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewacie.

 

Mimo, że półwysep cieszy się ogromnym zainteresowaniem wśród turystów, kilka miejsc na Formentor jeszcze do niedawna było oazą spokoju dla wielu celebrytów. Spokój i relaks z dala od tłumów zapewniał im jeden z hoteli o niezbyt skomplikowanej nazwie – Formentor. Bywał tam m.in. Charlie Chaplin, Audrey Hepburn, księżna Diana, a nawet Dalajlama. W dzisiejszych czasach pewnie trudniej byłoby o spokój na półwyspie, ale jedno jest pewne – przepięknych widoków nie można jej odmówić!

Wysokie urwiska, horyzont na błękitnym niebie zlewający się z wodami Morza Śródziemnego i wiatr urywający głowę – tak właśnie opisałabym półwysep Formentor. Mieszkańcy Majorki nazywają go miejscem spotkań wiatrów. Podczas podziwiania widoków z wysokich klifów czapki są raczej niewskazane (o ile zależy Wam na tym, aby je zachować). Jednym z najpiękniejszych punktów widokowych jest Mirador de la Creueta, położony na klifie o wysokości 300 metrów. Poszukiwacze fejsbukowych i instagramowych plenerów będą zachwyceni – znajdą je na każdym kroku.

Myślę, że warto też zobaczyć najpopularniejszy punkt widokowy Majorki, który zobaczycie na większości pocztówek. Podziwianie zachodu słońca przy XIX-wiecznej latarni morskiej usytuowanej na samym krańcu półwyspu i Majorki było jednym z najważniejszych punktów podczas trzeciego dnia zwiedzania wyspy. Niestety, nie udało nam się dotrzeć do tego miejsca. Droga do latarni została zablokowana (Majorkę odwiedziliśmy w sierpniu). Parkingowi powiedzieli nam, że w sezonie można się tam dostać jedynie autobusem. Szkoda tylko, że nie wspomnieli o godzinach, w jakich obowiązuje ten zakaz… Dojazd samochodem w lipcu i sierpniu jest niemożliwy jedynie w godzinach 9:30- 19:00. Poza wyznaczonym czasem można śmiało ruszać do latarni

 

Dzień zakończyliśmy odpoczynkiem w krystalicznie czystej wodzie. Myślałam, że po takie kolory trzeba meldować się na Karaibach. Majorkańskie plaże udowodniły jednak, że dają radę i stanęły na wysokości zadania. Przeglądając zdjęcia z wyspy sądziłam, że ich autorzy opanowali Photoshop’a do perfekcji, nadając morzu intensywny odcień turkusu. Nic bardziej mylnego. Dokładnie tak wyglądają tamtejsze plaże, które z pewnością nikogo nie rozczarują!

Czwartego dnia wyruszyliśmy do Berlina, który zwiedzaliśmy do wieczora. Tak niewiele czasu na Majorce pozostawiło niedosyt – mimo, że udało nam się zobaczyć naprawdę sporo. Jedno jest pewne – zdecydowanie polecam ten kierunek, nawet jeśli miałby to być krótki wypad. Trzy dni to stanowczo za mało, aby poznać wszystkie atrakcje Majorki. Niemniej jednak, niskie ceny biletów (Ryannair, lot z Berlina) pomogą Wam poznać nieodkryte części wyspy przy kolejnym wypadzie na Majorkę. My z pewnością jeszcze tam wrócimy!