Kolumbii niczego nie brakuje. Spokojnie przebiłaby niejeden kraj na swoim kontynencie – jeśli tylko otrzymałaby szansę, aby się zaprezentować. Niestety, na brak złej sławy też nie może narzekać. Główne skojarzenie z nią to kwitnąca produkcja kokainy, a słynne Narcos obejrzał już chyba cały świat. Ile filmów o Kolumbii udało Wam się obejrzeć? Czy potraficie wymienić choć jeden, w którym nie zaprezentowano jej od najgorszej strony? Nie takie proste, co? Nie wymagam od wszystkich producentów tworzenia dokumentów historycznych. Warto jednak przyłożyć się trochę do swojej pracy i sprostować kilka rzeczy.
HOLLYWOODZKI MORDOR
Na potrzeby filmów należało stworzyć kraj, który byłby całkowitą odwrotnością raju. Historie o porwaniach, narkotykach, bombach i strzelaninach idealnie wpasowały się w Kolumbię. Takie filmy jak Blow, Narcos, Colombiana, Na własną rękę czy Stan zagrożenia przyciągają miliony widzów. Obraz Kolumbii w mediach jest jaki jest i dobrze się sprzedaje – nie liczyłabym więc na zmiany. Przeszłość kraju była niezwykle ciężka (więcej o niej tutaj) – jest więc z czego tworzyć takie historie. Szkoda tylko, że wykorzystano jedynie tragiczne wątki, przez co świat poznał ją tylko od najgorszej strony. Na podstawie filmów wnioskuję, że do Kolumbii przyjeżdżają jedynie handlarze kokainy, agenci specjalni czy też osoby starające się odnaleźć swoich porwanych członków rodziny. Kim zaś są filmowi Kolumbijczycy? Zabójcy z brakami w uzębieniu i meksykańskim akcentem, którzy w przerwie od uprawy koki gonią kury po Bogocie. Zawsze jakimś dziwnym trafem Amerykanie odbiegają od nich sprytem.
Ile razy można zdobyć się na wymuszony uśmiech w odpowiedzi na: „Jesteś z Kolumbii? O, Escobar! El patron”? To tak jak ze słabym żartem, który słyszysz po raz setny i już dawno Cię nie śmieszy ale nieznikający z twarzy uśmiech rozmówcy i jego oczekiwanie na Twoje chichotanie sprawia, że znów wymuszasz u siebie rozbawienie historią. Podczas podróży po Europie z Kolumbijką stwierdzam, że Diana radziła sobie z takim wyrazem twarzy znakomicie.


DLACZEGO KOLUMBIJCZYCY NIE LUBIĄ NARCOS?
Oglądałam Narcos i wciągnął mnie od samego początku. Mimo to, całkowicie rozumiem niezadowolenie Kolumbijczyków i popieram ich protest wobec filmu. Nie chodzi o błędne przedstawienie niektórych wątków (choć mogło być to zamierzone), jak śmierć kochanki Escobara w serialu. Obecnie mieszka na Florydzie, wydała książkę i ma się dobrze – poza tym, że wniosła pozew do sądu przeciwko twórcom serialu. Pozostałe 27 błędów wytyka produkcji syn Escobara (zainteresowanych odsyłam do tego artykułu). Sebastian Marroquin (syn Pabla) miał 16 lat w momencie śmierci Pabla. Jego serialowa postać to przypadek Benjamina Buttona – chłopiec w ogóle nie rośnie. Przez dwie serie Narcos niezmiennie cieszy się dzieciństwem.
Kolejną wtopę dostrzegą jedynie osoby hiszpańskojęzyczne. Mimo, że głównego aktora wychwala się za rolę barona narkotykowego na całym świecie, Kolumbijczycy nie mogą się z tym zgodzić. Twierdzą, że mężczyzna kaleczy hiszpański i nie posiada typowego dla mieszkańców Medellin akcentu (aktor pochodzi z Brazylii, gdzie ojczystym językiem jest portugalski). Filmowa żona Pabla jest Meksykanką, czego również nie da się ukryć. Słuchając wypowiedzi aktorów ma się wrażenie, że większość z nich jest właśnie z Meksyku.

Co więcej, mieszkańców Medellin przedstawiono jako niepoprawnych kablarzy, chętnie wypełniających swoje obowiązki w zamian za okazałą sumkę. To, że Escobar rozdawał pieniądze w rodzinnym mieście jest prawdą. Prawdą jest też, że sporo osób pomagało mu w osiąganiu celów. Niemniej jednak, nie chodziło im tylko o pieniądze. Ci ludzie nieraz otrzymywali od niego hojne wsparcie finansowe, nie zdając sobie sprawy z jego zbrodni (do czasu). Można powiedzieć, że utożsamiano go ze słynnym Robin Hood’em. Escobar fundował ubogim domy, szkoły, szpitale, przytułki oraz boiska. Sprzeciwiał się też ówczesnej władzy w kraju, co było kolejnym plusem dla tamtejszej społeczności. Niełatwo było więc przekonać wszystkich, że jest on zbrodniarzem. W filmie zabrakło przede wszystkim wyjaśnień z jakimi problemami zmagał się wtedy kraj (Escobar był tylko jednym z wielu) i co tak naprawdę ułatwiło dojście do władzy właścicielowi kartelu w Medellin (wojna domowa – walka wszystkich ze wszystkimi).
Historia Pabla sprzedała się jako ciekawa historyjka. Świąteczne billboardy w Madrycie z podekscytowanym Escobarem i podpisem Białe Święta rozśmieszają wszystkich przechodniów. Niezwykłym powodzeniem cieszą się też koszulki z nadrukiem jego twarzy. Za sprawą Narcos podkręcił się ruch turystyczny w rodzinnym mieście gangstera. Wycieczki Śladami Escobara kończące się rozmową z jego bratem Roberto to najbardziej rozchwytywane oferty fakultatywne. Wiele osób przebierało się za niego w Halloween – był to dość popularny pomysł na kreację. W Internecie krążą jego cytaty motywacyjne, stawiając go w świetle mentora. Za grubo. To tak, jakby nagle pojawiła się moda na odzież z Hitlerem. Wszystko zostało podane w otoczce swobodnej popkultury i od jakiegoś czasu zaczęło się już wymykać spod kontroli. Być może serial jest dla nas po prostu dobrą alternatywą na zimowy wieczór ale w Kolumbii niechętnie ogląda się złe wspomnienia rujnowania kraju w postaci hollywoodzkiego thrillera.
I choć rodzinny Medellin Escobara ogłoszono najbardziej innowacyjnym miastem na świecie, to jest to mało znaczące. Wszystko przyćmiewa jeden serial, który (świadomie lub nie) przyczynia się do międzynarodowej fascynacji Escobarem. Jak mają się z tym czuć obywatele Kolumbii? Większość z nich odczuło skutki jego działalności na własnej skórze – tracąc bliskich, znajomych, rodzinę czy dobre imię swojego kraju. Dlaczego miałby się pojawić uśmiech na ich twarzy po usłyszeniu tego nazwiska? Jak bardzo lekceważy się przez to tysiące kolumbijskich śmiałków, którzy przeciwstawili mu się, umierając w torturach?

NA SZCZĘŚCIE AMERYKANIE PRZYBĘDĄ NA RATUNEK…
Według twórców serialu cała historia tego kraju streszcza się do Escobara oraz heroicznych wysiłków amerykańskiej agencji rządowej DEA. Takie filmy to istna propaganda USA, wychwalająca niekończące się zasługi względem Kolumbii. Typowy scenariusz hollywoodzkiego filmu traktującego o Kolumbii? Proszę bardzo: bohaterzy z północy przybywają z pomocą, aby położyć kres problemom narkobiznesu i zaprowadzić w tym kraju porządek raz na zawsze. Oczywiście bezinteresownie. Nie omieszkano też zdobyć się na wątki typu: większe sukcesy od lokalnej policji i kolumbijskich służb specjalnych. To nic, że obce im były realia tego państwa. Po kilku godzinach w Kolumbii działają lepiej i wydajniej niż lokalsi.
Nie da się zaprzeczyć, że Stany Zjednoczone pomogły Kolumbii w złapaniu Escobara. P o m o g ł y – a nie złapały. To kolumbijskim siłom udało się go schwytać. Takiego jasnego przekazu zabrakło w Narcos. Zamiast tego pojawił się obraz służb z USA, bez których akcja nie zakończyłaby się sukcesem. Temat korupcji kolumbijskiej przewija się w każdym odcinku. O przekupstwach po amerykańskiej stronie, które wielokrotnie miały miejsce podczas akcji w tym kraju, nie usłyszycie ani słowa.
Serialowe przedstawienie USA jako kolumbijską ofiarę narkobiznesu podkreśla fragment przemówienia Nancy Reagan, który zamieszczono w jednym z odcinków. Pierwsza dama składa w nich obietnicę ochrony młodego pokolenia przed nadciągającym z południa niebezpieczeństwem. Szkoda tylko, że w tym samym czasie amerykańskich agentów CIA oskarżono o pomoc w rozwoju narkobiznesu w Afganistanie i ułatwienie przemycania narkotyków z Nicaragui do USA. Właściwie to zdecydowana większość białego towaru z Kolumbii wędrowała do Stanów Zjednoczonych. Brak możliwości eksportu do wspaniałego sąsiada z północy położyłby niejeden kartel, zmuszając go do zamknięcia swojej działalności.

Wyższość Amerykanów nie kończy się jedynie na tym serialu – spotkacie się z nią w wielu produkcjach filmowych. Często Kolumbia pojawia się tylko na parę sekund. Tak krótki czas w zupełności wystarcza na przedstawianie jej jako kraju zarośniętego koką. Doskonałym przykładem na to jest film o nazwie Xxx z Vin Diesel. Po wylądowaniu helikoptera na polu kokainy (jak to w Kolumbii) mężczyzna wysiada z dwoma innymi koleżkami. Najwyraźniej panowie przeszkodzili w pracy wątłym rolnikom zbierającym kokę, którzy – na widok trzech Gringo – rzucają wszystko, uciekając w panice i wrzeszcząc, że przybyli Amerykanie… Nie brakuje też historii o niezwyciężonych obywatelach USA, którym po kilku godzinach udaje się pokonać przywódców kolumbijskich partyzantek. Norma.
BOGOTA TO NIE MEKSYK W TROPIKACH!
Tego chyba nigdy pojmie żaden producent filmowy rodem z Hollywood. Większość filmów o Kolumbii nagrano w Los Angeles lub pobliskim Meksyku. O ile można wybaczyć twórcom brak funduszy na zdjęcia w odpowiednim kraju, to rażące błędy powstałe w wyniku ich lenistwa lub ignorancji na długo pozostaną w mojej pamięci. W filmie Na własną rękę Arnold Schwarzenegger udaje się do Kolumbii, aby pomścić sprawców morderstwa jego rodziny (jakżeby inaczej). Akcja oficjalnie toczy się w kolumbijskim Mompox, zaś sceny nagrano w meksykańskim Coetepec. Otóż Mompox, w przeciwieństwie do tego, co usłyszycie w filmie – dzieli spora odległość od dżungli. Nigdy nie była to ani siedziba, ani kryjówka partyzantów.
Ciekawe jest też przedstawienie stolicy Kolumbii w filmie Stan Zagrożenia. To opowieść o wicedyrektorze CIA prowadzącym śledztwo w sprawie śmierci przyjaciela prezydenta USA. Podczas dochodzenia odkrywa powiązania poważanych polityków z właścicielami karteli narkotykowych. O ile film wcale nie jest taki najgorszy, to scena z gonitwy po Candelarii – słynnej kolumbijskiej dzielnicy w Bogocie – psuje naprawdę wszystko. Filmowe miejsce (na trzech pierwszych zdjęciach, kadr z filmu Clear and Present Danger, 1994, producenci: M. Neufeld, R. Rehme) w niczym nie przypomina niskich i kolorowych domków o architekturze kolonialnej, które tworzą bogotańską Candelarię (na pozostałych zdjęciach mojego autorstwa).
PORA NA HIT.
Mr & Mrs Smith zdobył sławę na całym świecie. Po premierze filmu na twórców spłynęła fala krytyki ze strony Kolumbijczyków, a nawet samego burmistrza Bogoty. Wzmianka o kraju będącym Mordorem Hollywood pojawiła się na początku produkcji, kiedy para wspomina moment poznania się w Bogocie. Chciałabym wierzyć w to, że nie mieli na myśli stolicy Kolumbii. Niestety, wjechał nawet podpis, że chodzi właśnie o nią. Ten fragment to solidny argument na to, aby film zaliczono do kategorii Science Fiction. Bomby na każdym kroku w tropikalnym i gorącym miasteczku o niewysokiej zabudowie, będącym sercem dżungli – tak właśnie przedstawiono Bogotę.
W sukience, którą miała na sobie Andżela, grypa murowana. Brad Pitt natomiast wcale nie musiałby chłodzić się przy wiatraku – zakładam, że przy 10-15 stopniach można się bez tego obejść. Takie temperatury można znaleźć w Kolumbii, ale nie w stolicy. Kraj podzielony jest na 5 stref klimatycznych – w każdej z nich panuje inny klimat. Poniżej zamieszczam kilka scen z filmowej Bogoty, a także zdjęcie prawdziwej Bogoty – rozwiniętego miasta o chłodnym klimacie, położonym wysoko w górach i z dala od dżunglii (Mr&Mrs Smith, 2005, producenci: A. Goldman, A. Milchan, L. Foster, E. McLeod, P. Wachsberger).
JEDŹCIE DO KOLUMBII – POZNAJCIE TĘ PRAWDZIWĄ!
W amerykańskich filmach nie dowiecie się, że Kolumbijczycy są najbardziej pomocnym narodem na świecie, który zrobi wszystko abyście poczuli się w ich domach jak u siebie. Przed powrotem do Polski wielokrotnie usłyszałam od każdego z nich, że mam dom w Kolumbii, który będzie na mnie zawsze czekać. Kraj zajmuje drugie miejsce na świecie pod względem bioróżnorodności, produkuje znakomitą kawę, a większość owoców w halach targowych widziałam po raz pierwszy w życiu. Co więcej, w istnieje tam 5 stref klimatycznych i każdy rodzaj pogody – w zależności od tego, do której części się wybierzecie. Bogota będąca Atenami Ameryki Południowej, nowoczesny Medellin zwany Miastem Wiecznej Wiosny, strefa kawy z jeepami, miejscowości o architekturze kolonialnej, rajskie plaże, rzeka pięciu kolorów, dżungla amazońska, Zaginione Miasto starsze od słynnego Machu Picchu, znakomita kuchnia, salsa i niezwykła gościnność mieszkańców to moje główne skojarzenia z Kolumbią. Szkoda tylko, że świat nigdy nie pozna jej od takiej strony. Hollywoodzka wizja tego kraju ma zbyt wielką siłę przebicia…