Drinki na Kubie

Zapraszam na jeden z lżejszych wpisów traktujących o Kubie! Decydując się na wyjazd w te strony czekają tam na Was drinki w bardzo niskich cenach. Lubicie rum? W niektórych sklepach zdarzało się, że był tańszy od wody. Wyspa serwuje niebezpiecznie niskie ceny tego napoju alkoholowego. Informacje w sklepach proszące o łan dolar za drinka znajdziecie na każdym kroku (w Hawanie będą one nieco wyższe). Proszę mi wierzyć, że wcale nie ma w nich znikomej ilości alkoholu (delikatnie mówiąc).

W jednym z barów zapytano nas czy życzymy sobie dolewki rumu do naszego drinka. Zanim odpowiecie na to pytanie twierdząco, proponuję spróbować Waszego koktajlu. Wówczas przekonacie się, że propozycja była miła, aczkolwiek naprawdę zbędna. Jakich drinków warto spróbować, będąc na Kubie? Przedstawiam Wam te najsłynniejsze na wyspie:

img_0598.jpeg

CUBA LIBRE!

Ten drink to klasyk. Jego nazwa w dosłownym tłumaczeniu oznacza Wolną Kubę. Miejscowi zdają się określać ten koktajl sensowniej – Mentirita, czyli „małe kłamstewko”. Żeby było śmieszniej, Cuba Libre powstała około 1900 roku w czasie starć Amerykanów, którzy pomogli Kubańczykom przegonić Hiszpanów z wyspy (po czym sami ją przejęli, taki drobiazg). Zgodnie z legendą, pewnego wieczoru jeden z amerykańskich oficerów zamówił kilka kolejek ulubionego drinka składającego się z rumu, coli, lodu i limonki. W trakcie imprezy wzniósł toast słowami „Por Cuba Libre” (za wolną Kubę), która stała się nazwą jego ulubionego koktajlu.

img_0300.jpeg

Aby podkreślić niedorzeczność najsłynniejszego drinka na Kubie dodam, że na całym świecie serwuje się go z symbolem kapitalizmu – Coca-Colą. Kuba i Korea Północna to jedyne kraje, w których oficjalnie zakazano jego sprzedaży. Firma istniała na wyspie przed rewolucją. Wraz z jej nastaniem zakłady zostały znacjonalizowane przez kubańskie władze. Po przejęciu jej przez Kubańczyków rozpoczęto produkcję o nieco zmienionym przepisie pod nazwą Tukola (na bazie cukru trzcinowego). Obecnie firma produkująca ją nazywa się Ciego Montero. Poza wspomnianym napojem zajmuje się m.in. dystrybucją kubańskiej Fanty, Sprite oraz wody butelkowanej.

MOJITO!

Drink zdobył sławę na całym świecie. Przedstawienie jego składu z pewnością mogę sobie darować. Wiele osób twierdzi, że przypadkowo nazwał go w ten sposób Ernest Hemingway. Pisarz wpadał na niego często do baru la Bodeguita del Miedo. To twierdzenie wzbudza jednak wiele wątpliwości, bo wersji z genezą nazwy Mojito jest co najmniej kilka. Istnieje kolejna teoria informująca, iż wzięła się od słowa mojo, oznaczającego rzucenie uroku. Być może miało się to odnosić do stanu piratów po skosztowaniu kilku drinków.

Wspomniany wcześniej bar la Bodeguita del Miedo został założony w 1942 roku przez Angela Martinez. Zapewne nie śniło mu się, że tamtejsze mojito zdobędzie sławę nie tylko w Hawanie, ale i na całym świecie. Przyczyniły się do tego znane osobistości, będące stałymi bywalcami w barze. Poza Hemingwayem lokal odwiedzała także Gabriel Garcia Marquez, Marlene Dietrich czy Bridget Bardot. Nie był to jednak bar zarezerwowany wyłącznie dla największych sław, o czym świadczą przesiadujące w nim liczne grupy studentów.

Kuba Hawana

DAIQUIRI!

To połączenie białego rumu, soku z limonki, lodu i odrobiny likieru maraschino. Wersji powstania Daiquiri jest chyba tyle, co klientów w ulubionym barze Hemingwaya. Jedna z nich podaje, że geneza nazwy wywodzi się od Baitiquiri – miasta, w którym znajdują się kopalnie manganu. Według niej, napój alkoholowy wymyślili tamtejsi górnicy. Uważali, że doskonale sprawdzał się w walce z upałem i zapewniał im dobre orzeźwienie podczas pracy.

Kolejna wersja mówi, że stworzył go Lucius Johnson (admirał amerykańskiej Marynarki Wojennej). Napój stał się znany i powszechny w USA na początku XX wieku. W zdobyciu sławy pomógł jego główny składnik (rum), który był najłatwiejszym alkoholem do zdobycia przez Amerykanów. Wiele źródeł podaje, że drink o identycznym składzie pili brytyjscy marynarze, wyprzedzając wymienionych wynalazców koktajlu o jakieś 140 lat.

Daiquiri rozsławił Ernest Hemingway, który swego czasu mieszkał na Kubie. Często wpadał na tego drinka do baru la Floridita. Pisarz zamawiał go z podwójną porcją rumu i lodu. Najwyraźniej spożywanie napojów alkoholowych pomagało mu przelać myśli na papier – pracownicy wspominali, że wypijał ich nawet kilkanaście dziennie. W dzisiejszych czasach miejsce odwiedzają tłumy turystów. Właściciele zadbali o wyraźne podkreślenie związku Floridity z pisarzem. Przy wejściu powita Was jego popiersie. Na ścianach lokalu rozwieszono pamiątkowe zdjęcia Ernesta z jego znajomym… Fidelem Castro.

Hemingway to jeden z niewielu Amerykanów, którego tak serdecznie wspomina się na Kubie. Mieszkańcy wyspy nazywali go pieszczotliwie Papa (tatuś). Określenie idealnie współgrało z jego posturą i siwą brodą. Pisarz spędził na Kubie ostatnie 20 lat swojego życia. Pozostawił po sobie sporo pamiątek na wyspie, z których rozkręcono niezły biznes. W dawnym miejscu zamieszkania pisarza (hotel Ambos Mundos w Hawanie) można zwiedzić jego pokój. Znajduje się tam m.in. jego maszyna do pisania. W murach hotelowego pokoju 511 Hemingway stworzył wiele znakomitych książek, które doceniano i nagradzano na całym świecie. Nie omieszkano uwiecznić go w barach i miejscach, gdzie się pojawiał. Osoby, które znały pisarza lub miały jakąkolwiek okazję, aby z nim porozmawiać często udzielały płatnych wywiadów. Kto wie, ilu z nich rzeczywiście zamieniło słówko z noblistą…

btrhdr

CANCHANCHARA!

Pora na specjał z Trynidadu, stworzony w XIX przez kubańskich partyzantów w czasie walk przeciwko Hiszpanom. Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, Canchanchara to symbol kubańskiej walki o niepodległość. Jednym z elementów wyposażenia żołnierzy walczących o niezależność kraju była wydrążona tykwa – roślina z gatunków dyniowatych, której wyżłobiony w środku owoc służył jako kubek. Uważali, że picie canchanchary pomaga im rozgrzać organizm w górach nad ranem.

Napój składa się z białego rumu, wody, miodu i soku z limonki. Po kilku drinkach wypowiedzenie tego słowa wcale nie jest takie proste (Kanczanczara), choć słysząc Ciamciamciaram miejscowi zapewniają, że wiedzą o co prosi klient.

PIÑA COLADA!

Tak brzmi moje drugie imię po wypadzie na Kubę. Drink serwowany jest w każdym kubańskim barze. Być może nie należy do tradycyjnych kubańskich koktajli ale cieszy się sporym zainteresowaniem. Nic dziwnego – smak tamtejszej Piña Colady jest nie do opisania!

COCO LOCO!

To typowy karaibski serwowany w kokosie, którego możecie spróbować głównie na plaży. Drink cieszy się większą popularnością na Dominikanie, ale warto go spróbować również na Kubie. Coco Loco (w dosłownym tłumaczeniu: szalony kokos) składa się z rumu, mleczka kokosowego i soku z ananasa.

CO PIJĄ MIEJSCOWI?

Rum, bez zbędnych kombinacji! W weekendy zobaczycie tłumy Kubańczyków z butelką na Maleconie – promenadzie, która z moich obserwacji jest miejscem spotkań w każdym większym mieście. Szczególnie da się to zauważyć w Hawanie. Nieważne, jakiej jakości jest spożywany przez nich rum. Ważne, że zawsze znajdzie się ktoś, z kim mogą go dzielić. Na brak kontaktów raczej nie narzekają. Kubańczycy to bardzo towarzyski naród. Być może dzięki temu od tylu lat dzielnie stawiają czoła trudnej rzeczywistości w ich kraju. Ze względu na ograniczony dostęp do Internetu, znajomości podtrzymuje się jedynie poprzez spotkania osobiste. Co tu dużo mówić – Internet, ograniczył je u nas w ogromnym stopniu…

IMG_1828
Rumu na Kubie nie brakuje nawet w najmniej zaopatrzonych sklepach…

 

Autor: Patrycja Górlikowska

Absolwentka Krajoznawstwa i Turystyki Historycznej. Każdą wolną chwilę poświęca na podróże lub ich planowanie. Do tej pory odwiedziła 32 kraje na 5 kontynentach. Zafascynowana Kolumbią i językiem hiszpańskim, którego uczy się samodzielnie. Kiedy nie jest w podróży, przypala naleśniki i oszczędza na kolejne wyjazdy. To pierwsze wychodzi jej znacznie lepiej.

4 myśli na temat “Drinki na Kubie”

Dodaj komentarz