Jedzenie na Kubie – Co? Gdzie? Za ile?

Przeciętny Kubańczyk zarabia 20-30 CUC miesięcznie. To cena za dwa obiady w tamtejszych restauracjach. Można się więc stołować jak na turystę przystało lub posilać się w przydrożnych okienkach za grosze, tak jak robią to Kubańczycy. Z czym musicie się liczyć, wybierając te opcje?

RESTAURACJE DLA TURYSTÓW:

Być może zaskoczę Was mówiąc, że w restauracjach dla turystów zapłacicie niemało. Początkowo szukałyśmy miejsc z menu del dia (menu dnia). Takich ofert było sporo w Hawanie. W Vinales podczas wycieczki na plantację tytoniu również zamówiłyśmy zestaw. Za przystawkę, danie główne, napój i kawę zapłaciłyśmy 10CUC.

Najczęściej obiad składał się z kurczaka, ryżu i fasoli. Pojadło się też sporo manioku i platanów (dla niewtajemniczonych: coś w stylu bananów, nie do zjedzenia na surowo 😀 Przyrządza się je na ciepło i podaje w większych kawałkach lub jako chipsy). Czasami kurczaka zastępowała ryba lub wieprzowina.

Popularnym daniem jest Ropa Vieja, w dosłownym tłumaczeniu oznaczające stare ubrania. Nie próbowałyśmy, choć brzmi ciekawie. Wygląd dania przypomina stertę rozrzuconych rzeczy. Głównym składnikiem Ropa Vieja jest wołowina. Ze względu na to, że krowy należą do państwa i za ich nielegalne zabicie grozi 15 lat więzienia, kawałki wołowiny pozyskane przez Kubańczyków zwykle pochodzą ze starego zwierzęcia. Aby mięso było jadalne, należy je długo gotować i mocno doprawić. Taki przepis sprawdza się więc znakomicie w kubańskich realiach. Najpierw z wołowiny sporządza się wywar, a w późniejszym czasie dusi się ją w pomidorach.  Mięso gotuje się tak długo, aż się rozpada. Częstymi dodatkami jest ryż, fasola, maniok i platany, czyli kubański standard.

Obiad w restauracji bez zestawu kosztował jakieś 6-8CUC, z wyjątkiem Cayo Coco, gdzie było taniej! Wybierając się tam, przygotowałyśmy się na kosmiczne ceny. Nasze obawy wcale się nie sprawdziły. Zjadłyśmy świeże, najtańsze i najpyszniejsze krewetki na Kubie w altance z widokiem na morze! Cena? 5,50 CUC. W lokalu serwowano również kurczaka, ryż i fasolę w zawrotnej cenie – niespełna 3,50CUC. Na Kubie możecie też spróbować homara, dorzucając troszkę więcej CUC-ów.

Dodatkowym kosztem w restauracjach był (zasłużony) napiwek dla zespołu grającego w lokalu, o który muzycy nie wahali się prosić za każdym razem. Restauracje oferują też świeżo wyciskane soki z owoców lub tanie (i konkretne, jeśli chodzi o dawkę alkoholu) drinki. Niemniej jednak, zdecydowanie tańsze napoje – zarówno te z alkoholem, jak i bez – można zakupić w przydrożnych budkach.

IMG_3457

ŚNIADANIA I OBIADY W CASA PARTICULAR:

Jeśli zatrzymacie się w Casa Particular, gospodarze również zaproponują Wam śniadanie. W każdym domu będzie praktycznie takie samo. W cenie 5-7CUC za osobę otrzymacie chleb, tosty, ser, kiełbasę, masło, owoce (ananas, gujawa, papaja, banany), jajecznicę/omlet lub jajko sadzone oraz kawę i świeżo wyciskane soki. Często właściciele proponują też obiad, w wyższych cenach. My korzystałyśmy jedynie z pierwszego posiłku.

Mimo, że będziecie jadać śniadanie w kubańskim domu serwowane przez mieszkańców Kuby, możecie być pewni, że ich pierwszy posiłek wcale tak nie wygląda. Owoce? Masło? W większości przypadków takie luksusy zarezerwowane są tylko dla turystów. Przyznaję, że moje śniadanie to zazwyczaj kanapka i kawa. Różnica polega jednak na tym, że jeśli chciałabym zjeść coś innego to zawsze mogę udać się po składniki do sklepu z zapełnionymi półkami, bez kolejek i karteczek, które ograniczają mój zakup. Mogę też przeznaczyć na to większą kwotę niż Kubańczyk, którego pensja wynosi zawrotne 20-30 dolarów.

KUCHNIA DLA KUBAŃCZYKA:

Mając przed oczami zaopatrzenie kubańskich sklepów (a raczej jego brak) chciałabym dodać, że kupowanie produktów i samodzielne przyrządzanie jedzenia – które często sprawdza się na wyjazdach – to misterny plan, który poszedł w… odstawkę. Podstawowych składników brakuje nie tylko kubańskim gospodyniom. Kiedy wpadłyśmy do pizzerii w La Boca, właścicielka poinformowała nas, że dziś serwują tylko kurczaka lub wołowinę. Nici z pizzy – w sklepie nie było mąki.

IMG_0435
Sklep mięsny w Hawanie

Kubańczycy są mistrzami kuchni pt. coś niczego. Co więcej, w ich domach nic nie ma prawa się zmarnować. Widok gospodyni cierpliwie przebierającej ziarenka kawy nie należał do rzadkości w tym kraju.

Sytuację ratują okienka, w których sprzedają kanapki, hamburgery, spaghetti i pizzę (odpowiedniejszą nazwą byłby placek drożdżowy z odrobiną sera). Kolejki sygnalizowały nam, że miejsca są godne polecenia. Jada się tam za grosze. Dosłownie. W lokalach i przy okienkach gdzie kupują miejscowi płaci się w CUP (moneda nacional). W przeliczeniu na polskie złotówki za kawałek placka drożdżowego zapłaciłam 11 groszy, 2 grosze za gałkę loda czy też 1,30zł za małą pizzę. Jeśli zależy Wam na eleganckim podaniu to pewnie nie będziecie usatysfakcjonowani. Talerzyki zastępują pocięte faktury. Pizza ze zdjęcia poniżej naprawdę mi smakowała. Fakt, że nie była najlepszą jaką kiedykolwiek jadłam, ale taki zakup uważam za biznes życia.

328

PAŃSTWOWE LODZIARNIE? TYLKO NA KUBIE!

Będąc w Vedado, zainteresowały mnie tłumy czekające na wejście do parku. Nie mogłam uwierzyć w to, że ogromna kolejka prowadziła do lodziarni… Lody to ulubiony deser Kubańczyków – choć trzeba przyznać, że łatwo utrzymać im się na czele rankingu, bo nie mają zbyt wielkiej konkurencji. Jak wiadomo, półki ze słodyczami w kubańskich sklepach nie uginają się od nadmiaru towaru, a miejscowi odliczający każdy grosz swojej marnej kubańskiej wypłaty raczej nie wydają jej na słodkości. Skąd więc te wspomniane tłumy?

Kuba to miejsce, w którym upaństwowiono wszystko, co możliwe. Nawet lodziarnia jest instytucją państwową. Jedną z nich (przez długi czas będącą jedyną na Kubie) założył Fidel Castro i jego bliska przyjaciółka Cecilia Sanchez. Powstała w 1966 roku w Hawanie, w eleganckiej dzielnicy Vedado. Nazwa lodziarni pochodzi od ulubionego przedstawienia baletowego pary – Coppelia. Trzeba przyznać, że udało im się stworzyć prawdziwe lody dla ludu – w przeliczeniu na nasze polskie złotówki gałka kosztuje zaledwie… 4 grosze.

Z nastaniem rewolucji amerykańskie lody nie pojawiały się już w kubańskich sklepach. Brakowało nie tylko mrożonego deseru, ale i produktów mlecznych. Fidel szukał sposobu, aby uzupełnić ich niedobór w diecie Kubańczyków. Przywódca sprowadził 28 kontenerów amerykańskich lodów z restauracji Howard Johnson’s w celu stworzenia własnego odpowiednika. Nie jestem pewna, czy odpowiednik to właściwe słowo – Fidel uważał bowiem, że jego lody są o wiele lepsze, a przede wszystkim tańsze. Z pomocą swoich pracowników ustalił odpowiedni smak, sprowadził holenderskie taśmy produkcyjne i uruchomił produkcję.

Początki Coppelii wyglądały zupełnie inaczej. Zacznijmy od tego, że serwowano w niej 26 smaków. Liczba nie jest przypadkowa. Upamiętnia datę napadu na koszary w Moncada, którym dowodził młody Fidel z bratem i Che Guevara (26 lipca 1953). Wydarzenie stało się oficjalnym początkiem rewolucji. Kelnerkami w Coppelii były jedynie młode dziewczyny o nienagannej urodzie i zgrabnych nogach. Ich mundurkiem pracowniczym były krótkie spódniczki i rajstopy koronkowe (popularne na Kubie do dziś – m.in. u celniczek na lotnisku).

W dzisiejszych czasach lody podają nie tylko Panie w różnym wieku, ale i Panowie. Ubiór z dawnych lat najwyraźniej nie obowiązuje już pracowników. Kolejną zmianą jest liczba smaków, która drastycznie spadła. Jeśli sprzyja Wam szczęście, traficie na dwa lub trzy rodzaje mrożonego deseru. Po szerokim wyborze sprzed lat pozostała jedynie pusta tablica.

Moim zdaniem lody wcale nie były złe, ale ciężko uznać je za wyjątkowe. Sporo osób twierdzi, że ich dawny smak przed kryzysem nigdy więcej nie powróci. Magda Gessler pewnie porzucałaby sobie tam talerzami – plusem byłoby to, że są plastikowe. Nie oznacza to jednak, że jednorazowe.

Nie zniechęca to Kubańczyków. Do lodziarni przychodzą wszyscy – zakochane parki, grupki znajomych, rodziny z dziećmi, starsze osoby, turyści. W niektórych siedzibach istnieje nawet wydzielona strefa dla obcokrajowców. Płacąc w walucie CUC, unika się czekania w kolejce (choć nie zobaczycie jej wszędzie – wszystko zależy od popularności danej Coppelii). Turyści otrzymują nawet większy wybór smaków.

Polecam to miejsce. Bynajmniej nie chodzi mi o świetne lody, ale o autentyczną atmosferę Kuby, którą bez wątpienia można tam poczuć. Ludzie czekający na wejście do prawdziwie socjalistycznego wnętrza serwującego powszechny kubański deser stanowią duży kontrast dla turystów, których nie dotyczą kolejki i ograniczona liczba smaków. Dwa światy na Kubie zauważycie nawet w lodziarni…

coppelia 3.jpg

NASZE REKOMENDACJE:

  • Śniadania jadałyśmy w Casas Particulares. Porcje u każdego gospodarza były spore – nie musiałyśmy niczego jeść aż do wieczora.
  • Wpadnijcie na lody do wspomnianej lodziarni Coopelia! (2111 Calle L, Habana).
  • Hawana: Cafeteria JKL – kanapki, pizza, spaghetti i świeżo wyciskane soki – pysznie i tanio. Podczas naszego drugiego pobytu w Hawanie wpadaliśmy tam nawet dwa razy dziennie. W lokalu nie ma zbyt dużo miejsca. W godzinach wieczornych przygotujcie się na jedzenie, siedząc na krawężniku obok restauracji. Cały dzień szukałam adresu tej knajpki, spacerując po mieście na Google Maps. Niestety, w internetach miejsce nie istnieje. Wiem tylko, że znajdowało się na Avenida 23, Vedado). Widząc tłumy w kawiarni wnioskuję, że jeśli zapytacie o to miejsce w tej okolicy to z pewnością wskażą Wam drogę.
  • Viñales – budka z naleśnikami Papi’s na głównej ulicy, kawałek dalej od targowiska z pamiątkami (od 1,50CUC za naleśnika, cena zależała od dodatków). Je się tam przy barze, na stojąco. Nam jednak w niczym to nie przeszkadzało, bo miało być tanio i smacznie – oto wyznacznik naszych obiadów na Kubie.
  • Viñales –  Guantanamera Cafe. Znajdziecie tam przepyszną pizzę i sympatycznego właściciela, który dopiero zaczynał swoją przygodę z tym biznesem. Być może dlatego był tak entuzjastycznie nastawiony do każdego klienta. Jego mama czuwała przy barze, spacerując co chwilę między stolikami z pytaniem czy nie chcieliby może dolewki rumu do swoich solidnych drinków.
  • Playa Larga nad Zatoką Świń – restauracja Chuchi to jedna z niewielu w tej miejscowości, a na pewno jedyna z dekoracją w postaci… mrówek na suficie! Szczególnie polecam tamtejsze krewetki!
  • Cienfuegos – restauracja La Lonja (skrzyżowanie ulic Santa Clara i Santa Isabel), smacznie i tanio!
  • Cayo Coco – ranchon Las Dunas (najtańsze i najlepsze krewetki na Kubie!).
  • Matanzas – pizzeria En Familla. (skrzyżowanie Calle Rio i Calle 298). Zajmując miejsca w restauracji, poczułyśmy na nas wzrok miejscowych. W ten sposób utwierdziłyśmy się w przekonaniu, że znalazłyśmy się w dobrym miejscu i nie wydamy milionów. Po uprzedniej wymianie klapek za bluzkę między ekspedientką a klientką, złożyłyśmy zamówienie. Każda z nas zażyczyła sobie ogromną pizzę za 3zł.

Autor: Patrycja Górlikowska

Absolwentka Krajoznawstwa i Turystyki Historycznej. Każdą wolną chwilę poświęca na podróże lub ich planowanie. Do tej pory odwiedziła 32 kraje na 5 kontynentach. Zafascynowana Kolumbią i językiem hiszpańskim, którego uczy się samodzielnie. Kiedy nie jest w podróży, przypala naleśniki i oszczędza na kolejne wyjazdy. To pierwsze wychodzi jej znacznie lepiej.

2 myśli na temat “Jedzenie na Kubie – Co? Gdzie? Za ile?”

Dodaj komentarz