Wielki Kanion w 1 dzień – zwiedzanie oraz ciekawostki

Pierwsze skojarzenie z USA? Przed odwiedzinami tego kraju w głowie miałam przede wszystkim Nowy Jork, Miami, Los Angeles i San Francisco. Jak widać, królowały miasta. Wyjątkiem był popularny Wielki Kanion. Zadziwiające jest to, że wśród tak wielu amerykańskich cudów natury tylko on zyskał ogromną sławę. Trzeba jednak przyznać, że jest ona w pełni zasłużona. Nawet najlepsze zdjęcia nie oddadzą piękna i ogromu tego miejsca w rzeczywistości. To, co oferuje odwiedzającym amerykańska natura przewyższa wszelkie wyobrażenia.

Kiedy i w jaki sposób powstał Wielki Kanion?

Pierwsze badania sugerowały, że początki Wielkiego Kanionu sięgają 6 milionów lat. W późniejszym czasie mowa była o 17 milionach. Kolejni naukowcy próbowali udowadniać, że kanion ma 70 milionów lat! Niezłe widełki… która z tych hipotez jest najbardziej prawdopodobna?

Na początku warto odpowiedzieć sobie na pytanie czym jest kanion. Jego definicja brzmi: odcinek doliny rzecznej o wąskim dnie i stromych zboczach, w którym ciek wodny (rzeka) pokonuje przeszkodę obecną na jego drodze (np. pasmo górskie lub inną wypukłość terenu).

Zacznijmy od początku, czyli od uformowania warstw skalnych, które obecnie tworzą kanion. Były to skały magmowe i metamorficzne, które powstały 2 miliardy lat temu. Z biegiem czasu pokryły je warstwy skał osadowych. Od 70 do 30 milionów lat temu działania płyt tektonicznych wywindowały te tereny ku górze, tworząc płaskowyż Colorado.

Jednakże, dopiero 6 milionów lat temu podnoszenie się skał postępowało w rekordowo szybkim tempie. Wtedy też rzeka o tej samej nazwie rozpoczęła żłobienie terenów, które stały się Wielkim Kanionem. Podczas formowania się kanionu  rzeka wcina się w ziemię i eroduje skały, wykopując kanion. Kiedy ma w sobie ogromne ilości wody, przenosi z jej biegiem nawet duże głazy. Działają podobnie jak dłuta, kształtując koryto rzeki.

W przypadku Wielkiego Kanionu, rzeka Kolorado rozpoczęła jego rzeźbę 5-6 milionów lat temu, ale najstarsze skały na samym dole, z których utworzono kanion liczą nawet 1,8 miliarda lat! Jego najmłodsza formacja skalna o nazwie Kaibab liczy „zaledwie” 270 milionów. Pomiędzy nimi występuje około 40 warstw skalnych z różnych okresów czasu. Kanion funduje więc konkretny przekrój geologiczny! Co ciekawe, utworzyło się w nim sporo jaskiń. Oficjalnie jest ich 335. Wliczając jednak te niezarejestrowane, może być ich nawet 1000.

Czy Wielki Kanion jest najgłębszym na świecie?

Do takiego jeszcze dużo mu brakuje. Jego konkurent Wielki Kanion Yarlung Tsangpo w Tybecie w najgłębszym punkcie osiąga aż 6 km, podczas gdy Wielki Kanion w Arizonie zaledwie 1 857 metrów. Mało tego, tybetański jest także o 108km dłuższy od tego w Arizonie. Drugie miejsce wśród najgłębszych kanionów zajmuje peruwiański Kanion Colca, zaś trzecie należy do jego rodaka – kanionu Cotahuasi. Amerykański Kolorado plasuje się dopiero na czwartym miejscu.

Niemniej jednak, jego sława jest w pełni zasłużona. Zyskał ją m.in. dzięki kolorowym warstwom skalnym, na których można prześledzić całą historię tego miejsca. Wyglądają obłędnie! Po zdjęciach konkurentów z poprzedniego rankingu śmiem twierdzić, że w konkursie na najpiękniejszy kanion jest zdecydowanym faworytem.

Docenił go także prezydent USA Theodore Roosevelt, który w lutym 1919 roku ustanowił w tym miejscu Park Narodowy. W 1932 roku prezydent Herbert Hoover powiększył jego obszar, zaś jeszcze większego rozmiaru park doczekał się w 1975, kiedy jego powierzchnia została podwojona. W 1979 roku Wielki Kanion Kolorado trafił na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Współcześni Indianie Ameryki Północnej

Jedno z plemion zamieszkujących tereny Wielkiego Kanionu (Hopi) uważa, że człowiek po śmierci udaje się w zaświaty, przechodząc przez ujście rzeki Kolorado w kanionie. Na terenie Arizony, Utah i Nowego Meksyku żyją również takie plemiona, jak Paiute, Kaibab, Hualapai, Navahowie, Havasuapi. Ich ubiór oczywiście nie przypomina bajkowej kreacji Pocahontas. Mimo, że jeansy i kapelusze potrafią wtopić ich chwilowo w tłum to niski wzrost, kruczoczarne włosy oraz ciemniejszy kolor skóry ostatecznie zdradzą pochodzenie. 500 plemion żyje w 326 rezerwatach.

Żyjący w rezerwatach Indianie posiadają własne prawo i niezależną policję, która może wydalić „niewygodne dla nich osoby” z tych terenów i to bez możliwości powrotu. Na terenie rezerwatu obowiązują zwolnienia podatkowe, potwierdzające ich niezależność. Większość odbiera to jednak jako nagrodę pocieszenia za wszystkie wyrządzone im krzywdy. Co ciekawe, zwolnienie rdzennych Amerykanów z podatków przez państwo poskutkowało rozkwitem hazardu i założeniem wielu indiańskich dochodowych kasyn, co z kolei budziło protesty rady starszych uposzczególnych plemion. Niemniej jednak, Indianie żyjące na wysokim poziomie wciąż jeszcze należą do rzadkości.

Niełatwo pogodzić im tradycje ze współczesnym światem. Najbiedniejszym rezerwatem w kraju jest część zamieszkiwana przez Navajo, w bliskiej odległości od Wielkiego Kanionu. Większość plemion zmaga się z alkoholizmem, narkomanią, ubóstwem, depresją, zaś odsetek samobójstw wśród młodych ludzi jest aż czterokrotnie większy niż ogólny w USA.

Ogromne bezrobocie wśród członków plemienia zmusza do szukania swojej szansy po a rezerwatami, w wielkich miastach. Niełatwo wyżyć ze sprzedaży własnoręcznie wykonanych i wysłużonych już koralików, choć sądząc po ilości budek przy drogach wciąż jeszcze pokładają w tym nadzieję. Poza hazardem, swoją szansę mogą znaleźć w sektorze turystycznym. Cuda natury występujące na ich terenie i coraz większy napływ turystów sprawia, że zyskują źródło dobrego zarobku. Przykładem może być zwiedzanie Kanionu Antylopy lub Monument Valley, którymi się zajmują. Tylko oni mogą być przewodnikami na tych terenach. Mimo drożejących co roku biletów wstępu do kanionu Antylopy (40$ za godzinkę wycieczki), sytuacja współczesnych Indian raczej nie ulega poprawie.

„Indiańskie” pamiątki w Grand Canyon Visitor Center nawet nie stały obok wyrobów rdzennych Amerykanów. Kupujcie ich rękodzieła w budkach rozstawionych przy drogach na terenie Arizony, Utah i Nowego Meksyku. Obie strony zadowolone – pieniądze trafiają faktycznie do Indian, a wy przyjeżdżacie do domu z autentycznym wyrobem.

Bilety wstępu

Wstęp do większości Parków Narodowych na terenie USA jest płatny. Nie jest jednak aż tak źle – płaci się za samochód, a nie za każdego pasażera. Cena za auto wynosi 35$ (bilet umożliwia wjazd do danego parku przez cały tydzień). Za motocykl płaci się mniej, bo 30$. Najtańszą stawkę płacą rowerzyści lub osoby przyjeżdżające do parku dzięki shuttle bus – 20$.

Jeśli chcielibyście odwiedzić więcej parków, warto pomyśleć o ANNUAL PASS w cenie 80$. Można ją zakupić przy bramie wjazdowej do większości parków. Karta umożliwia wjazd na teren każdego parku przez cały rok od momentu zakupu. Annual Pass może mieć maksymalnie dwóch właścicieli. Nie oznacza to jednak, że zapewnia wjazd jedynie dwóm osobom. Wystarczy, że jeden z właścicieli jest w samochodzie podczas wjazdu do parku. Jedna karta zapewniła nam wjazd do parków dla 8 osób – biznes życia. W punktach informacyjnych zdania na temat ilości osób były podzielone. W jednym twierdzili, że na jednego właściciela przypadają 3 osoby towarzyszące, zaś w innym zapewniali, że karnet wystarczyłby nawet jeśli zajęlibyśmy każde miejsce w 12-osobowym aucie.

Podczas wjazdu do parku, poza Annual Pass zapytają też o dokument tożsamości właściciela karty. Co ciekawe, w jednym z nich Pani zapytała o taki z moim podpisem, który pozwoliłby jej na porównanie go z tym złożonym na karnecie do parków. Nie mogła uwierzyć w to, że w naszym paszporcie i nowym dowodzie nie przewidziano miejsca na podpis właściciela.

Gdzie (najtaniej) nocować?

Co wspólnego mają ceny noclegów tuż przy wjeździe do Parków Narodowych z widokami, jakie zastaniecie na ich terenie? Mogą wprawić w osłupienie. Poza tym, że zazwyczaj kosztują miliony, jest też problem z ich dostępnością.

Podczas mojej pierwszej wyprawy z koleżanką spałyśmy w samochodzie (parkingi Walmart/stacje benzynowe). Udało nam się sporo zaoszczędzić, ale jest to niezbyt wygodne rozwiązanie. Jeśli posiadacie chęci wyspania się w normalnych warunkach za niewielkie pieniądze polecam motel, w którym spędziliśmy dwie noce podczas naszej drugiej podróży na zachód USA. Znajdował się w pobliskiej miejscowości Williams. Droga do Visitor Center zajęła stamtąd nam godzinkę. Przez całą trasę nie skręciliśmy ani razu. 60 mil, cały czas prosto. To takie amerykańskie.

The Canyon Motel & RV Park

To nie motel, a urocze osiedle z domkami! Na terenie motelu był basen, pralnia, sklep z pamiątkami, miejsce na grilla – zdecydowanie jeden z najlepszych noclegów na wyjeździe i to w rozsądnej cenie. Polecamy!

Szukacie jeszcze tańszej opcji? Namiot można kupić w USA w dobrych cenach (w Walmart). Pamiętajcie o wcześniejszej rezerwacji na kempingach! Możecie je znaleźć na każdej stronie internetowej danego parku. W niektórych miejscach rezerwuje się tego samego dnia, ustawiając się nad ranem w długiej kolejce. Ceny na polach namiotowych wahają się w granicach 5-20$. Często prysznic jest dodatkowo płatny.

Ile czasu przeznaczyć na Wielki Kanion?

Park Narodowy Wielkiego Kanionu jest większy od amerykańskiego stanu Rhode Island. Różnica jest niemała. Całkowita powierzchnia Grand Canyon National Park wynosi 4926km2, zaś wspomnianego stanu 3140km2. Jeden dzień to niewiele na dokładne poznanie tego miejsca, choć tyle w zupełności wystarczy, aby zobaczyć najsłynniejszą krawędź – South Rim.

Statystycznie większość turystów spędza tam od 5 do 7 godzin. Nasza grupka przeznaczyła na niego jeden dzień. Jeśli marzy Wam się zejście w dół (a tym samym przynależeć do zaledwie 1% odwiedzających to miejsce), zarezerwujcie sobie na kanion dwa dni. Nie warto się tego podejmować, mając do dyspozycji tylko jeden dzień. Moje zdanie podziela zapewne grupa ratowników,  która setki razy schodziła po turystów przeceniających swoje możliwości.

Proponuję wybrać się do parku popołudniu i zostać w nim do wieczora – w ten sposób załapiecie się na niesamowity zachód słońca. Jeśli będziecie bardziej cierpliwi, po zmroku niebo nad Wami rozświetlą tysiące gwiazd. Ten widok będzie niezapomniany!

Zwiedzanie w 1 dzień – South Rim

  • Wjeżdżając do Visitor Center otrzymacie mapki oraz wszelkie inne informacje od pracowników. Koniecznie zobaczcie pierwsze ze spektakularnych widoków, jakie oferują punkty widokowe przy Visitor Center: Yavapai Point oraz Mather Point.
  • Pokonajcie drogę Desert View Drive  – można ją przejechać własnym samochodem albo shuttle bus, który kursuje co kilka minut. Polecam zatrzymanie się przy każdym z przystanków. Wbijcie w nawigację poszczególne nazwy, choć i bez tego dacie radę. Każdy z nich jest odpowiednio oznaczony na drodze i posiada miejsca parkingowe. Są to: Desert View Point, Navajo Point, Lipan Point, Moran Point, Grandwiev Point, Duck on the Roc Point, Yaki Point, Pipe Creek Vista.
  • Proponuję też krótki szlak (1,5 – 2h) do kolejnego punktu widokowego o niezwykle trafnej nazwie – Ooh Aah Point (zostawcie samochód przy Yaki Point i kierujcie się na szlak South Kaibab Trailhead). Dla tych, którym taki spacer nie wystarczy, proponuję zejście niżej, do Skeleton Point (spacer powinien zająć dwie godzinki w dwie strony).
  • Kolejna propozycja to kawałek krawędzi Hermit’s Rests z kolejnymi punktami widokowymi, oferujący osiem punktów widokowych. Połączone są szlakiem Rim Trail, który można przejść pieszo. Odbyłyśmy go podczas mojej pierwszej podróży. Ciężko powiedzieć ile zajmuje, ale wliczając w to wszystkie nasze przystanki spacerowałyśmy ponad 4 godziny (spacer w jedną stronę). Do Visitor Center wróciłyśmy krążącym tam co chwilę autobusem. Można też pokonać tę trasę własnym samochodem ale w przeciwieństwie do Desert View Road, jest to możliwe jedynie od początku grudnia do końca lutego. W pozostałe miesiące można skorzystać z shuttle bus (czerwona linia).
  • Niemałą atrakcją jest spacer po Skywalk na terenie zachodniej krawędzi Wielkiego Kanion- szklaną platformę widokową zawieszono 1220 metrów nad przepaścią. Nie skorzystaliśmy z niej ze względu na wysokie ceny biletu (79$) i zbyt wielką odległość od tej części parku.
  • Kogoś o grubszym portfelu z pewnością zainteresuje fakt, że można tam odbyć spływ pontonem lub podziwiać te niezwykłe tereny z okien helikoptera.

Planowanie wyjazdu do USA

o pierwszych odwiedzinach Stanów błyskawicznie przeskoczyłam z grona zadających innym pytania Dlaczego znowu USA? do grupy odpowiadających na nie słowami Niedługo znowu tam wrócę! Ciężko znaleźć kraj zapewniający tak wiele zróżnicowanych krajobrazów. W dzisiejszym wpisie przedstawię praktyczne wskazówki, które pozwolą Wam samodzielnie zorganizować wypad za ocean. To łatwiejsze niż się wydaje!

Po pierwszych odwiedzinach Stanów błyskawicznie przeskoczyłam z grona zadających innym pytania „Dlaczego znowu USA?” do grupy odpowiadających na nie słowami „Niedługo znowu tam wrócę!” Ciężko znaleźć kraj zapewniający tak wiele zróżnicowanych krajobrazów. W dzisiejszym wpisie przedstawię praktyczne wskazówki, które pozwolą Wam samodzielnie zorganizować wypad za ocean. To łatwiejsze niż się wydaje!

We wpisie poczytacie o takich rzeczach, jak:

  • Zniesienie wiz turystycznych i rejestracja w systemie ESTA.
  • Jak płacić w USA? Revolut – bezinteresowne lokowanie produktu. 
  • Ubezpieczenie na czas podróży.
  • Bilety wstępu? Kupuj przez Internet.
  • O czym warto pamiętać przed wylotem do USA?
  • Wjazd do USA – co czeka Was na lotnisku po przylocie?
  • Wynajem samochodu.
  • O czym warto pomyśleć po przylocie do USA?
  • Koszt wyjazdu.

Bez wiz turystycznych? Rejestracja w systemie ESTA.

Jeśli udajecie się do USA w celach turystycznych, wiza nie będzie Wam już potrzebna. Zakładając, że zniesienie wiz to krążąca od lat w powietrzu legenda postanowiliśmy je wyrobić w lipcu, nie tracąc zbędnego czasu. USA odwiedziliśmy miesiąc przed przystąpieniem Polski do programu bezwizowego… Nie komentując naszego pecha dodam, że gdybym sama nie wypełniła wniosku o jej przyznanie to w życiu nie uwierzyłabym w to, jakich informacji musiałam udzielić w formularzu. Najbardziej rozbroiły mnie następujące pytaniaczy brałam udział w ludobójstwie, czy jestem członkiem organizacji terrorystycznej, czy kiedykolwiek byłam związana z poborem nieletnich do armii, a także czy jadę do USA w celu szerzenia prostytucji. Należało też podać swoje dochody i opisać obowiązki w pracy. Zażyczono sobie również numer kontaktowy nie tylko do obecnych, ale i byłych pracodawców. No cóż, niezależnie od rodzaju wiz, wnioski wypełniali wszyscy, którzy pochodzili z krajów nienależących do programu bezwizowego. Nieraz słyszałam o buntach dyplomatów. Na nic były ich oburzenia. Zasady to zasady.

Obecnie wystarczy jedynie zarejestrować się w systemie ESTA, wypełniając aplikację. Jak to zrobić? Polecam poniższy filmik na kanale Interameryka, który doskonale wyjaśnia cały proces. Dla tych, którzy zdążyli wyrobić sobie wizę mam pocieszenie – nie musicie dokonywać tej rejestracji przez następne 10 lat do czasu wygaśnięcia Waszej wizy turystycznej!

Karta Revolut – bezinteresowne lokowanie produktu:

Decyzja o posiadaniu tej karty była trafiona i pozwoliła nam zaoszczędzić naprawdę sporo. Zdecydowanym plusem Revoluta jest to, że kontem zarządza się bardzo łatwo poprzez aplikację. Świetną funkcją na wyjazdy grupowe jest opcja „podziel rachunek” – która błyskawicznie rozlicza wszystkich (dostaje się powiadomienie, że dana osoba żąda określonej kwoty, po czym jednym kliknięciem wysyła się środki na jej konto).

Główną zaletą był fakt, iż standardowe (darmowe) konto pozwala na wymianę 29 obcych walut. Jest to wymiana bez prowizji. Mało tego, najczęściej wymienia się je po najkorzystniejszym kursie, lepszym niż w kantorach. Nie ma żadnej prowizji za płatności kartą Revolut, a jeśli wybieracie się do miejsca, w którym ciężko o zapłatę kartą, po przylocie do danego kraju wypłacicie sobie środki z bankomatu w danej walucie bezpłatnie. Jeśli wypłacona kwota przekroczy 800 zł, wówczas zostanie Wam potrącona jedynie prowizja wysokości 2%. Tak właśnie działa darmowe konto standard. Istnieją też inne płatne opcje w Revolucie, które pozwalają na więcej możliwości. Nam zdecydowanie wystarczyła podstawowa opcja.

Jeśli zdecydujecie się na założenie konta, możecie pobrać aplikację poprzez ten link, dzięki czemu otrzymacie kartę za darmo.

Ubezpieczenie na czas podróży:

Wypadki zdarzają się wszędzie, ale w tym kraju będą one najbardziej dotkliwe ze względu na drogą pomoc medyczną. Nieubezpieczony turysta może zapłacić w USA 100 tysięcy dolarów za wycięcie wyrostka robaczkowego… Znam też historię pewnego motocyklisty, który spędził 4 dni w szpitalu po wypadku i zobaczył na swoim rachunku 40 tysięcy dolarów – w cenę nie wliczono kosztów operacyjnych.

Szukając dobrego ubezpieczenia należy zwrócić uwagę na limit leczenia ambulatoryjnego (pokrycie kosztów związanych z badaniami i zabiegami – szczepienia, wizyty lekarskie, itd.). Należy też zadbać o to, aby UBEZPIECZENIE KOSZTÓW LECZENIA było możliwie jak najwyższe. Jeśli chorujesz przewlekle, należy wykupić dodatkowe opcje w polisie. Ważna jest opcja ASSISTANCE (suma ubezpieczenia powinna być taka jak w ubezpieczeniach kosztów leczenia), która pokrywa organizację transportu medycznego. Przyda się też NNW (Ubezpieczenie Następstw od Nieszczęśliwych Wypadków oraz ubezpieczenie OC w życiu prywatnym (zabezpieczenie w razie spowodowania wypadku, uszczerbku na czyimś zdrowiu, uszkodzenia sprzętów lub cudzego mienia). My skorzystaliśmy z firmy Ergo Hestia.

Bilety wstępu? Kupuj przez Internet!

Jeśli nie macie w planie wielkiego spontanu i wiecie mniej więcej kiedy udacie się na wybrane atrakcje to proponuję zakup biletów na stronach internetowych danego miejsca. Dlaczego warto wykupić bilety wcześniej? Na miejscu spotkacie się z dwiema kolejkami. Pierwszą jest ta do kas biletowych – zdecydowanie lepiej oszczędzić sobie czekania i wykorzystać tę godzinę na spędzenie czasu w danej atrakcji! Poza tym, internetowy zakup biletu zwykle okazuje się być tańszy (tak było w przypadku parków rozrywki).

Przed wyjazdem:

Aby ułatwić obie życie proponuję wyposażyć się przed wyjazdem w następujące przedmioty:

  • Nie odkryję Ameryki mówiąc, że warto wziąć ze sobą Powerbank.
  • Dla tych, którzy planują krótszy pobyt w USA (2-3 tygodnie) i nie są zainteresowani kupnem amerykańskiej karty do telefonu, proponuję aplikację MAPS ME. To nawigacja działającą offline, która wyznaczała nam trasę na spacer. Wystarczyło pobrać mapę danego miejsca, będąc online.
  • W żadnym wypadku nie dajcie się skusić na GPS w wypożyczalni samochodowej. Zażyczą sobie za nią tak kosmiczne kwoty, że tańszym rozwiązaniem jest kupno nowego. Wiele osób poleca Here We Go Maps. Próbowaliśmy, choć wolimy Google Maps w wersji offline (załadowaliśmy trasę kiedy mieliśmy WiFi – po zerwaniu połączenia nadal się nam wyświetlała).
  • Zaoszczędzicie trochę dolców jeśli zakupicie w Polsce uchwyt na telefon i gniazdo do zapalniczki, przez które podłączycie telefon do ładowarki. Korzystaliśmy z nawigacji bez obaw, że rozładuje się pośrodku niczego.
  • Pamiętajcie o adapterach prądowych, które pozwolą na podłączenie Waszego sprzętu do amerykańskich gniazdek. Niemniej jednak, mimo odpowiedniej przejściówki niektóre sprzęty zakupione w Polsce nie działają za oceanem. Moja prostownica nie bardzo się przydała, a na wodę w czajniku do porannej kawy czekałam do wieczora. Dzieje się tak, ponieważ napięcie w USA wynosi 110-120V o częstotliwości 60Hz, podczas gdy w Polsce jest to 220-230V o częstotliwości 50Hz. Generalnie większość sprzętu elektronicznego działa tam bez szwanku, ale nie zaszkodzi sprawdzić czy będą jakieś problemy (na sprzęcie powinno być oznaczenie INPUT: 100-240V 50-60Hz). Zapomnieliście o przejściówkach? Nie szkodzi, kupicie je na lotnisku lub na każdej stacji benzynowej (choć najtańszą opcją są te najzwyklejsze z Media Markt w cenie 4zł za sztukę).

Wjazd do USA:

Po przylocie do USA należy stawić się do automatycznego odczytu paszportów – znaki oraz tłumy poprowadzą Was do tego miejsca. Przygotujcie się na wypełnienie krótkiej deklaracji celnej dotyczącej rzeczy, które przywozicie do USA, fotografowania i pobrania odcisków palców (wszystko przez maszynę). W ten sposób Urząd Imigracyjny sprawdza, czy nie macie problemów z prawem czy też przebywaliście nielegalnie w USA podczas Waszego poprzedniego wyjazdu (np pracując w Stanach i mając jedynie wizę turystyczną).

Nie przejmujcie się, jeśli po zakończeniu odczytu paszportu i udzielenia wszelkich informacji system wyświetli Wasze dane z wielkim przekreśleniem oraz informacją, aby udać się do kolejnych bramek, gdzie czeka na Was celnik. Zauważyliśmy, że poszczególne osoby wybiera się do tego losowo. Wówczas należy ustawić się w następnej kolejce, aby odbyć krótką rozmowę z celnikiem. W przypadku osoby z naszej grupki chcieli po prostu zobaczyć paszport. Często pytają o powód przyjazdu do USA, jak długo mamy zamiar pozostać w ich kraju oraz z kim przyjeżdżamy.

Kiedy po przejściu przez bramki część naszej grupki czekała na pozostałych, podszedł do nich pracownik z psem. Zwierzę obwąchało wszystkie plecaki, po czym usiadło przy jednym z nich. Pracownik, wyczuwając miny przedzawałowe na ich twarzach, spokojnym tonem zapytał czy nie przewożą jakiegoś jedzenia. Ze względu na jabłko, odesłano ich do kolejnego wyjścia. Pamiętajcie – nie przewoźcie nieprzetworzonej żywności – surowe owoce to książkowy przykład zakazu.

Wynajem samochodu:

Polecam wynająć samochód będąc jeszcze w Polsce, zwłaszcza jeśli planujecie wyjazd większą grupką. Proponuję rozpocząć poszukiwania przez rentalcars.com. To wyszukiwarka, która pozwoli Wam porównać ofertę każdej z firm. Po przylocie do Los Angeles jeden z darmowych shuttle bus zabrał nas do wypożyczalni Thrifty (miejsce, z którego odjeżdżają busy jest dobrze oznakowane i obklejone nazwami firm, do których Was zabiorą), skąd odebraliśmy naszego Chevroleta.

Osoba zamawiająca samochód musi być jednocześnie kierowcą i właścicielem karty kredytowej. Praktycznie każda wypożyczalnia wymaga od klienta karty kredytowej, aby zablokować na niej czasowo środki będące depozytem (w naszym przypadku było to 200$ – zwrot następuje niezwłocznie po oddaniu auta). To bardzo ważne – w przeciwnym razie pracownik ma prawo anulować Waszą rezerwację, nawet jeśli jest już opłacona!

Przy wynajmie samochodu dopłacają kierowcy poniżej 21 roku życia (często jest to minimalny wiek, aby wypożyczyć samochód). Wiek naprawdę ma znaczenie – wybraliśmy najstarszego z naszej grupki. Wówczas cena była najkorzystniejsza. Najtaniej będzie, jeśli auto wypożyczy osoba mieszcząca się w przedziale wiekowym 25-69 lat. Po dokonaniu rezerwacji przez Internet nie zapomnijcie o wydruku vouchera, który pokażecie w wypożyczalni przy odbiorze samochodu. Poza głównym wybranym przez Was szoferem wyjazdu możecie też dodać innych kierowców do rezerwacji. Czasami jest to już wliczone w cenę. Nie warto ryzykować prowadzenia samochodu przez osoby spoza listy. Jeśli coś stanie się podczas ich jazdy, wszystkie ubezpieczenia automatycznie wygasają.

Warto wykupić też porządne ubezpieczenie samochodu. Co kryje się pod tym określeniem? O ile OC (amerykański odpowiednik to Third Party Liability) oraz pomoc drogowa (Road Side Assistance) powinny być w cenie wynajmu, należy również pomyśleć o zwolnieniu z odpowiedzialności za uszkodzenie i utratę samochodu, będące swego rodzaju auto-casco (Colision Damage Waiver). Jeśli ubezpieczenie nie obejmuje uszkodzenia szyb i opon, warto dokupić tę opcję. Drogi poza miastami pozostawiają wiele do życzenia – nietrudno o przydatność takiego ubezpieczenia.

Tankowanie w USA

Oto jedna z przyjemniejszych części podczas planowania wyjazdu. Otóż ceny za paliwo w USA pozytywnie Was zaskoczą. 1 galon (3,78l) kosztuje od 2$ do 3,5$. Najdrożej zatankujecie samochód na pustyni. Nie kuście losu, mając jedynie połowę baku. Wjeżdżajcie na stacje, jeśli przemierzacie ogromne puste przestrzenie. O ile w miastach nie będzie problemu ze znalezieniem stacji, to na pustyniach możecie się już nieźle zestresować.

Większość stacji posiada automatyczne dystrybutory, w których zapłacimy kartą kredytową. Niestety, nasze polskie karty nie zawsze działają. Wówczas można zapłacić tradycyjnie u pracownika przy kasie.

Po przyjeździe do USA:

Pierwszego dnia wpadnijcie do supermarketu Wallmart (amerykański odpowiednik naszej Biedronki), nie tylko po wodę i jedzenie na drogę ale pojemnik ze styropianu, będący świetną lodówką samochodową. Kosztuje niecałe 5$ i idealnie sprawdza się podczas wyjazdu. W motelach znajdziecie darmowe maszyny z lodem, którym zasypiecie pojemnik – i pyk, lodówka gotowa.

Planujecie zobaczyć cuda natury? Warto zaopatrzyć się w tzw. Annual Pass. Jest to karnet do wszystkich parków narodowych USA. Kupicie go na wjeździe do każdego z nich. Koszt wynosi 80$, obejmuje wszystkie osoby w samochodzie (karta wystarczyła na całą naszą ósemkę) i jest ważna przez cały rok. Na odwrocie zobaczycie dwa miejsca na nazwiska właścicieli. Może ona mieć dwóch posiadaczy i wystarczy, że podczas wjazdu do parku w aucie obecny jest tylko jeden. Wstęp do pojedynczego parku bez Annual Pass zazwyczaj wynosi 30$ za samochód. Warto więc wykupić karnet, nawet jeśli planujemy niewiele wizyt!

Kolejna rzecz: uważajcie na strefy czasowe, znajdując się na granicy amerykańskich stanów (np podczas zwiedzania Zapory Hoovera lub Kanionu Antylopy). Zegarki niejednokrotnie przestawiają godziny automatycznie, nawet jeśli nie przekroczycie jeszcze danej strefy czasowej. Warto więc upewnić się w której strefie czasowej znajduje się dany stan i dodać do swojego telefonu jego godziny. Przed zwiedzaniem Kanionu Antylopy dodałam na moim telefonie godzinę obowiązującą w Arizonie i sugerowałam się tylko tym czasem (w telefonie czas przestawił mi się na sąsiedni stan Utah).

Koszt wyjazdu: 

Całkowity koszt za wyjazd (wliczając w to ubezpieczenie, loty, jedzenie, atrakcje – również te podczas przesiadki, dojazdy na lotnisko oraz wszystkie pozostałe opłaty) wyniósł 8200zł za osobę. Gdybyśmy odwiedzili USA miesiąc później, udałoby nam się zaoszczędzić 625zł, które przeznaczyliśmy na wizę turystyczną…

Koszt całkowity wyniósł 8200zł. Chciałabym podkreślić, że plan przewidywał dużo kosztownych atrakcji. Zobaczyliśmy spory kawał zachodu przemierzając 4250km. Paliwo w tym kraju jest tanie, ale nie darmowe. Pozwalaliśmy sobie też na obiady w restauracjach i spaliśmy w hotelach (nie było luksusu, ale warunki były dobre). Przy okazji zwiedziliśmy też turecki Stambuł. Staraliśmy się zrobić to wszystko jak najtaniej,

PRZY PODRÓŻY 8-OSOBOWEJ KOSZTY NA KAŻDEGO Z NAS ROZŁOŻYŁY SIĘ NASTĘPUJĄCO:

*ubezpieczenie na czas podróży (2 tygodnie) – 147zł,

*dojazd pociągiem na lotnisko z Gdańska do Warszawy – 49zł/osoba + 3,50zł pociąg z Warszawy Centralnej na lotnisko Chopina,

*powrót z Warszawy do Gdańska – 3,50zł bilet z lotniska do centrum oraz 27zł za Flix Busa z Warzawy do Gdańska,

*bilety lotnicze (lot w dwie strony z bagażem podręcznym) – 2299zł,

*wiza turystyczna do USA – 625zł…

*wiza turecka – 20,55$,

*wynajem samochodu 12-osobowego (z pełnym ubezpieczeniem) na 12 dni – 420zł/osoba,

*Ceny za paliwo (przejechaliśmy 44250km, głównie poza miastem) wynosiły od 2 do 3,5$ za galon (tj. 3,78l). Najdrożej było na pustyniach oraz na terenie Kalifornii.

*11 noclegów w USA oraz 2 w Stambule podczas przesiadki (głównie pokoje czteroosobowe – informacje o naszych hotelach podałam we wpisie z planem podróży) – 1200zł/osoba,

*główne atrakcje – Kanion Antylopy: 52,80$, przejazd przez Golden Gate: 0,97$ (7,80$ za samochód), przejazd zabytkowym Cable Car w San Francisco: 7$, wstęp do parku rozrywki Six Flags wraz z opłatą za parking: 72$, trzygodzinny rejs z obserwacją wielorybów w Monterrey: 50$, Annual Pass, czyli karnet na parki narodowe: 10$ (80$ za samochód).

Pozostałe koszty to inne atrakcje oraz wydatki na jedzenie, napiwki i pamiątki. Można taniej? Można! Niemniej jednak, taki budżet planowaliśmy i zmieściliśmy się w nim bez problemu. Mój pierwszy wypad do zachodniej części USA odbyłam o połowę taniej – spałyśmy z koleżanką w samochodzie, a czasami w namiocie. Jadłyśmy kanapki, banany i zupki chińskie. Przemierzyłyśmy znacznie krótszą trasę, odwiedzając bezpłatne atrakcje. Wszystko zależy więc od Waszych oczekiwań. Jedno jest pewne – bez względu na zaplanowany budżet przeżyjecie swoje wakacje życia! Z całą pewnością przyznaję, że udało nam się tego dokonać!

Popołudnie w parku Joshua Tree – niezwykłe drzewa Jozuego

Jesteście w Los Angeles i szukacie miejsca na odpoczynek od zgiełku miasta? A może rozpoczynacie zwiedzanie zachodniej części USA zgodnie z naszym planem podróży? Koniecznie wpadnijcie do Parku Narodowego Joshua Tree! Czeka na Was pustynia z uroczymi drzewkami Jozuego i niezwykłe formacje skalne.

Ile czasu spędzić w Joshua Tree?

My przeznaczyliśmy na to miejsce popołudnie. Uważam, że park jest ciekawy, choć jeden dzień spędzony tam byłby dla mnie wystarczający. Niemniej jednak, wiele osób uważa, że nawet tydzień w Joshua Tree pozostawia niedosyt. Swoje zdanie uzasadniają tym, że park oferuje ponad 3000 km szlaków i mnóstwo punktów widokowych. Ponadto, jest wprost idealne na kemping (może się pochwalić ponad 530 miejscami).

Skąd wzięła się nazwa parku?

Niezwykłe Joshua Tree będące znakiem rozpoznawczym tego parku przykuły uwagę Mormonów podróżujących po Kalifornii w XIX wieku. Stwierdzili, że jego gałązki skierowane ku górze nawiązują do Ziemi Obiecanej i przypominają ręce modlącego się proroka Jozuego.

Drzewa Jozuego tak naprawdę… nie są drzewami?

Taka prawda. Nic dziwnego, że potocznie nazywa się je drzewami – dorosłe okazy mogą osiągnąć nawet 12 metrów wysokości. Zazwyczaj są one jednak niższe. Joshua Tree to rodzaj juki, który występuje w czterech amerykańskich stanach: Kalifornia, Nevada, Utah i Arizona. Warto dodać, że wszystkie wymienione części USA charakteryzują się klimatem pustynnym. Warunkiem pojawienia się na danym terenie Joshua Tree jest też odpowiednia wysokość (600 a 1800 m n.p.m.). Ze skromnego patyczka przekształcają się w konkretne Joshua Tree w ciągu 50-60 lat. Niedługo, zważywszy na średnią ich wieku, która wynosi 500 lat! Niektóre okazy dożywają nawet tysiąca.

Joshua Tree są naprawdę potrzebne na pustyni. Nie chodzi jedynie o upiększanie krajobrazu, ale o ochronę kojotów, rysi, zająców, wiewiórek, jaszczurek i ptaków, które znajdują schronienie w ich cieniu. Ciężko będzie spotkać te zwierzęta za dnia w parku. Poza cieniem drzew, starają się chować przed słońcem w nieco solidniejszych kryjówkach. Stworzenia żyjące w parku charakteryzują się przystosowaniem do warunków pustynnych. Szukają wody raz na jakiś czas, ale kiedy „dorwą się” do jej źródła, piją na zapas. Zdecydowanym minusem dla zwierząt, a plusem dla drzewek jest fakt, iż Joshua Tree… śmierdzą. Zapach przyciąga do nich owady, które je zapylają. Istnieją dwa gatunki drzew, z których jeden wcale nie „pachnie” tak intensywnie. Co ciekawe, owady tego nie rozróżniają, osiadając na obu drzewkach.

Zastosowanie (nie)drzewek Jozuego

Co ciekawe, z miazgi drzew Jozuego powstawały gazety. Wykorzystywano je do produkcji papieru przez londyński Daily Telegraph. Rdzenni Amerykanie również postrzegali jukę za użyteczną. Wytwarzali z jej drewna miski oraz pojemniki do zbierania żywności.

Podczas I wojny światowej drewno Joshua Tree używano do wyrabiania szyn podtrzymujących złamane kości żołnierzy. Z kolei weterani wojenni zatruci gazem znajdowali ratunek w suchym i gorącym powietrzu, które oczyszczało drogi oddechowe, łagodząc objawy zatrucia.

U2 i znakomity album „Joshua Tree”:

Przyznaję, że zanim odwiedziłam park, nazwa Joshua Tree kojarzyła mi się raczej ze znakomitą płytą irlandzkiego zespołu. Po jej wydaniu fani rozpoczęli poszukiwania drzewka z okładki albumu w Joshua Tree National Park. Okazało się jednak, że zdjęcie wykonano 300 km dalej, w kalifornijskiej miejscowości Darwin.

Dlaczego Joshua Tree pojawiło się na okładce albumu?

Drzewo Jozuego jest symbolem przetrwania w najcięższych warunkach, które wytrzyma każdą piz*awicę. Pustynny żar i kompletny brak wilgoci, a także burze piaskowe nie są mu obce. Mimo to, nadal rośnie. O trudach przetrwania świadczy pochyłość drzewek – rosną z kierunkiem wiatru. Jego symbolika jest więc niezwykle wymowna i idealnie wpasowała się w klimat albumu!

Rzecz o skałkach w parku:

Joshua Tree National Park to raj dla archeologów, astronomów (przejrzyste niebo pozwala na obserwacje gwiazd), ornitologów, a także wielbicieli wspinaczek. Niewysokie skałki wydają się być łatwym wyzwaniem. Tymczasem okazuje się, że są one bardzo ostre. Trasy wspinaczkowe są krótkie, ale bardzo zróżnicowane.

Stanowiska archeologiczne

Na terenie parku znajdziecie ponad 500 stanowisk archeologicznych i 88 zabytków! Wszystko za sprawą jej dawnych mieszkańców. Na pierwszy rzut oka Joshua Tree National Park nie wygląda na miejsce, w którym można było osiąść. A jednak! Pierwszymi mieszkańcami byli Indianie Pinto, a ostatnim plemieniem słynni Mojave. Europejczycy dotarli tam dopiero w XVIII wieku. W kolejnym stuleciu park przyciągał głównie poszukiwaczy złota. Co ciekawe, obszar należy do USA dopiero od 1848 roku. Wcześniej były to ziemie meksykańskie.

Co zobaczyć w parku, mając tylko popołudnie?

Polecamy Wam takie miejsca jak: Covington Flat Road (ze sporą ilością drzew Jozuego, przypominającą ich lasek), Keys View (fantastyczny widok na okolicę, przypominający krajobraz Doliny Śmierci), Skull Rock (najpopularniejsza skała w parku, która kształtem przypomina czaszkę) oraz Arch Rock (skały przypominające kształtem łuki). Objechanie tych punktów i przystanki na krótki spacer zajęły nam całe popołudnie.

Wstęp do parku:

Wjazd do parku kosztuje 25$ (płaci się za samochód, a nie za osobę). Jeśli macie w planach odwiedziny trzech parków, zachęcam do zakupu Annual Pass. Jest to karnet pozwalający na wjazd do wszystkich parków narodowych USA przez rok. Cena wynosi 80$ i można go zakupić na wjeździe do każdego z nich. Dla nas był to biznes życia – jeden Annual Pass wystarczył na całą naszą ósemkę, a odwiedziliśmy mnóstwo parków. Karta może mieć dwóch właścicieli (wystarczy, jeśli tylko jeden z posiadaczy będzie w samochodzie w momencie wjazdu do parku).

Park możesz przemierzyć samochodem!

Parki narodowe w USA są idealnie przystosowane do zwiedzania samochodem. Wiadomo, że nie zachęcam do obejrzenia ich jedynie przez szybę (choćby nie wiem jak fajne byłoby Wasze auto). Nie ukrywam jednak, że to bardzo wygodne rozwiązanie, które pozwala na zobaczenie znacznie więcej w krótszym czasie. Zazwyczaj każdy początek danego szlaku posiada w pobliżu parking. Jest to również ogromne ułatwienie dla zwiedzania go przez osoby niepełnosprawne..

Joshua Tree National Park z całą pewnością nie był najpiękniejszym miejscem, jakie zobaczyliśmy w USA. Nie plasuje się nawet w pierwszej trójce. Wszystko przez to, że ma ogromną konkurencję. Cudów natury w Ameryce jest po prostu za dużo! Mimo to, szczerze zachęcam do odwiedzin tego parku! Tamtejszy krajobraz jest po prostu jedyny w swoim rodzaju. Joshua Tree znajduje się na trasie pomiędzy najsłynniejszymi punktami na zachodzie USA, dlaczego więc tego nie wykorzystać?

Zachód USA – plan podróży (2-3 tygodnie)

Podczas ostatniego wypadu do USA nie miałam kilku miesięcy na poznawanie tego kraju, a dwa tygodnie. Taki przedział czasu był jedynym wyjściem, aby zmieścić się w urlopie każdego z naszej grupki. Przyznaję jednak, że zobaczyliśmy naprawdę ogromny kawał zachodniego wybrzeża. Poniższy plan nie jest dokładnym odzwierciedleniem naszej trasy – wprowadziłam kilka zmian, których dokonałabym jadąc tam po raz drugi. Pojawiły się też informacje o miejscach, które odwiedziłam podczas pierwszej podróży. Będą idealną propozycją na przedłużenie pobytu. Skoro wizy dla Polaków zostały już zniesione, a gotowy plan zwiedzania przedstawiam Wam w niniejszym wpisie to pozostało Wam tylko prosić o wolne w pracy i wyruszyć na przygodę życia!

Dopełnieniem do zorganizowania wyjazdu będzie kolejny wpis z poradami praktycznymi. Aby wszystko opisać zwięźle i nie tworzyć kilometrowego wpisu (choć raczej do tego dobiłam) najpierw przedstawiam ogólny plan wyjazdu. Stopniowo będę dodawać kolejne wpisy o poszczególnych miejscach (ze wszystkimi szczegółami dotyczącymi dojazdu, parkingów, cen za bilety wstępu i ciekawostkami z nimi związanymi).

IMG_20191013_120755

PRZYKŁADOWA TRASA: ZACHÓD USA W 2-3 TYGODNIE:

Los Angeles – Joshua Tree National Park – kawałek Route 66 z Oatman, Kingman i Seligman po drodze – Williams – Park Narodowy Sedona – Wielki Kanion – Monument Valley lub Kanion Antylopy (w przypadku 3 tygodni byłby czas na oba miejsca) – Horseshoe Bend – Bryce Canyon – Zion National Park – Valley of Fire – Las Vegas – Zapora Hoovera – Dolina Śmierci – Alabama Hills – Yosemite National Park – San Francisco – Monterey – Big Sur – Santa Barbara – Park Rozrywki Six Flags Magic Mountain – San Diego – Los Angeles.

***Pogrubione nazwy miejsc to propozycje na wyjazd dłuższy niż 2 tygodnie***

Jeśli ruszacie na podbój USA grupą to lepiej dla Was! Ośmioosobowa podróż okazała się być w naszym przypadku tańsza niż przemierzanie USA we dwójkę. Większe auto opłaci się to nawet jeśli będziecie zużywać więcej paliwa. Na korzyść przemawiały też pokoje 4-osobowe. Polecam sieciówki Motel 6 oraz Super 8. Bierzcie je w ciemno – są tanie (choć cena różni się w zależności od lokalizacji), czyściutkie i z parkingiem. Rezerwując hotele starałam się nie przekraczać założonego budżetu. Nasze noclegi kosztowały średnio 15-25$ za dobę na osobę.

Poniżej przedstawiam nasz zarys podróży. W rzeczywistości przebyliśmy więcej kilometrów niż twierdzi Google (nie doliczyłam poszczególnych punktów w Parkach Narodowych oraz kilka objazdów spowodowanych zamknięciem dróg). 

mapa
DZIEŃ 1: przylot do Los Angeles.
DZIEŃ 2: Griffith Park i Aleja Gwiazd + Joshua Tree National Park.
DZIEŃ 3: Legendarna Route 66.
DZIEŃ 4: Wielki Kanion.
DZIEŃ 5: Kanion Antylopy i Horseshoe Bend.
DZIEŃ 6: Bryce Canyon.
DZIEŃ 7: Zion  National Park + Las Vegas.
DZIEŃ 8: Zapora Hoovera, relaks w Las Vegas.
DZIEŃ 9: Dolina Śmierci.
DZIEŃ 10: Yosemite National Park.
DZIEŃ 11: San Francisco.
DZIEŃ 12: Obserwacja wielorybów w Monterey i kąpiel w oceanie.
DZIEŃ 13: park rozrywki Six Flags + Downtown Los Angeles.
DZIEŃ 14: Beverly Hills, Rodeo Drive i Venice Beach.

Rozpoczynamy od LA i po jednym dniu już go opuszczamy. Spokojnie, zwiedzając zgodnie z naszym planem pobędziecie w nim jeszcze pod koniec wyjazdu. Przy planowaniu pierwszego dnia pamiętajcie, że sporo czasu zajmuje wydostanie się z lotniska – bynajmniej tak było jeszcze za czasów wiz. Dajcie znać jeśli coś się zmieniło (na przejściu przez same bramki straciliśmy 2h, szczegóły we wpisie z informacjami praktycznymi). Dojazd do wypożyczalni samochodów też Wam trochę zajmie – w LA wszystkie znajdują się poza lotniskiem. Znaki w hali przylotów poprowadzą do przystanku z darmowymi busami do wypożyczalni. Obklejono je nazwami firm, więc bez problemu traficie do swojej.

Pierwszego dnia zaplanujcie wypad do Walmart. Poza wodą i jedzeniem „na drogę” warto zaopatrzyć się w styropianowy pojemnik (4$), będący odpowiednikiem lodówki. Większość moteli posiada darmową maszynę do lodu – i pyk, lodówka gotowa.

LA to strategiczny punkt, który pozwala na zrobienie „kółeczka” i oddania samochodu w tym samym miejscu (czyli bez dopłat). Radzę odpocząć po długim locie i potraktować pierwszy dzień wyjazdu luźno. Zmiana strefy czasowej na pewno przypomni Wam o tej konieczności. Jeśli wydostaniecie się z lotniska szybciej niż my (mieliśmy jedynie czas na krótki spacer po centrum bez konkretnego planu), proponuję odpoczynek na plaży w Santa Monica. Brzmi znajomo? To tam odbywały się zdjęcia do słynnego „Słonecznego Patrola”. Ponadto, w Santa Monica kończy się słynna Route 66. Za zimno na kąpiel? Przejdźcie się wzdłuż molo, na którym znajduje się… wesołe miasteczko!

  • nocleg: Travel Inn – bez luksusu ale tani, świetnie zlokalizowany, dobry na jedną noc.
  • Jeśli chcecie zjeść coś późno i tanio w LA (tak jak my – około 22:00-23:00), polecamy Jack in the box – sieciówka Drive Through ze smacznymi i tanimi burgerami (5$). Adres jednej z nich przy hotelu: 516 N Beaudry Ave, Los Angeles, CA 90012. 
IMG_20191012_181706
Moje główne skojarzenie z Kalifornią

DZIEŃ 2: Griffith Park i Aleja Gwiazd + Joshua Tree National Park.

Zacznijcie od Griffith Park z najpiękniejszym widokiem na Los Angeles. Zajrzyjcie do obserwatorium i podejdźcie nieco wyżej, w stronę znaku Hollywood. Widok na słynny napis nie zadowala? Wybierzcie się do N. Beachwood Drive, gdzie zobaczycie go z bliższej odległości. Wyskoczcie na Aleję Gwiazd, zobaczcie przylegający do niej Dolby Theater – miejsce wręczania Oskarów, a także Chinese Theater, w którym odbywają się najsłynniejsze premiery filmowe.

Po południu pożegnajcie się z LA (będzie na niego czas pod koniec wyprawy) i ruszajcie w stronę Joshua Tree National Park (2,5-3h). Fajnie byłoby zobaczyć go o zachodzie słońca. Oto miejsca w parku, które idealnie wpasowały się w naszą trasę: Covington Flats, Skull Rock, Arch Rock (na objazd tych miejsc i niedługi spacer liczcie jakieś 2h).

  • nocleg w Motel 6 Twentynine Palms (72562 Twentynine Palms Highway, Twentynine Palms, CA 92277). 

Kultowa Mother of the Roads łącząca Chicago z Los Angeles powstała w 1926 roku i liczy aż 3945 km. Nic dziwnego – przebiega przez 8 stanów! Wiele osób twierdzi, że zobaczyliśmy jej najciekawszy kawałek – przejechaliśmy trasę z LA do Williams.

Podczas trzeciego dnia spędzicie wiele godzin w samochodzie (około 5-6h), ale gwarantuję mnóstwo ciekawych przystanków. Czekają na Was miasta widmo, wymagające drogi (odpowiedniejszą nazwą byłyby serpentyny nad urwiskami) i miejscowości westernowe o klimacie prawdziwego dzikiego zachodu. Szczegóły na temat Mother of the Roads przedstawię we wpisie poświęconym Route 66. Oto miejsca na trasie, które musicie zobaczyć: Roy’s Motel&Cafe, miasto widmo Goof’s, westernowe Oatman zamieszkiwane przez dzikie osły (warto zrobić w nim 1-2h postoju), Kingman, Seligman i Williams. 

  • Pod tym adresem w Kingman znajdziecie bardzo dobrą, typową amerykańską restaurację: 105 E Andy Devine Ave. Polecam!
  • nocleg: The Canyon Motel & RV Park. Domki w Williams były jednym z najlepszych noclegów –  szkoda, że nie skorzystaliśmy z tamtejszego grilla. 

Na pewno każdy z Was podziwiał to miejsce na zdjęciach. I wiecie co? Fotografie nie oddają jego ogromu i piękna nawet w połowie! Mając na niego jeden dzień, zdecydowaliśmy się na poznanie krawędzi South Rim. Nie spieszcie się z opuszczeniem parku – wieczorem niebo zasypują gwiazdy (ich widoczność nad kanionem robi wrażenie!).

  • nocleg: The Canyon Motel & RV Park, Williams – druga noc w tym samym miejscu. 
  • Przepyszne burgery i muzykę na żywo znajdziecie w restauracji Cruisers, Williams. 
  • Opcja na 3 tygodnie: zobaczcie Bearizona Wildlife Park w Williams.  To coś w stylu safari dla niedźwiedzi, 20$/osoba. Spędzicie tam jakieś 3h.
  • Kolejną opcją jest pobliski Park Narodowy Sedona (1h samochodem od Williams). 

Pierwszy raz zobaczyłam Kanion Antylopy na losowej tapecie Windows’a kilka dobrych lat temu. Długo nie mogłam uwierzyć w to, że istnieje. Mimo, że jest naprawdę uroczy, może trochę rozczarować. Pierwszą rzeczą jaką zajął się przewodnik było ustawianie odpowiednich filtrów w telefonie uczestników wycieczki, przez co zdjęcia są trochę przekłamane. Wstęp niesamowicie drogi (godzinna wycieczka w Lower Antelope Canyon to koszt 200zł), a mimo to przyciąga tłumy, które nie pozwalają na podziwianie tego miejsca własnym tempem. Wycieczkę po kanionie najlepiej wykupić przez Internet – szczegóły w osobnym wpisie poświęconym temu miejscu.

Koniecznie wybierzcie się na zachód słońca do Horseshoe Bend – przepiękny łuk rzeki Kolorado (parking: 10$, przygotujcie się na 20-minutowy spacer z parkingu na punkt widokowy).

  • nocleg: Lake Powell Canyon Inn (150 North Lake Powell Boulevard, Page)
  • Macie 3 tygodnie na Stany? Zobaczcie Monument Valley, oddalone o 2h samochodem od Page. Idealne na całodniowy wypad i późny powrót na nocleg.
  • Pomysłem na kolejny dzień może być kąpiel w jeziorze Powell. 

DZIEŃ 6: Bryce Canyon.

Ten niewielki park narodowy znajduje się w odległości 2,5h samochodem od Page, w stanie Utah. Mimo, że udałoby się połączyć jego zwiedzanie z kolejnym parkiem – Zion, to radzę, aby tego nie robić. Warto zaplanować sobie cały dzień na każdy z tych parków. Bryce odwiedziłam podczas mojej pierwszej podróży do USA i zrobił na mnie ogromne wrażenie! Polecam na jeden dzień szlak Tower Bridge (5km), Sunrise Point, Queens Garden Trail (ok. 3km) i zachód słońca na Sunset Point 

  • nocleg: Rodeway Inn Bryce Canyon – tańszego w pobliżu Bryce nie znajdziecie!
  • Restauracja? Podczas pierwszego wyjazdu jadłam tylko bułki, banany i zupki chińskie za dolara, więc tutaj nie pomogę. 
16
Bryce Canyon odwiedziłam podczas mojej pierwszej podróży na zachód USA

DZIEŃ 7: Zion  National Park + Las Vegas.

Z hotelu w Page mieliśmy jakieś 2,5h do Zion National Park. Jeśli szukacie klimatu dzikiego zachodu to nie mogliście lepiej trafić! Zion oferuje wiele szlaków – od najtrudniejszych, na które musicie poświęcić cały dzień, po najprostsze, które ogarniecie w godzinę. Sporą część Zion Park zobaczycie przez szybę samochodu, dzięki przepiękniej Scenic Route.

  • Mega restauracja na trasie do Vegas – Peggy Sue’s 50’s Diner, 35654 Yermo Rd, CA 92398. 
  • opcja na 3 tygodnie: kolejny park – Valley of Fire. Idealny na jednodniowy wypad.
  • nocleg: Wyndham Desert Blue, Las Vegas w sąsiedztwie Las Vegas Strip (3200 W Twain Ave, Las Vegas, NV 89103). Tanio i tak jakby luksusowo (70zł/noc/osoba). Najniższe ceny za świetne hotele znajdziecie właśnie w Vegas (poza weekendem). Dlaczego? Kasyna to główne źródło dochodu, a tanie noclegi zachęcają do odwiedzin miasta!

Ten dzień był jednym wielkim odpoczynkiem. Poza tym, Las Vegas za dnia jest strasznie nudne. Korzystaliśmy więc z basenu hotelowego i zbieraliśmy siły na godziny po zmroku! Polecam wybrać się nad Zaporę Hoovera (40min samochodem z Las Vegas). Proponuję też podejść po zdjęcie ze słynnym znakiem Welcome to Fabulous Las Vegas znajdującym się przy samym lotnisku (5200 Las Vegas Blvd S, Las Vegas, NV 89119). Wieczorem kontynuowaliśmy spacer po Las Vegas Strip – rozłóżcie go na dwa wieczory, zbyt ciężko ogarnąć go podczas jednej nocy!

  • nocleg w tym samym hotelu: Wyndham Desert Blue.

Najgorętsze miejsce w USA! Plusem przyjazdu w godzinach popołudniowych była znośna temperatura. Niestety, był też i minus – długa i kręta droga po ciemku przez Alabama Hills, przez które przejechaliśmy po zmroku – widoki pooglądałam sobie w Google. Planując wypad do Doliny Śmierci nie zapominajcie o zapasach wody! Miejsca warte uwagi w dolinie:

  • Zabriske View Point,
  • Devil’s Golf Course, Salt Pool Rd,
  • Badwater,
  • Artist’s Palette, Furnace Creek,
  • Mesquite Flat Sand Dunes.

Przez Alabama Hills kierowaliśmy się jak najdalej na północ do uroczego Mammoth Lakes, gdzie spaliśmy w drewnianych domkach. Była to najlepsza opcja, aby wczesnym rankiem ruszyć do kolejnego Yosemite (40min samochodem). Noclegi bliżej parku Yosemite kosztowały miliony.

  • nocleg 1h od Yosemite: urocze drewniane domki w Mammoth Lakes: Edelweis Lodge (1872 Old Mammoth Road, Mammoth Lakes, CA 93546). 
  • opcja na 3 tygodnie: przedłożony wypad do Doliny Śmierci i przejazd zupełnie inną drogą na nocleg do Motel 6 w miejscowości Fresno. To świetna baza wypadowa do Sequoia National Park. Kolejnego dnia proponuję wypad do Yosemite (ok. 2,5h drogi). 

Po przejeżdżaniu  przez ogromne pustynie w kilka godzin znaleźliśmy się w zupełnie innym klimacie. Yosemite przypomina mi trochę nasze Tatry – w krajobrazie przeważają szare skały. Początkowo chciałam zrezygnować z parku kosztem dłuższego pobytu w San Francisco – i to byłby błąd! Postarajcie się spędzić w nim cały dzień, zwłaszcza jeśli chcecie zobaczyć tamtejsze sekwoje. Park jest ogromny, a dojazd do punktu z gigantycznymi drzewami „trochę” zajmuje. Najpiękniejsze miejsca w Yosemite to: Glacier Point, Tunnel View, El Capitan, Tioga Pass. Jeśli będziecie tam wiosną, warto wybrać się do Mirror Lake. W parku nie brakuje też wodospadów – niektóre szlaki pozwalają zobaczyć je z bliska.

Na parkingu przy Mariposa Groove rozpoczyna się kilka szlaków, na których zobaczycie sekwoje. Kilkugodzinne szlaki zaprowadzą Was do największych gigantów – warto mieć więc jakiś zapas czasu! Poza tym, drogi w parku są kręte i często osadzone nad przepaścią. Lepiej więc wyjechać z parku przed zmrokiem – zwłaszcza, że nasze planowe miejsce noclegowe oddalone jest o 4h (róbcie wszystko, aby tego samego dnia wylądować jak najbliżej San Francisco).

  • nocleg w Motel 6 Pinole – aż 4h drogi od parku Yosemite. Warto dojechać jak najbliżej San Francisco i rozpocząć jego zwiedzanie z samego rana. Odradzam nocowanie w SF. Ceny w jego bezpiecznych dzielnicach są tragiczne… Przestrzegano mnie, że w razie znalezienia lokum nieprzekraczającego naszego przewidywanego powinniśmy nocować w nim… uzbrojeni. San Francisco oferuje najdroższe noclegi w USA, zaś ich jakość pozostawia wiele do życzenia… 

If you’re goiiiiiing to Saaaaan Fraaancisco… Z taką nutką w tle ruszyliśmy w stronę jednego z najsłynniejszych miast na świecie. Warto zwlec się z łóżka wcześniej, aby uniknąć korków. Punkt pierwszy: kierujemy się na Battery Spencer po widok na most Golden Gate. Mieliśmy ogromne szczęście, widząc go w całej swej okazałości. Zazwyczaj tonie we mgle. Po przejechaniu przez najsłynniejszy most na świecie, zostawiliśmy samochód na jednym z parkingów (jest ich tam pełno, 40$/dzień), rozpoczynając zwiedzanie od Fisherman’s Wharf. Nie zabrakło też Pier 39 obleganego przez lwy morskie, skąd najlepiej widać Alcatraz – słynne więzienie, z którego nie było ucieczki. Kolejną atrakcją była przejażdżka zabytkowym tramwajem po stromych uliczkach, Union Square oraz największe Chinatown na świecie. Wieczorem usiedliśmy na plaży z widokiem na oświetlony most. Coś pięknego!

  • restauracja: Cioppino’s przy Fisherman’s Wharf, serwująca owoce morza. Polecam kanapkę z krewetkami (400 Jefferson St, San Francisco, CA 94109).
  • nocleg: spaliśmy poza miastem ze względu na wysokie ceny hoteli w mieście. Wybraliśmy Super 8 by Wyndham w Salinas (131 Kern Street, Salinas, CA 93905). Oddalony o 2,5h od San Francisco. Zaoszczędziliśmy naprawdę sporo.
  • Jeśli planujecie przejazd przez Golden Gate i brak mandatów, zapłaćcie za wjazd przez Internet. Wystarczy zalogować się tutaj, wpisać numer rejestracyjny pojazdu, datę, a także ilość planowanych przejazdów przez most (my mieliśmy tylko jeden). System przekieruje Was do płatności. Całość potrwa z 5-10 minut. 

Kiedy usłyszałam, że w Monterey organizowane są rejsy z możliwością oglądania wielorybów, natychmiast rozpoczęłam namawianie naszej grupki na skorzystanie z tej atrakcji. Rejsy trwają 3-4 godziny. Niektóre firmy oferują zwrot kosztów, jeśli nie uda się spotkać ani jednego – a koszt atrakcji jest niemały (50$). Niestety nie widziałam wielorybów wyskakujących z wody, co jest bardzo rzadkim zjawiskiem (choć może nie na You Tube), ale mogłam podziwiać ich potężne ogony i kawałek tułowia, kiedy wynurzały się aby wypuścić powietrze. Niesamowite! Polecam każdemu!

Po rejsie i obiedzie w restauracji na promenadzie proponuję odpocząć na jednej z plaż: Carmel-by-the-sea (10min od od Monterey), Pismo Beach (2,5h od Monterey) lub Santa Barbara. Wybraliśmy tę ostatnią, ale było już trochę zimno na kąpiel (przyjechaliśmy około 18:00), chociaż zachód słońca na plaży wszystko wynagrodził.

  • restauracja Abalonetti Seafood – polecam zupę rybną i kanapkę z homarem (57 Fishermans Wharf, Monterey, CA 93940).  
  • nocleg: Następnego dnia macie w planach park rozrywki Six Flags? Proponuję hotel Crystal Lodge Motel (1787 East Thompson Boulevard,Ventura, CA 93001). My nocowaliśmy już w LA, ale mniej męczącym rozwiązaniem będzie skrócenie trasy i hotel w miejscowości Ventura. Jeśli natomiast wolicie odwiedzić Universal, lepszym rozwiązaniem będzie nocleg w Los Angeles (ze względu na kolejki do wejścia warto pojawić się w Universal Studio wcześniej). 
  • Jeśli planujecie dłuższy pobyt w USA, pokonajcie trasę z Salinas do Santa Barbara wzdłuż wybrzeża. Przejeźdźcie się kalifornijską jedynką z Big Sur, która dostarczy Wam niezapomnianych widoków. Możecie liczyć na mnóstwo plaż, wylęgarnie lwów morskich, przepiękne położone mosty oraz drogę nad urwiskiem. Pokonanie tej trasy w jeden dzień nie ma sensu – warto wygospodarować na nią co najmniej dwa. Trasę świetnie opisano na blogu Lazurowy Przewodnik. Robię reklamę, no niech stracę!

Dlaczego zdecydowaliśmy się na Six Flags, zamiast odwiedzin słynnego Universal Studio? Jestem przekonana, że oba parki są świetne, ale kompletnie różne – bez sensu więc porównywać je ze sobą. Rollercoastery w Six Flags dostarczą Wam mnóstwo adrenaliny, zaś Universal to połączenie kolejek będących symulatorami 3D/4D, parad oraz przedstawień. Zadecydujcie więc jakiej rozrywki szukacie i wybierzcie odpowiedni park dla siebie. Bez względu na to, gdzie traficie zapewniam, że będziecie zadowoleni!

Wracamy na LA! Proponuję trzygodzinny spacer. Google pokazuje, że pokonacie ją trzy razy szybciej ale gwarantuję, że miejsca przyciągną uwagę i przeznaczycie na nie więcej czasu. Downtown LA przede wszystkim kojarzy mi się z ogromną ilością bezdomnych ale warto je odwiedzić ze względu na kilka interesujących miejsc. Wpadnijcie do Staples Center – słynnej hali widowiskowo-sportowej, w której odbywają się mecze Lakersów i koncerty najsłynniejszych artystów. Podejdźcie na jeden z najsławniejszych placów miasta – Pershing Square. Zajrzyjcie do ogromnej biblioteki, po czym spacerkiem przez aleję Kościuszki dojdziecie do oryginalnych budynków the Broad oraz Walt Disney Concert Hall. Wjedźcie na 27 piętro ratusza miasta z darmowym tarasem widokowym. Poznajcie najstarsza część Downtown LA – El Pueblo z barami, restauracjami i targowiskiem o meksykańskich akcentach.

  • nocleg w LA: wynajęliśmy dom w dzielnicy Los Feliz (Air B&B). Idealna i tania opcja dla większej grupy! Link do rezerwacji znajduje się tutaj
  • Nie macie jeszcze dosyć burgerów? Wszyscy polecają sieciówkę In-N-Out Burger. Po wielu rekomendacjach spodziewałam się szału – faktycznie był dobry, choć nie był to najlepszy burger jaki kiedykolwiek jadłam, ale jest to rozwiązanie na tani obiad!

DZIEŃ 14: Los Angeles i okolice.

Ostatni dzień rozpocznijcie od rundki po Beverly Hills. Ogromne wille, idealnie przystrzyżona trawniki i mnóstwo żywopłotów zapewniających solidną prywatność to miejsce zamieszkania hollywoodzkich gwiazd. Pozostając na ich tropie wpadnijcie na Rodeo Drive – ulicę przepełnioną najdroższymi markowymi sklepami. Ktoś kojarzy scenę z Pretty Woman, kiedy bohaterce odmówiono wejścia na zakupy do jednego z nich? Nie jest to dalekie od prawdy – większość z nich wymaga wpłaty niemałego depozytu na wejściu (do 2000$).

Wyjazd zakończcie odpoczynkiem na Venice Beach. Nie macie ochoty na kąpiel w oceanie? Poćwiczcie na Muscle Beach rozsławionej przez Arnolda Schwarzenegger i podejrzyjcie wyczyny na skate parku, który przewija się w wielu filmach i teledyskach.

  • Propozycja na dłuższy pobyt: wyskoczcie na jeden dzień z LA do San Diego. Czeka tam na Was przepiękna plaża, ogromny park Balboa i jedno z najlepszych zoo na świecie. Założę się, że na ulicach usłyszycie więcej rozmów w języku hiszpańskim niż angielskim. 

Zapewniam, że miejsca ze zdjęć wyglądają znacznie lepiej w rzeczywistości (z wyjątkiem Kanionu Antylopy i Downtown LA). Wybierając się do USA na 2-3 tygodnie pamiętajcie, że to kraj stworzony dla kilku, a nawet kilkunastu podróży. Ciężko będzie więc ogarnąć wszystko podczas jednej wyprawy. Nie przejmujcie się, jeśli nie uda Wam się „odhaczyć” wszystkiego. Do tego kraju jeździ się głównie po niesamowitą atmosferę. Po zniesieniu wiz dla Polaków spełnienie American Dream nigdy nie było prostsze. Z takim nastawieniem ruszajcie na podbój USA i koniecznie dajcie znać w komentarzach jeśli moje wskazówki okazały się przydatne! A może macie już wizytę za sobą? Które miejsce spodobało Wam się najbardziej? Uważacie, że zabrakło czegoś w planie? Podzielcie się swoją opinią!

Zachodnia część USA – filmik z wyjazdu

To uczucie, kiedy pomysł z imprezy naprawdę wypala – bezcenne! Tym oto sposobem kupiliśmy bilety i rozpoczęliśmy planowanie wymarzonej podróży. Dwa tygodnie, 4200 przejechanych kilometrów, 4 stany i nasza ośmioosobowa grupka. Oby ten filmik oddał chociaż w połowie to, jak fajnie się bawiliśmy, wspólnie zwiedzając tak wiele pięknych miejsc! Uwaga.. ten kraj stawia tak wysoką poprzeczkę, że po powrocie ciężko będzie Wam docenić inne miejsca w podróży!

Zapora Hoovera – sztos inżynierii

Zaporę Hoovera nieraz nazywano 8 cudem świata. W momencie powstania była ona największą betonową konstrukcją, największą zaporą i największą elektrownią wodną na świecie. Piorunujący postęp techniki zapoczątkował budowę nowych konstrukcji i odebrał jej wszelkie tytuły w błyskawicznym tempie. Niemniej jednak, utworzenie takiej zapory w kanionie bez pomocy dzisiejszych rozwiązań technologicznych można śmiało określić cudem inżynierii.

Zapora Hoovera w liczbach:

  • 224 metry wysokości,
  • 379 metrów długości,
  • 200 metrów szerokości u podstawy i 15 metrów w najwyższej części,
  • waga – 6.6 milionów ton,
  • 2074 MW mocy w elektrowni, wyposażonej w 19 turbin.

Obiekt upodobało sobie kilku reżyserów, którzy wielokrotnie rujnowali Zaporę Hoovera. Jak widać, Hoover Dam ma się dobrze nawet po ataku Transformers, trzęsieniu ziemi w San Andreas i zawaleniu w 10.5 Apocalipse. Mimo konkretnej konstrukcji wciąż obawiano się, że niektóre scenariusze filmowe okażą się rzeczywistością. Po zamachu terrorystycznym na wieże WTC 11 września 2001 roku wzmożono środki bezpieczeństwa w całym kraju. W 2010 roku utworzono ogromny most, na który przeniesiono ruch samochodowy, wcześniej odbywający się na Zaporze. Powodem stworzenia dodatkowej przestrzeni był również wzrost liczby ludności w okolicznych miastach.

Konstrukcję nazwano tak na cześć 31 prezydenta USA – Herberta Hoovera, który odegrał sporą rolę w powstaniu zapory. Budowa trwała niespełna 5 lat. Pochłonęła 40 mln dolarów i 100 robotników, którzy stracili życie przy pracy. To jednak oficjalne statystyki – niektóre źródła mówią o setkach ofiar. Biorąc pod uwagę warunki pracy, liczba ta była i tak niewielka. Sto lat temu przepisy BHP były tylko dobrą bajką dla dzieci. Pracownicy wykonywali swoje obowiązki na wysokościach bez odpowiednich zabezpieczeń. Udary wśród robotników były na porządku dziennym – temperatury wahały się pomiędzy 40 a 50 stopniami Celsjusza. Gwarantuję, że po kilku godzinach zwiedzania będziecie mieć tę zaporę w… nosie. Spróbujcie sobie wyobrazić, co czuli robotnicy. Mimo to, chętnych było wielu i nie wszyscy dostali tę robotę. W USA panował wtedy Wielki Kryzys – do pobliskiego Las Vegas przyjechało 20 tysięcy bezrobotnych, w nadziei na pracę przy zaporze. Zatrudniono niespełna 5300 osób.

PRZYGOTOWANIA DO ROZPOCZĘCIA BUDOWY ZAPORY:

Zanim rozpoczęto budowę, należało odpowiednio przygotować teren. Trzeba było odwrócić bieg rzeki. W kanionie wybito cztery pięciokilometrowe tunele o średnicy 17 metrów, którymi popłynęły wody Kolorado. Pomogło w tym specjalne urządzenie ze świdrami wiercącymi otwory na ładunki wybuchowe, które usuwało 14 metrów skał na dobę. Należało zabezpieczyć się przed ewentualnym zalaniem, budując tymczasowe zapory. Trzeba było zapewnić odpowiednie podłoże dla konstrukcji. Usunięto ponad milion metrów sześciennych ziemi, dokopując się do stabilnej skały, na której stanęła Hoover Dam. Mocne podłoże nie wystarczyło. Należało też zadbać o stabilne ściany, usuwając z kanionu zniszczony kamień. W jaki sposób? Robotnicy likwidowali zbędne kały młotami i dynamitem, zwisając na linach. Kamienie często spadały im na głowy – była to główna przyczyna śmierci podczas budowy zapory.

HooverDamHighScaler
źródło, domena publiczna

KUPA BETONU: 

Do budowy zapory zużyto 2,5 mln metrów sześciennych betonu. Doliczając do tego 850 tysięcy metrów sześciennych, jaki przeznaczono na elektrownię i pozostałe budynki należące do kompleksu Hoover Dam, taka ilość betonu zapewniłaby powstanie autostrady łączącej zachodnią część USA ze wschodem. Obliczono też, że przy jednorazowym wylaniu jego zaschnięcie zajęłoby 125 lat. Dlatego też wylewano go stopniowo do utworzonych tam bloków. Żeby nie było zbyt łatwo – okazało się, że bloki te zwiększały swoją objętość i nagrzewały się do 70 stopni Celsjusza. W tym celu zamontowano między nimi rury z zimną wodą, które je chłodziły.

Do dziś krążą legendy o robotnikach, którzy wpadli do formy i zostali zalani betonem. Jakkolwiek mrocznie to nie brzmi, twórców tych opowiadań poniosła fantazja, bo każdorazowe wylanie betonu podnosiło poziom konstrukcji zaledwie o kilka centymetrów. 

800px-Placing_concrete_with_4-cubic_yard_transit_mixer_in_column_'M'-13._Transit_mixers_are_used_where_the_small_size_of..._-_NARA_-_293933
źródło: U.S. National Archives and Records Administration, Wikimedia Commons, domena publiczna

JEZIORO MEAD:

Po zakończeniu budowy konstrukcji przystąpiono do wypełnienia sztucznego zbiornika wodnego – jeziora Mead. Proces trwał 6 lat. Przesiedlono wiele osób z miejscowości, które zostały zalane. Podczas znacznego obniżenia poziomu wody widać ruiny opuszczonych miast i wiosek. Za 20 lat Mead może całkowicie wyschnąć. Wszystko za sprawą zmian klimatu oraz nadmiernego zużywania wody. Obniżenie poziomu wody postępuje błyskawicznie – jeszcze kilka lat temu był on o 10 metrów wyższy. Wprowadzone ostatnio restrykcje dotyczące zużywania wody raczej już nie pomogą.

1
Znajdź 10 różnic, czyli dawna linia poziomu wody i linia wyznaczająca długość mojej koszulki pracowniczej

INFORMACJE PRAKTYCZNE:

Odwiedzając to miejsce latem, poczujecie się jak w piekarniku. Pamiętajcie o wodzie i kremach przeciwsłonecznych z konkretnym filtrem. Ponadto, przekraczając granicę dwóch stanów – Arizony i Nevady, przenosicie się do innej strefy czasowej – pamiętajcie więc o przestawieniu swoich zegarków.

Na głównym parkingu należącym do kompleksu Zapory Hoovera zapłacicie 10$ za samochód.

W Visitor Center można wykupić wycieczkę po kompleksie: godzinną w cenie 30$ oraz półgodzinną za 15$ (tę drugą można zakupić on-line). Więcej informacji o możliwych wycieczkach, ich cenach i dostępnych godzinach znajdziecie tutaj.

Poza wycieczkami, koniecznie udajcie się na most Mike O’Callaghana i Pata Tillmana, skąd rozpościera się widok na Hoover Dam w całej swej okazałości. Bezpłatny parking dostępny jest przy wejściu na most.

Po kilku godzinach podziwiania tej niezwykłej konstrukcji z każdej strony w niemałym upale udaliśmy się do Las Vegas. Zapora znajduje się w bliskiej odległości od Światowej Stolicy Hazardu i jest doskonałym pomysłem na spędzenie ciekawego popołudnia, podczas gdy Vegas za dnia przypomina raczej miasto widmo. Nie sądziłam, że konstrukcja może mnie zainteresować, dopóki nie zobaczyłam jej na własne oczy. Mimo, że tytuł największej zapory na świecie został jej odebrany już po 9 latach od ukończenia budowy, do dziś przyciąga tłumy turystów i nic nie wskazuje na to, aby coś się zmieniło.

Salt Lake City – miasto Mormonów i czystych ulic

Kojarzycie to miasto i nie wiecie dlaczego? Już podpowiadam. Może komuś obiło się o uszy, że jest to centrum religijne Mormonów? Czyżby powodem były Zimowe Igrzyska Olimpijskie w 2002 roku? Być może pamiętacie sukcesy lub niebezpieczny upadek Adama Małysza na tamtejszej skoczni? Dla mnie jest to miejsce rozpoczęcia amerykańskiej przygody po zakończeniu pracy w Dorney Parku. Z Nowego Jorku, leżącego na wschodnim wybrzeżu udałyśmy się z koleżanką do stolicy Utah na zachodzie. Po spędzeniu tam trzech dni moimi głównymi skojarzeniami z miastem są Mormoni i czyste ulice.

KIM SĄ MORMONI?

Podczas pierwszych chwil w mieście co jakiś czas napotykałyśmy nienagannie ubrane, uśmiechające się osoby. Wielokrotnie pytały nas czy nie potrzebujemy pomocy. Kiedy o północy mijałyśmy największą świątynię w mieście, stało przy niej – niczym w równym rzędzie – kilka eleganckich młodych osób, które prowadziły między sobą dyskusję. Byli to Mormoni – członkowie „Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich”, który w 1930 roku założył John Smith.

Zapisy w Księdze Mormona wzbudzały wiele kontrowersji. Do 1890 roku dopuszczano wśród jego członków poligamię (sam Smith miał 33 żony). Uważano, że ciemny kolor skóry jest karą za grzechy (zapis usunięto dopiero w 1978 roku) i że istnieje wiele bogów. Zgodnie z ich wiarą Jezus jest rzekomym bratem Lucyfera, był trzykrotnie żonaty i miał dzieci w czasie swojego ziemskiego życia. Mormoni posiadają spore wpływy polityczne i gospodarcze, m.in. w Salt Lake City, na Hawajach i w sieci hoteli Marriot. Mają też własne gazety, stacje telewizyjne, towarzystwa ubezpieczeniowe, a nawet szpitale. Wyznawcy nie mogą spożywać żadnych używek – począwszy od kawy i herbaty po alkohol. Nie wolno im także palić papierosów. Znani są z ogromnej uprzejmości i szacunku dla innych religii. Ważnym elementem w ich życiu są misje w różnych zakątkach świata (najczęściej dwuletnie), które opłacają z własnej kieszeni. Zazwyczaj prowadzą je dwudziestolatkowie oraz młode małżeństwa. Przed wyjazdem intensywnie uczą się języka kraju, do którego się wybierają. Często oferują naukę angielskiego w zamian za możliwość prowadzenia nauk. Z nieoficjalnych źródeł wiem, że w zamian za zgodę na podjęcie próby nawrócenia oferują nawet sprzątanie mieszkania lub zajmowanie się dziećmi, nie oczekując za to wynagrodzenia pieniężnego.

2620059872_58ca0eb065_b
Misjonarze mormońscy, źródło: Versageek (flickr.com), licencja

JAK DOSTAĆ SIĘ DO SALT LAKE CITY?

Szczerze mówiąc, pobyt tam nie był jakimś kluczowym momentem wyjazdu. W internetowej wyszukiwarce połączeń eSky.pl znalazłyśmy lot American Airlines z Nowego Jorku do Salt Lake City International Airport (z przesiadką w Phoenix) w dobrej cenie – 400zł. Lot pozwolił nam tanio przedostać się na zachód USA.

Podczas lotu podziwiałyśmy Góry Skaliste i wielkie Słone Jezioro. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie spotkam osób siedzących obok mnie w samolocie, które słyszały naszą niezbyt mądrą dyskusję pod tytułem: „Nie wiedziałam, że mają tutaj jezioro!”. Po opuszczeniu lotniska dotarło do mnie, że nazwa miasta brzmi SALT LAKE City (Miasto SŁONEGO JEZIORA).

GDZIE SIĘ ZATRZYMAĆ?

Nocowałyśmy w Avenues Hostel (szczegóły rezerwacji), który przekonał nas do siebie dobrymi warunkami, względną ceną oraz znakomitą lokalizacją. W recepcji powitał nas przemiły Pan z idealnym czerwonym manicure i długimi włosami, który raczej nie był Mormonem. 

CO ZOBACZYĆ W SALT LAKE CITY?

Położone nad Słonym Jeziorem miasto otaczają góry, które tworzą idealną panoramę na pocztówkach. Salt Lake City często nazywane jest Skrzyżowaniem Zachodu. To również stolica górzystego stanu Utah, który posiada atrakcyjne parki narodowe, stanowe i rezerwaty (Kanion Bryce, Zion, Canyonlands, Capitol Reef, Arches). Samo miasto nie ma zbyt wiele do zaoferowania – na zachodzie USA znajdziecie ciekawsze miejsca. Jest to dobra baza wypadowa do pobliskich parków narodowych. Jeśli jednak już tam się znajdziecie, warto zobaczyć kilka interesujących miejsc:

Kapitol Stanowy w Salt Lake City przypomina instytucję w Waszyngtonie. Niektórzy dostrzegają w nim spore podobieństwo do greckiego Partenonu. Znajduje się na wzgórzu, będącym jednym z najlepszych punktów widokowych na miasto i okolicę (przy budynku mieści się punkt informacji turystycznej).

saltl-1689768_960_720
Kapitol Stanowy w Salt Lake City, domena publiczna

Temple Square to kompleks należący do miejscowych Mormonów. Centralne miejsce zajmuje ogromna świątynia, do której wstęp mają jedynie wyznawcy. Wyglądem przypomina raczej pałac Disneya niż kościół. To pierwszy murowany budynek w mieście, od którego rozpoczyna się numeracja wszystkich domów w Salt Lake City.

Oprócz świątyni, na placu mieści się Sala Zgromadzenia i dwa centra informacyjne. Mormoni z chęcią przybliżają historię tego miejsca. W chwili wkroczenia na teren kompleksu pojawi się przy Was ktoś, kto z szerokim uśmiechem i nienagannym ubiorem opowie Wam o Temple Square, stopniowo zmieniając temat i proponując przesyłkę Księgi Mormonów w języku polskim do Waszych domów w Polsce. Na placu znajduje się tabernakulum, w którym odbywają się koncerty orkiestry i chóru. To ciekawa budowla o okrągłym kształcie, dysponująca miejscem dla 4 tysiący osób. Nie wsparto jej żadnymi kolumnami – w ten sposób wierni mają dobry widok z każdej części sali na przemawiającego do nich proroka. W niedzielę odbywają się tam wystawne koncerty połączone z katechezą, które transmituje telewizja. W skład kompleksu wchodzi też Centrum Konferencyjne, mogące pomieścić 30 tysięcy osób.

W czerwcu 2016 roku jakiś żartowniś stworzył wydarzenie na Facebooku, które zdobyło sporą popularność. Ogłoszono rzekomy koncert nieżyjącego już Tupac w tabernakulum na Temple Square. Amerykański raper średnio wpasowałby się swoją muzyką w mormońskie klimaty… 

Główna siedziba Biblioteki Publicznej w Salt Lake City mieści się w budynku stanowiącym przykład oryginalnej struktury architektonicznej. To najbardziej unikalny budynek w stanie Utah. Poza biblioteką, sześciopiętrowa ściana układająca się w kształt półkola mieści w sobie również sklepy i przeróżne galerie.

Biblioteka Rodzinna w Salt Lake City to owoc pracy mormońskiej organizacji Family Search, która poświęca swój czas na gromadzenie i szukanie informacji dotyczących genealogii. To największy zbiór zapisów, posiadający informacje o 3 miliardów zmarłych z przeszło stu krajów. Są one ogólnodostępne i bezpłatne, zamieszczone na oficjalnej stronie internetowej organizacji.

Dlaczego członków Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich pasjonują poszukiwania swoich korzeni? Niektórzy twierdzą, że powodem jest możliwość ochrzczenia zmarłych, którzy za życia byli niewierni (czyt. nie należeli do Zgromadzenia).

Katedra św. Marii Magdaleny to główny kościół rzymskokatolicki w diecezji Salt Lake City. Niestety nie udało nam się zajrzeć do wnętrza świątyni, ale można je zobaczyć klikając tutaj.

Park Liberty to dobre miejsce na spacer, jogging lub przejażdżkę rowerową. Na jego terenie znajdują się liczne place zabaw, boisko do siatkówki oraz kort tenisowy.

Kolejną atrakcją jest bezodpływowe Słone Jezioro, które liczy 120km długości i 45km szerokości. Nie należy do głębokich – w najgłębszym punkcie ma ono 11 metrów. Jest to drugi najbardziej zasolony zbiornik wodny na świecie. Pierwsze miejsce w rankingu należy do Morza Martwego. Pływanie tam jest dość proste – przez spore zasolenie ciało samo się unosi. Warto dodać, że jezioro… śmierdzi – najintensywniej podczas wiosny. Specyficzny zapach zgniłych jaj tworzy się w czasie frontów sztormowych, które „zruszają” z płytkiego jeziora osad, powstały z rozkładających się resztek roślin i zwierząt, które trafiają tam z okolicznych rzek i nie mają szans na przeżycie w słonych wodach. Dochodzi do uwalniania się z osadu gazów, które z kolei mieszają się w powietrzu z odparowaną słoną wodą.

great-salt-lake-50259_960_720
źródło: Wielkie Jezioro Słone, domena publiczna

W okolicy znajduje się Wioska Olimpijska (30min jazdy samochodem na wschód od Salt Lake City). Zimą 2002 roku o Utah Olympic Park było głośno. 12 lat temu nasz rodak – Adam Małysz – bez skrupułów zgarniał wszystkie medale, wygrywając konkursy w skokach narciarskich. Z Zimowej Olimpiady w Salt Lake City przywiózł srebro i brąz. Mimo, że obecnie atmosfera wioski różni się od tej podczas międzynarodowej imprezy sportowej z 2002 roku, być może w niektórych z Was obudzą się wspomnienia podczas spaceru w tym miejscu.

Jeśli ktoś dysponuje większą ilością czasu być może przyda mu się informacja, że w Salt Lake City istnieje Zoo, planetarium i kilka muzeów: Historii Naturalnej Utah, Sztuki Współczesnej, Sztuk Pięknych, Sztuki Ludowej oraz Dziedzictwa. Niestety (albo i stety) nie odwiedziłam ich, więc nie potrafię powiedzieć, czy warto się tam wybrać. Osoby lubiące trekking mogą zdobyć wzniesienie w Ensigh Park, z którego roztacza się ładny widok na miasto. Warto też wspomnieć, że miasto posiada znakomite ośrodki narciarskie.

20150910_195137
Nowoczesność Salt Lake City

CIEKAWOSTKI O MIEŚCIE: 

  1. To jedyne miasto w Ameryce Północnej, posiadające w nazwie trzy wyrazy.
  2. Od wielu lat znajduje się w rankingu najlepszych miast pod względem szybkiego znalezienia odpowiedniej pracy dla wykształconych osób (Forbes).
  3. Czego powinno się nauczyć od tego miasta sławne Los Angeles? Wskaźnik bezdomności w Salt Lake City gwałtownie spada. Bezdomni otrzymują tam należyte wsparcie.
  4. To tam powstał pierwszy „Zielony Pas” dla rowerzystów w centrum miasta, a także…
  5. pierwsze KFC na świecie.
  6. Salt Lake City ogłoszono miastem wykwintnego jedzenia – tamtejsze restauracje zadowolą nawet wybrednego (i bogatego) turystę.
  7. Mormoni stanowią zaledwie 50% mieszkańców miasta – w porównaniu do stanu Utah nie jest to wysoki wynik.
  8. Zimowe Igrzyska Olimpijskie w 2002 roku ogłoszono jednymi z najlepszych w historii (w dużej mierze sugerując się liczbą transmisji i finansowaniem).

Według mnie Salt Lake City to spokojna i nudna miejscowość, w której większość napotkanych osób uśmiecha się do Ciebie i pyta, czy przypadkiem nie potrzebujesz pomocy. Poznanie świata Mormonów było dla mnie ciekawym doświadczeniem. Mimo wszystko, szkoda czasu na wizytę w tym mieście – lepiej przeznaczyć go na poznanie atrakcyjnej okolicy. Miasto wydaje się nieprzytulne i opustoszałe.

Las Vegas – praktyczny przewodnik po Stolicy Rozrywki

Las Vegas posiada najjaśniejszą ulicę świata, którą widać nawet w przestrzeni kosmicznej. Niestety nie byłam w kosmosie i nie wybieram się tam w najbliższym czasie, ale mogę potwierdzić tę informację dzięki zdjęciom NASA. Powstanie stolicy hazardu w stanie Nevada (na terenach pustynnych) udowadnia, że upór i wiara w sukces umożliwia spełnienie nawet najdziwniejszych pomysłów. Mimo upływu lat, tłumy wciąż przyjeżdżają do Las Vegas – jego popularność nie słabnie. W 2017 roku odwiedziło je 40 milionów osób.

POŁOŻENIE: 

Światowa Stolica Rozrywki, będąca rajem dla hazardzistów i imprezowiczów, powstała pośrodku niczego. Miliony świateł i neonów silnie kontrastuje z okolicą, w której dominują krajobrazy pustynne. Miasto położone jest w dolinie. Zaledwie 0,04% powierzchni Las Vegas zajmują wody, wskutek czego powstało wiele programów dotyczących oszczędnego nawadniania licznych trawników w mieście. Aby lepiej zobrazować pustynny charakter Nevady, załączam zdjęcia:

5
7

TROCHĘ HISTORII:

W 1829 roku pewien hiszpański badacz natknął się na zielony punkt podczas swojej podróży, którym był obszar dzisiejszego miasta, któremu nadał nazwę „Las Vegas” (hiszp. „łąki”). Tereny te początkowo należały do Meksyku. Zamieszkiwali je rdzenni Indianie. Po przejęciu ziem przez USA (1885) zostały stopniowo zagospodarowywane przez Mormonów. Pod koniec XIX wieku członkowie sekty prowadzili tam misje nawracania Indian.

W latach 1951 – 1992 w Nevadzie podejmowano próby stworzenia bomby atomowej. Obserwacja atomowych grzybów na horyzoncie była świetną atrakcją dla odwiedzających Las Vegas. Ogromny wpływ na rozwój miasta miała bez wątpienia legalizacja hazardu w 1931 roku, dzięki czemu powstało wiele luksusowych hoteli i kasyn. Większość z nich zakładali gangsterzy i mafiozi. Pierwszym kasynem w Las Vegas było Northern Club (obecne La Bayou).

Niektórzy uważają, że do sukcesu miasta przyczynił się burmistrz Oscar Goodman. Przeszłość tego Pana jest dość… ciekawa i idealnie wpasowała się w miejsce, nad którym sprawuje pieczę. Oprócz funkcji fotografa Playboya, przez 40 lat był adwokatem największych członków mafii. Po zakończeniu kariery prawniczej przejął urząd burmistrza na trzy kadencje – był to maksymalny czas pełnienia tej funkcji przez tę samą osobę. Po dwunastu latach rządów kolejne wybory wygrała jego żona. Goodman zagrał w wielu filmach (Casino, Ocean’s Eleven, Godziny szczytu 2, Kryminalne zagadki Las Vegas, Kac Vegas) dzięki wprowadzonej przez niego niegdyś zasadzie: pozwolenie na kręcenie filmów w Las Vegas można uzyskać tylko wtedy, gdy on sam w nich zagra. Długo nie znikał z pierwszych stron gazet za sprawą kłótni z Obamą. Groził, że w razie wizyty prezydenta w mieście ogłosi remont wszystkich ulic przy lotnisku, uniemożliwiając mu przejazd do centrum. Przez swoje odważne kroki wielokrotnie narażał się Komisji Etyki. Jego działania nie są godne pochwały ale trzeba przyznać, że dzięki takim wybrykom wciąż słychać było o Las Vegas.

KILKA CIEKAWOSTEK ZWIĄZANYCH Z MIASTEM: 

  1. Aż 12 spośród 20 największych hoteli na świecie znajduje się w Las Vegas.
  2. Ze względu na ogromną ilość Hawajczyków (mieszkańców i turystów) miasto nazywane jest 9 wyspą Hawajów.
  3. Las Vegas posiada jeden z największych współczynników samobójstw w USA.
  4. Wysoki jest również współczynnik ślubów i rozwodów, które można uzyskać w mieście błyskawicznie.
  5. Prostytucja jest tam zakazana, ale spacerując po najsławniejszej części miasta odniosłam zupełnie inne wrażenie…
  6. W podziemnych tunelach (chroniących Las Vegas przed powodzią) mieszka ponad tysiąc bezdomnych. Większość z nich to nałogowi gracze, którzy stracili w kasynach cały swój dobytek.
  7. W 2004 roku Brytyjczyk Ashley Revell sprzedał wszystko co miał i postawił 135 tysięcy dolarów na jeden rzut ruletki w Plaza Hotel Casino. Kulka zatrzymała się na czerwonym polu o numerze 7 – wygrał ponad 270 tysięcy dolarów.
  8. Nie wszystkim poszczęściło się w Las Vegas – bynajmniej nie właścicielowi zburzonego hotelu Harmon. Budowa jego kompleksu pochłonęła 8,2 miliarda dolarów. Należałoby do tego doliczyć koszt wyburzenia (30 milionów dolarów) i dodać, że ze względu na zbyt słabą konstrukcję obiekt nie ugościł ani jednego klienta.
  9. Michael Jackson zamierzał wybudować w Stolicy Rozrywki hotel z 15-metrowym robotem, wykonującym Moon Walk. Skończyło się jedynie na planach.

JAK DOSTAĆ SIĘ DO LAS VEGAS? 

W znalezieniu dogodnego połączenia pomoże Wam internetowa wyszukiwarka eSky.pl. Głównym portem lotniczym jest pobliskie lotnisko McCarran, które wypełniono kasynami po brzegi, w razie parcia na hazard już po przylocie. Posiada dwa terminale pasażerskie (1 i 3) połączone bezpłatnym shuttle-bus. Jeśli ktoś posiada już bilety do innego amerykańskiego miasta, może dojechać do Las Vegas autobusem Greyhound – amerykańskim przewoźnikiem, który można nazwać odpowiednikiem naszego Polskiego Busa (bilety można zakupić na stronie internetowej).

DOJAZD Z LOTNISKA DO CENTRUM:

Autobusem: Należy udać się do Terminalu 1 (piętro 0), skąd odjeżdżają autobusy linii 108, 109 A i B (firma RTC). Koszt biletu wynosi 1,75$. Linia 108 odbywa stamtąd kurs do Downtown Transportation Center (DTC), natomiast Linia 109 kursuje z South Strip Transfer Terminal (STT) przez lotnisko do DTC. Na stronie internetowej lotniska istnieje możliwość zaplanowania dojazdu (klikając tutaj).

Taksówką: Postoje mieszczą po wschodniej stronie hali przylotów. Należy kierować się do wyjść 1-4. Wszystkie taksówki posiadają taksometry. Większość firm nie akceptuje zapłaty kartą kredytową. Proponuję oddalić się trochę od lotniska i zamówić Ubera pół kilometra dalej. Różnica w cenie będzie porażająca.

Warto sprawdzić na mapie czy odległość pomiędzy lotniskiem a Waszym hotelem rzeczywiście wymaga korzystania z transportu. Port lotniczy McCarran położony jest w odległości 2km od sławnej ulicy z Las Vegas Strip, na której prawdopodobnie mieści się Wasz hotel. 

PORUSZANIE SIĘ PO MIEŚCIE: 

Jeśli nie lubicie długich spacerów (które polecam), można skorzystać z usług autobusów lub kolejki. Opis środków transportu przedłużyłby wpis o kolejny kilometr, dlatego też zainteresowanych odsyłam na stronę internetową, w której szczegółowo opisano transport w mieście.

CZY W LAS VEGAS JEST BEZPIECZNIE?

Co noc wracałyśmy z koleżanką do hotelu pieszo, pokonując najdłuższą i najsławniejsza ulicę w mieście. Nie brzmi to najrozsądniej, ale ani przez chwilę nie poczułyśmy się zagrożone – w weekendowe noce po głównej ulicy spacerują tysiące osób. W tygodniu nie ma już takich tłumów, dlatego należy zachować ostrożność. W mieście nie brakuje szaleńców, którzy prowadzą zaciętą dyskusję ze swoją osobą, ale wydają się być niegroźni i jest ich znacznie mniej niż w Downtown Los Angeles.

Tragiczne wydarzenie z 1 października 2017 pokazuje, że odpowiedź na to pytanie nie jest taka prosta. Tego dnia, podczas jednego z koncertów w Las Vegas miała miejsce największa strzelanina w USA. Zginęło 58 osób, 511 zostało rannych. Sprawca – Stephen Paddock – po przeprowadzeniu ataku popełnił samobójstwo.

ILE NOCY SPĘDZIĆ W LAS VEGAS?

W pytaniu celowo pojawiło się słowo „noc”. Las Vegas za dnia wygląda jak miasto widmo. Ciężko spotkać wtedy kogoś na ulicy, podczas gdy po zmroku trudno przejść przez słynny bulwar w samotności. Myślę, że pytanie Ile nocy spędzić w Las Vegas? jest równoznaczne z zapytaniem: Ile nocy z rzędu potraficie imprezowaćAby zobaczyć główne atrakcje i poczuć klimat miasta powinny wystarczyć Wam 2-3 doby. Zwiedzanie tego miejsca za dnia jest trochę bez sensu. Nocą miasto rozświetlają liczne neony, dzięki którym wszystko wygląda efektowniej!

Uwaga: poniedziałek poza sezonem to najsłabszy dzień na wizytę w Vegas. Miejscowi twierdzą, że nic się wtedy nie dzieje. Nawet większość klubów jest wtedy zamknięta i zbiera siły po weekendzie. Najlepszym rozwiązaniem jest weekendowa wizyta w Vegas, choć wtedy ceny za nocleg będą znacznie wyższe.

GDZIE NOCOWAĆ? 

Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że ceny noclegów w Las Vegas są niskie (biorąc pod uwagę standard pokojów). Praktycznie wszystkie hotele posiadają kasyna zapewniające ogromne dochody, przez co noclegi dostępne są za grosze (poza weekendami). Ze względu na 40 milionów turystów rocznie należy pomyśleć o wcześniejszej rezerwacji. Warto wybrać jeden z hoteli w obszarze Las Vegas Strip, najlepiej w części zwanej Nowe Las Vegas – pomiędzy hotelem Luxor a Wynn.

Szukając noclegu dla naszej 8-osobowej grupki zdecydowaliśmy się na hotel Wyndham Desert Blue. W cenie 70zł za osobę otrzymaliśmy ogromny Penthouse z przepięknym widokiem na Las Vegas Strip. W hotelu był też oczywiście basen.

ZANIM ZACZNIECIE ZWIEDZANIE, PAMIĘTAJCIE O:

  • wygodnych butach – mimo, że jest to Las Vegas, odradzam szpilki. Główna ulica liczy prawie 7 kilometrów. Jeśli chcecie zobaczyć całość albo chociaż sporą część, warto założyć sprawdzone obuwie.
  • dokumencie tożsamości (który potwierdza, że ukończyliście 21 lat). W przeciwnym razie nie zostaniecie wpuszczeni do kasyn i klubów.
  • nierobieniu zdjęć w kasynach (czytaj: potajemnym fotografowaniu). Obsługa może Was wyprosić z lokalu, ale zazwyczaj kończy się tylko na upomnieniu.
  • zabraniu gotówki – w niektórych miejscach nie akceptuje się zapłaty kartą kredytową (z obawy przed zadłużeniem klienta w mieście hazardu).
  • możliwości picia alkoholu na ulicach. Często jednak nie można spożywać go w szklanych opakowaniach, np. podczas różnych przedstawień.
  • darmowym alkoholu w każdym kasynie podczas gry (choć wskazane są drobne napiwki).
  • braku zegarów w kasynach. Nie jest to niedopatrzenie ze strony właścicieli. Wręcz przeciwnie – w ten sposób klienci łatwo tracą poczucie czasu.

ATRAKCJE LAS VEGAS:

Główne atrakcje stanowią hotele i kasyna, skupione przy Las Vegas Boulvard (Las Vegas Strip). Co ciekawe, większość siedmiokilometrowego odcinka formalnie znajduje się poza granicami miasta. Spacerując tam, w jeden wieczór można przenieść się do Wenecji, Nowego Jorku, Paryża czy też jednego z egipskich miast. Możecie spróbować szczęścia praktycznie w każdym kasynie – nawet jeśli nie jesteście Gośćmi hotelowymi danego obiektu (jedynym warunkiem jest ukończenie 21 roku życia).

NAJSŁYNNIEJSZE HOTELE-KASYNA:

TREASURE ISLAND to hotel połączony z kasynem, który nawiązuje do tropikalnych klimatów. Codziennie, przy budynku odbywa się darmowe show z pięknymi syrenami w roli głównej (trwające 20 minut). Zdecydowanie warto znaleźć czas na obejrzenie tego spektaklu! Przedstawienie odbywa się trzy razy dziennie. Tablica informująca o godzinach show znajduje się przy hotelu. Warto zjawić się tam co najmniej 20 minut wcześniej, aby zająć dobre miejsce i cokolwiek zobaczyć – zainteresowanych spektaklem jest naprawdę sporo. 

Hotel-kasyno MIRAGE oferuje turystom znakomite widowisko, jakim jest wybuch wulkanu. Muzyka, gorące podmuchy i efekty świetlne z pewnością zrobią na Was duże wrażenie! Jest to bez wątpienia jedna z najlepszych atrakcji w mieście. Widowiska odbywają się od 19:00 do 24:00, co piętnaście minut. 

giphy-downsized-large (1).gif

Nie sposób przejść obojętnie wobec luksusowego kompleksu Bellagio, które oferuje najlepsze (moim zdaniem) widowisko w całym Las Vegas. Jesto to pokaz fontann na 8-hektarowym sztucznym jeziorze. Woda porusza się w rytm muzyki Andrea Bocelli, Elvisa Presleya, Celine Dion, Michaela Jacksona, a nawet Tiesto. Pokazy odbywają się co pół godziny w dzień i w nocy. Warto udać się tam wieczorem, aby zobaczyć dodatkowe efekty świetlne. 

giphy-downsized-large.gif

Kolejne miejsce z pewnością kojarzą fani kultowego Kac Vegas. Właśnie tam bohaterzy filmu spędzili ciekawy Wieczór Kawalerski. Mowa o ogromnym kompleksie CAESARS PALACE. Przy wejściu do kasyna powita Was sam Cezar.

EXCALIBUR to ciekawa budowla przypominająca zamek z Disneya. Mieści się w niej hotel oraz kasyno. Wiele osób twierdzi, że kompleks wygląda raczej kiczowato. Być może mają rację, ale  jest to bez wątpienia przepiękny kicz – z najwyższej półki!

NEW YORK – NEW YORK to kolejne niesamowite połączenie hotelu z kasynem, które nawiązuje do panoramy Manhattanu. W skład kompleksu wchodzą kopie kilku znanych nowojorskich budynków. Nie zabrakło w nich imitacji wieżowca Chryslera oraz Empire State Building. Vegas doczekało się nawet posiadania własnej Statuy Wolności, która jest o połowę mniejsza od oryginalnej. Rozległy obszar Central Parku w kompleksie zajmuje ogromne kasyno.

Amerykańskie zamiłowanie do Paryża odzwierciedlono poprzez stworzenie PARIS LAS VEGAS. W jego skład wchodzi replika wieży Eiffla, Plac de la Concorde, Łuk Triumfalny, a także Le Théâtre des Arts. Co ciekawe, według pierwotnych założeń wieża Eiffla miała mieć takie same wymiary co paryska. Ze względu na bliskość lotniska poprzestano na wieży o połowę mniejszej.

light-skyline-night-city-paris-cityscape-1323494-pxhere.com

Skoro w Las Vegas znalazło się miejsce na Paryż, Nowy Jork, Egipt, nie mogło zabraknąć włoskiego klimatu. Kompleks THE VENETIAN posiada 7074 pokoje hotelowe, wielkie kasyno, centrum handlowe, a także muzea. Precyzja, z jaką odtworzono najbardziej charakterystyczne budowle włoskiego miasta, jest wręcz porażająca. Jeśli ktoś nie miał okazji popływać gondolą, może to zrobić w Las Vegas. Wysokie ceny za taki rejs sprawią, że poczujecie się jak w Wenecji. W centrum handlowym powstała przepiękna mozaika na suficie. Właściwie to bardziej pasuje do niej określenie dzieło sztuki. W galerii handlowej wybudowano scenę, na której odbywają się koncerty muzyczne. Najczęściej rozbrzmiewa tam muzyka klasyczna.

LUXOR to kolejne oryginalne połączenie hotelu z kasynem. Jego wygląd nawiązuje do starożytnego Egiptu. W skład kompleksu wchodzi replika posągu Sfinksa i grobowca Tutanchamona. Największym elementem jest wielka piramida licząca 110 metrów, 30 pięter i 4407 apartamentów, która wysyła wiązkę światła do nieba ze swojego szczytu.

20150915_233039

Kolejnym interesującym obiektem jest STRATOSPHERE TOWER, będąca drugą najwyższą wieżą widokową na zachodniej półkuli (pierwszą jest wieża w Toronto). Liczy ponad 350 metrów wysokości. W obiekcie mieści się hotel, taras widokowy, restauracje, najwyżej położony park rozrywki na świecie, sklepy z pamiątkami, a także – jak na Las Vegas przystało – kasyno. Koszt wstępu na taras widokowy – 15$. 

stratosfera

PRZEDSTAWIENIA, SPEKTAKLE, SHOW:

Podczas pobytu w mieście warto udać się na jedno z przedstawień. Wybór jest ogromny, przedział cenowy również. Większość z nich należy zarezerwować z wyprzedzeniem. Czasami można zakupić je w ostatnim dniu z 50% zniżką (większość punktów sprzedaży znajduje się na Las Vegas Strip). Warto udać się show, które odbywa się codziennie we wspomnianym wcześniej hotelu Circus Circus Las Vegas. Szczegóły dotyczące przedstawienia można znaleźć na stronie internetowej hotelu, klikając tutaj.

INTERESUJĄCE SKLEPY: 

Swoją siedzibę ma tutaj M&M’s z ogromnym wyborem rodzajów kolorowych kulek. Jest również sklep Coca-coli, serwujący 16 różnych smaków tego napoju. Warto też zajrzeć do Hard Rock Cafe, w którym zgromadzono pamiątki po gwiazdach światowego formatu (m.in. sukienka Amy Winehouse, mikrofon Franka Sinatry, koszula Jimmiego Hendrixa, a także… toster Johna Eltona).

ŚLUBY W KAPLICACH LAS VEGAS:

Światowa Stolica Hazardu i Rozrywki jest także Stolicą Ślubów. W ubiegłym roku w słynnych Wedding Chapels 115 tysięcy par zdecydowało się na przypieczętowanie swojego związku. Decyzję o wyborze Las Vegas na miejsce swojego ślubu podjęli m.in: Elvis Presley i Priscilla Beaulie, Britney Spears i Jason Alexander, Angelina Jolie i Bob Thorton, Frank Sinatra i Mia Farrow, Bruce Willis i Demi Moore, Richard Gere i Cindy Crowford, Pamela Anderson i Rick Salomon, Bon Jovi i Dorothea Hurley, Jane Fonda i Roger Vadim. Pod względem prawnym, śluby w Las Vegas są równe zawieraniu ślubów w innych częściach świata. Najwyraźniej ten szczegół umknął wymienionym osobom, z wyjątkiem Bona Jovi i Dorothy Hurley. Jeśli ktoś chciałby pójść w ślady pozostałych par, rozwód w tym mieście można uzyskać równie szybko.

Biznes ślubów w Vegas jest na tyle dochodowy, że postanowiono zdecydować się na dość… niekonwencjonalne rozwiązania. Jednym z nich jest kaplica DRIVE-THRU, w której para podjeżdża do okienka i po kilku minutach jest już po ślubie, bez wysiadania z samochodu. Oczywiście wcześniej należy stawić się w lokalnym urzędzie i przygotować wszelkie dokumenty potrzebne do zaślubin.

vegas chaper

CO ROBIĆ W LAS VEGAS W CIĄGU  DNIA? 

ODSYPIAĆ NOC.

Jeśli takie rozwiązanie Was nie satysfakcjonuje, ZACHĘCAM DO ODWIEDZIN MUZEÓW. Zdaję sobie sprawę z tego, że słowa „Las Vegas” i „Muzea” trochę się gryzą. Niemniej jednak, nawet Światowa Stolica Rozrywki zadbała o to, aby nie zabrakło ich w tym mieście.

  • Najciekawszym jest MOB – Muzeum Zorganizowanej Przestępczości i Egzekwowania Prawa. Ta interesująca atrakcja powstała w głównej mierze dzięki członkom mafii, a zarazem właścicielom hoteli i kasyn, którzy odcisnęli wystarczający ślad w historii miasta, aby doszło do powstania takiego muzeum (bilety można zakupić na stronie internetowej obiektu, klikając tutaj, wstęp: 21$).
  • Miłośnicy samochodów powinni odwiedzić Hollywood Cars Museum. Znajduje się tam ponad 100 pojazdów, które brały udział w znanych produkcjach filmowych, m.in: Bonnie i Clyde, Powrót do przyszłości, Nieustraszony, Powrót Batmana, Robocop, przygody Jamesa Bonda oraz Szybcy i Wściekli (wstęp 20$, dzieci i młodzież do lat 16 – bezpłatnie, bilety można kupić jedynie w kasach przy obiekcie. Klikając tutaj można pobrać kupon rabatowy o wartości 5$).

PROPONUJĘ ZWIEDZIĆ OKOLICĘ.

Warto wypożyczyć samochód podczas pobytu w Las Vegas (wyszukiwarka wypożyczalni). Miasto stanowi doskonały punkt wypadowy do pobliskich Parków Stanowych i Narodowych: Death Valley, Valley of Fire, Zion National Park, Red Rock Canyon czy Mojave Desert. W sąsiedztwie Las Vegas znajduje się również Zapora Hoovera.

Rozumiem wszystkich, którym miejsce kojarzy się z wszechobecną tandetą. Faktycznie, poniekąd jest to jeden wielki kicz. Niemniej jednak, coraz nowsze hotele, luksusowe kasyna i ogromne multikompleksy potrafią zachwycić niejednego turystę. Mój aparat w telefonie wiele razy nie podołał ilościom świateł i neonów na tamtejszych ulicach. Ciężko wyobrazić sobie jak wielkie pieniądze wpompowano w to miejsce. Uważam, że Las Vegas w pełni zasługuje na miano Światowej Stolicy Rozrywki, na które pracowało latami. Panująca tam atmosfera jest specyficzna i nie do podrobienia!

Los Angeles – Miasto Aniołów czy Bezdomnych?

Los Angeles często pojawia się w przeróżnych produkcjach filmowych, teledyskach i na stronach gazet. Oglądając telewizję można stwierdzić, że jest to idealnie miejsce do zamieszkania. Przy porannej kawie możemy pozdrawiać ze swojego tarasu leżącego przy basenie za płotem Willa Smitha, zaś Scarlett Johansson po sąsiedzku wpadnie do nas po cukier. Idąc do pracy spotkamy wiele hollywoodzkich sław, których nie zauważymy, ponieważ wlepimy nasz wzrok w witryny najdroższych sklepów. Krocząc codziennie Aleją Gwiazd wzniosła, oskarowa atmosfera nie opuści nas ani na chwilę. Czy faktycznie tak wyglądałoby życie w Los Angeles?

PIERWSZE (NIECIEKAWE) CHWILE W MIEŚCIE ANIOŁÓW:

Do Los Angeles wybrałam się z koleżanką poznaną podczas programu Work and Travel. W Mieście Aniołów spędziłyśmy 8 dni. Jakie są moje wspomnienia? Ci, którzy mają nadzieję, że we wpisie pojawi się coś pozytywnego na temat tej metropolii, niech będą cierpliwi. Pozytywne aspekty miasta wymieniłam na samym końcu, jednak minusów będzie znacznie więcej.

Dojechałyśmy tam autobusem z Las Vegas (Greyhound – możliwość rezerwacji tutaj). Podróż zajęła około 6 godzin. W czasie podróży zabroniono spożywania narkotyków. Rozbawiła mnie ta reguła – wątpiłam, że ktoś byłby tym zainteresowany. Myliłam się. Po pierwszym przystanku chłopak siedzący przede mną bawił się przez 4 godziny niewidzialną nicią, będąc nią bardzo zafascynowany. Nie dojechał do celu. Jego podróż zakończono z powodu złamania przez niego zasad. Mimo, że jest on moim głównym wspomnieniem z tej trasy, udało mi się również zapamiętać niesamowite widoki przez szyby autobusu…

Po kilku godzinach spędzonych w autobusie w końcu dojechałyśmy! Wysiadłyśmy na dworcu autobusowym Greyhound. Jak się później okazało, ta okolica należy do najniebezpieczniejszych w mieście. W tym momencie na usta ciśnie mi się klasyk „więcej szczęścia niż rozumu”. Przypomina mi się, jak spacerowałyśmy z wielkim bagażem, a koleżanka słuchała uważnie wskazówek GPS-a na swoim nowym telefonie. W trakcie naszego beztroskiego spaceru zaczepiła nas starsza pani czekająca na autobus, radząc nam jak najszybciej wsiąść do autobusu jeśli zależy nam na naszych rzeczach. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że mamy sporą widownię i przyciągamy uwagę (a raczej nasze rzeczy i GPS zdradzający, że nie jesteśmy stamtąd). Przed wyjazdem zapytałam o niebezpieczne dzielnice LA jednego ze znajomych, ale zapamiętałam jedynie jego uwagę, że im więcej graffiti tym więcej gangów. Podczas podziwiania tej… osobliwej sztuki ulicznej zalewającej wszystkie budynki na obranej przez nas trasie dotarło do mnie, że same prosimy się o kłopoty. Generalnie przeżyłyśmy więc może nie jest tam aż tak tragicznie, ale chyba warto posłuchać rad miejscowych i skorzystać z transportu publicznego, będąc w tamtej okolicy.

Podczas spaceru mieliśmy kilka przystanków, m.in. przez stojącą na przejściu dla pieszych krowę. Nikt nie był tym specjalnie zaskoczony. Oglądając telewizję ma się wrażenie, że cały świat nagrywa w LA większość filmów. Podczas naszych pierwszych chwil w mieście właśnie odbywały się zdjęcia do jednej z reklam. Wszyscy grzecznie poczekali, aż skończy się nagrywanie, po czym przeszli na drugą stronę, nie spiesząc się (zauważyłam, że mieszkańcy zachodniej części USA są o wiele bardziej wyluzowani niż Ci ze wschodu).

cfgv

Zbliżając się do centrum (Downtown) nie obyło się bez kolejnego nieplanowanego przystanku. Miałam nadzieję, że właśnie kręcą świetny film akcji, a ja wystąpię w nim w roli przechodnia i zagram to tak profesjonalnie, że zdobędę sławę i wykupię pół Beverly Hills. Moje marzenia legły w gruzach – nie była to produkcja filmowa. Coś tam jednak z filmu miało, ponieważ nie wierzyłam własnym oczom, że dzieje się to naprawdę. Sześć radiowozów wjechało na piskach, zablokowało ulicę, uniemożliwiając przedostanie się przez nią jednemu z samochodów. Policjanci wyjęli z bagażnika związanego mężczyznę bez ubrań. Wszyscy sprawiali wrażenie lekko zdziwionych, jednak nie byli oni w takim szoku jak ja. Chcąc dowiedzieć się o tym czegoś więcej włączyłam lokalne wiadomości, ale nie było ani jednej wzmianki o wydarzeniu. Zasypały mnie jedynie programy poświęcone życiu gwiazd. Odniosłam wrażenie, że tym właśnie żyje tamtejsza telewizja. Można stwierdzić, że takie akcje jak związany facet w bagażniku w samo południe to żadna nowość dla mieszkańców… Powoli przechodziło mi już marzenie o Hollywood, a to był dopiero początek.

ALEJA GWIAZD?

Można śmiało zaryzykować stwierdzeniem, że czystszą Aleją Gwiazd jest ta w Łodzi. Dziurawe Hollywood Walk of Fame nie przypomina sławnej ulicy, którą szczyci się miasto. Plusem były otaczające aleję wysokie palmy, które starały się zdobić ulicę jak tylko mogły. Z każdej strony podchodzili do nas bezdomni, którzy prosili o wsparcie finansowe. Ciężko było poczuć tam choć odrobinę oskarowej atmosfery. Faktycznie, jej najsłynniejszy kawałek przy Dolby i Chinese Theater ma w sobie to coś, ale aleja jest naprawdę długa i jej pozostała część pozostawia wiele do życzenia.

Hollywood Walk of Fame upamiętnia ponad 2500 znanych osób – aktorów, piosenkarzy, polityków, a nawet postacie fikcyjne. Swoją gwiazdkę otrzymała m.in. Godzilla i Shrek. Można też wstąpić do Teatru Dolby, gdzie co roku odbywa się gala wręczenia Oskarów.

HOLLYWOODZKIE GETTO?

Odwiedziliśmy sławne Beverly Hills – najbardziej ekskluzywny obszar w  pobliżu Los Angeles, a także wchodzącą w jego skład Rodeo Drive – ulicę przepełnioną najdroższymi sklepami, butikami i hotelami. Pamiętacie scenę z filmu „Pretty Woman”, kiedy główna bohaterka chciała zrobić tam zakupy, ale nie wpuszczono jej do sklepu? Nie jest to dalekie od prawdy. Nieodpowiedni ubiór potencjalnych klientów to nie jedyny powód, który nie pozwoli na zrobienie tam zakupów. Często za wejście do jednego ze sklepów należy wpłacić depozyt i to niemały (nawet do 1500 dolarów).

IMG_20150923_164047
Wygląda znajomo? To tam nakręcono sceny z filmu „Pretty Woman”.

Zrobiliśmy sobie dłuuugi spacer po Beverly Hills. W odróżnieniu od naszych pierwszych chwil w mieście czułyśmy się tam bezpiecznie. Luksusowe posiadłości i stojące przy nich najdroższe auta zachwycały. Domy są tam naprawdę piękne. Im bardziej zmierzałyśmy wgłąb tego terenu, tym większe żywopłoty zasłaniały poszczególne posesje. Mijałyśmy meleksy z wycieczkami, w których przewodnicy pokazywali swoim klientom domy hollywoodzkich osobistości. Sądząc po minach uczestników wyjazdu kończących wycieczkę można wnioskować, że były to raczej widoki na żywopłoty. Mimo to, była to dobra trasa na spacer.

Najbogatsi mieszkańcy posiadają w Beverly Hills dosłownie wszystko – od domów z basenami, pięknych ogrodów, najdroższych samochodów, czystych ulic po własne szpitale, kościoły, kliniki urody, sklepy i butiki. Żyjąc w zamkniętej przestrzeni i dobrobycie być może mieszkańcom nie dokucza tak bardzo fakt, że….

ULICE MIAST SĄ  O B L E G A N E  PRZEZ BEZDOMNYCH.

Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam tylu bezdomnych w jednym miejscu. Był to bardzo smutny widok – daleki od tego, co zobaczyłam w Beverly Hills. Na terenie hrabstwa Los Angeles odnotowano wysoką liczbę bezdomnych – jest ich aż 57 794 (wzrost liczby bezdomnych w 2017 w porównaniu do poprzedniego roku wyniósł 23%). Widać to na każdym kroku, będąc w mieście (zwłaszcza w dzielnicy Skid Row, w pobliżu centrum). Ponadto, z Miastem Aniołów kojarzy mi się zapach moczu. Pierwszy dzień w Los Angeles był dla mnie brutalnym zderzeniem rzeczywistości z obrazem miasta wykreowanym przez media. Oklaski dla amerykańskiej sztuki marketingu…

Ted_Hayes_
autor zdjęcia: Theodore Hayes, licencja

Tak wielką skalę bezdomności tłumaczy się zbyt drogimi mieszkaniami w Los Angeles, a także sporym bezrobociem. Pogoda w mieście sprzyja osobom bez dachu nad głową – klimat jest tam łagodny i przyjemny (20-30 stopni Celsjusza przez cały rok). Takie warunki nie motywują do podjęcia walki o lepsze jutro – wielu bezdomnych wyglądało na usatysfakcjonowanych swoim stylem życia. Co więcej, prawo w mieście nie zakazuje im rozkładania namiotów i trzymania swojego dobytku na ulicach.

Nie wszyscy bezdomni z Los Angeles byli niebezpieczni, pod wpływem alkoholu lub narkotyków. W porozstawianych na ulicach namiotach koczowały starsze i młodsze osoby, kobiety oraz mężczyźni, pojedyncze osoby jak i niewielkie grupki. Nie wszyscy prosili o pieniądze. Poruszyła mnie jedna z kartek obok bezdomnego, na której napisał, że nie prosi o wsparcie finansowe, ale o uśmiech. Kontrast luksusowych willi i drapaczy chmur z porozstawianymi przy nich namiotach bezdomnych, przechowujących swój cały dobytek w sklepowych wózkach sprawił, że już nigdy nie spojrzę na to miasto tak samo. Jeśli komuś nie wystarczą zdjęcia, polecam filmik, który znalazłam na YouTube, ukazujący okolice centrum podczas jazdy samochodem, dostępny tutaj.

7157970409_83396eb0f6_k (1)
autor zdjęcia: David Fulmer (flickr), licencja

800px-Homeless_of_Paris_August_21,_2006
autor zdjęcia: Dierk Schaefer (flickr.com), licencja

Kilka osób wchodzących w skład Rady Miasta walczyło o status klęski żywiołowej w celu uzyskania środków finansowych na poprawę sytuacji i podjęcia bezwzględnej walki z tym problemem. Utworzono kilka programów, które miałyby wspierać bezdomnych. Wiele osób koczujących na ulicach zarzuca władzom skupianie się na działaniach antynarkotykowych, które miałyby pomóc im w uwolnieniu się od nałogu lub na jednorazowych akcjach dożywiającym osoby bez dachu nad głową. Bezdomni uważają, że władze powinny bardziej skupić się na innych aspektach, np. zapewnieniu im pracy i pomocy w rozpoczęciu normalnego życia.

CZY MIMO TO WARTO WYBRAĆ SIĘ DO LOS ANGELES? 

Nie żałuję, że odwiedziłam to miejsce. Przekonałam się, że Los Angeles to nie tylko luksus i gwiazdy filmowe. Jeśli pozbędziecie się nastawienia, że jest to miasto idealnie wpisujące się w ramy „American Drem”, być może zmniejszycie swoje rozczarowanie i będziecie w stanie docenić kilka ładnych miejsc, jakie można tam znaleźć. Miasto Aniołów stanowi przede wszystkim obowiązkowy punkt wycieczki dla kinomanów.

JEDEN WIELKI PLAN FILMOWY – Panorama miasta z wieżowcami w dzielnicy Downtown pojawia się praktycznie w każdym hollywoodzkim filmie. Przechodząc tamtejszymi ulicami można odnieść wrażenie, jakbyśmy już wcześniej tam byli. Z pewnością wiele zakątków widzieliśmy w produkcjach filmowych światowego formatu. Po powrocie ze Stanów odpaliłam telewizor i zobaczyłam w nim miejsca, po których jeszcze niedawno spacerowałam. To było bezcenne.

WYTWÓRNIE FILMOWE – Poza licznymi ulicami, które nieraz były planem filmowym, warto wstąpić do jednej z wytwórni (czego nie zrobiłyśmy, ponieważ byłyśmy zbyt spłukane). Możliwość zobaczenia scenerii filmowej oferuje Universal Studio (będąc jednocześnie parkiem rozrywki), Warner Bross (to tam nakręcono większość scen do serialu „Przyjaciele”), Paramount Pictures czy też Sony Pictures. Ciekawą atrakcją związaną z wytwórniami filmowymi jest również Disneyland. Znajomi, którzy odwiedzili te miejsca najbardziej zachwalali Universal Studio.

Będąc w pobliżu Paramount Pictures spotkałyśmy Polki. Nie byłoby w tym nic szczególnego, ponieważ we wrześniu na każdym kroku mijałyśmy polskich studentów zwiedzających zakątki USA (uczestnicy programu Work&Travel). Okazało się jednak, że dziewczyny są z Gdańska, studiują na tym samym uniwersytecie, w dodatku na moim wydziale. 

GRIFFITH PARK – oprócz wspomnianego wcześniej Hollywood Walk of Fame (można tam wpaść jedynie w celu odhaczenia tego miejsca) i Beverly Hills warto udać się do obserwatorium astronomicznego w Griffith Park. Poza świetnym punktem widokowym na rozległe Los Angeles z tarasu obserwatorium, bardzo dobrze widać stamtąd sławny znak „Hollywood”, górujący nad miastem. Griffith Park pojawiał się w  wielu filmach – La La Land, Aniołki Charliego czy też Buntownik z wyboru.

STAPLES CENTER to hala sportowo-widowiskowa, która wchodzi w skład kompleksu L.A. Live, znajdującego się w centrum Los Angeles (Figueroa Street). Arena funkcjonuje od października 1999 roku. Obecnie korzystają z niej drużyny koszykarskie Los Angeles Lakers, Los Angeles Clippers, a także gracze w hokeja z drużyny Los Angeles Kings. Poza wydarzeniami sportowymi odbywają się tu koncerty wielu sław (m.in. Michael Jackson, Jennifer Lopez, Justin Timberlake) i gale wręczenia prestiżowych nagród. Obiekt może zapewnić 21 tysięcy miejsc. Staples Center gości ponad 4 miliony osób rocznie.

Fani NBA powinni udać się do sklepu z pamiątkami, w którym znajdą wiele interesujących rzeczy, m.in. buty należące do wybitnego koszykarza Kobe Bryant (możliwość zakupu za jedyne 3450 dolarów) wraz z jego autografem.

DISNEY CONCERT HALL to nietypowy budynek futurystyczny, który wyróżnia się wśród swoich pozostałych budowli w centrum miasta. Warto wejść na taras, będący dobrym punktem widokowym na dzielnicę biznesową. Patrząc na budynek, za każdym razem wydawał mi się nieco inny. Nie bez powodu. Kąt padania światła, położenie słońca w ciągu dnia, a także miejsce, z którego podziwiamy halę Disneya sprawia, że można odnieść takie wrażenie. Budynek pokryto wypolerowaną blachą, którą później zlikwidowano – w wyniku odbijania się od niej słońca chodniki nagrzewały się do wysokich temperatur (do 60 stopni). Mimo matowego pokrycia budynku, jego wygląd w dalszym ciągu jest spektakularny.

RATUSZ – siedziba władz miasta, która charakteryzuje się nietypowym kształtem budynku. Niewiele osób wie, że na 27 piętrze mieści się darmowy punkt widokowy na miasto. Budynek powstał w 1928 roku i liczy 138m wysokości. Ze względu na to, że miasto w przeszłości wielokrotnie zostało dotknięte trzęsieniem ziemi, do 1950 roku obowiązywał przepis zakazujący wznoszenia wyższych budynków niż ratusz.

DZIELNICA MEKSYKAŃSKA – mimo, że Los Angeles leży w USA sporo osób posiada latynoskie korzenie. Większość mieszkańców posługuje się językiem hiszpańskim. W mieście widać sporo akcentów latynoskich, spośród których najbardziej dostrzega się te meksykańskie.

Warto udać się do najstarszej części miasta – El Pueblo, która obecnie jest jedną z największych atrakcji turystycznych Los Angeles, znajdującą się przy Olvera Street. Mieści się tam kolorowy targ z meksykańskimi pamiątkami oraz znakomitymi barami i restauracjami serwującymi meksykańskie specjały. Najstarszą z restauracji jest La Golondrina, która powstała w 1924 roku. Budynek, w którym mieści się La Golondrina powstał jeszcze wcześniej – w 1850 roku (najstarsza budowla z cegły w Los Angeles).

W dzielnicy meksykańskiej zobaczymy również najstarszy dom w mieście – Avila Adobe, którego powstanie datuje się na rok 1818 (wstęp do Avila Adobe jest bezpłatny). Warto też zwrócić uwagę na wiktoriański dom – Sepulveda House oraz Pico House – dawny luksusowy hotel, który zbudowano w 1870 roku. Był to najbardziej ekstrawagancki hotel w całej Kalifornii. Podobnie jak 1234567 innych miejsc w Los Angeles, Pico House pojawiał się w wielu serialach, np. Mentalista. W El Pueblo nie brakuje miejsca na organizowanie festiwali i przeróżnych wydarzeń – jest nim Plaza Park.

UNION STATION – jeden z największych i najładniejszych dworców w USA, który funkcjonuje w mieście od 1939 roku.

BIBLIOTEKA PUBLICZNA HRABSTWA LOS ANGELES to budynek, który również przykuwa uwagę. Biblioteka posiada około 6 milionów zbiorów i jest jedną z niewielu na świecie, które finansowane są ze środków publicznych.

DZIELNICA CHIŃSKA to jedna z atrakcji miasta, którą warto zobaczyć. Podczas spaceru po tej części miasta można tam zjeść dobry chiński posiłek za niewielkie pieniądze. Podobnie jak całe miasto, ten dystrykt również stał się planem filmowym, m.in. filmu Romana Polańskiego, noszącego taki sam tytuł jak dzielnica. Chinatown pojawił się także w filmie „Godziny szczytu”.

staking out in Chinatown
Kadr z filmu „Godziny szczytu” (reż. B. Rattner, 1998, producenci: R. Birnbaum, J. Glickman, A. Sarkissian), Chinatown, Los Angeles.

PLAŻE KALIFORNII – Będąc w Los Angeles, warto wybrać się do Venice Beach lub Santa Monica. Ze względu na to, że lubimy spacerować z koleżanką, z Santa Monica po godzinie spaceru brzegiem morza znalazłyśmy się na Venice Beach. Zachód słońca na kalifornijskiej plaży był niezapomniany. Będąc tam, można się przenieść w świat ‚Słonecznego Patrola’ – pomogą w tym surferzy i budki dla ratowników. Co więcej, odniosłam wrażenie, że plaże są tam baaardzo szerokie. Nad Pacyfikiem w Kalifornii można spędzać czas aktywnie na wiele sposobów. Są tam alejki, ścieżki rowerowe, Skate Park, boiska do siatkówki i koszykówki. Na deptaku mnóstwo artystów ulicznych sprzedaje swoje dzieła, demonstruje talent wokalny. Można też kupić wiele przedmiotów związanych z Bobem Marleyem i POCZUĆ charakterystyczny zapach kojarzony z tym muzykiem, spacerując wzdłuż bulwaru. W Santa Monica na molo kończy się sławna Droga 66, mająca swój początek w Chicago.

20150922_151157
Selfie z budką na plaży musi być

20150922_121246
Są tu jacyś fani „Forrest Gump”? Oto jego sławny biznes

20150922_161710
W razie tsunami – this way

STADION OLIMPIJSKI, a właściwie Koloseum w Los Angeles to jeden z największych stadionów w Ameryce, który powstał w 1888 roku. Jest to jedyny obiekt sportowy na świecie, na którym dwukrotnie odbyły się Igrzyska Olimpijskie (1932, 1984). Poza wydarzeniami związanymi ze sportem odbywało się tam również mnóstwo koncertów,a nawet przemówień polityków. Los Angeles Memorial Coliseum rozciąga się na 6,7 hektarach i możne zapewnić 93607 miejsc. Znajduje się na terenie Exposition Park, sąsiadując z wieloma muzeami, otoczonymi ogrodem.

20150921_152035

PARK MAC ARTHUR W OKOLICACH WEST LANE – nie jest to ‚must see’ Los Angeles, ale okolica wydaje się ciekawa, zwłaszcza tereny Parku. Jest to dobre miejsce na spacer. Widać, że mieszkańcy również lubią spędzać tam czas. Większość z nich – aktywnie, uprawiając jogging. Uroku dodaje fontanna i spora ilość piłek unoszących się na wodzie, stanowiących oryginalną dekorację.

20150920_185439

GDZIE SIĘ ZATRZYMAĆ?

Zatrzymałyśmy się w City Center Hotel Los Angeles w centrum miasta (10 min od stacji metra). Obiekt nie ma zbyt dobrej opinii na bookingu. Niemniej jednak, byłyśmy z niego  zadowolone. Pokój był niedrogi, czysty, wyposażony w lodówkę i prywatną łazienkę. W cenę wliczono również śniadanie. Szczegóły rezerwacji dostępne są tutaj.

CO ZJEŚĆ, BĘDĄC W LOS ANGELES? 

Podczas naszego pobytu w Los Angeles byłyśmy spłukane. Nie będę więc opisywać miejsc, w których warto zjeść coś dobrego. Nasze menu ograniczało się do śniadania w hostelu (głównie tosty z masłem orzechowym i kawa), bananów, bułek i zupek chińskich za dolara.

Podczas czterech miesięcy w USA zdarzało mi się jadać w restauracjach fast-food: Five Guys, Friday lub Wendy’s. Oprócz dania głównego serwują tam przystawki, które przerosły mnie ilością jedzenia. Polecam zamówić w jednej z nich „prawdziwego” amerykańskiego burgera. Amerykanie odradzają odwiedziny w McDonald, który posiada najgorszą opinię wśród lokali serwujących fast-food w USA.

Będąc w Los Angeles, podobnie jak w całym kraju, można spróbować specjałów kuchni z całego świata. W Mieście Aniołów warto zwrócić uwagę na kuchnię meksykańską – wybór jest tam niemały. Mieszkańcy mawiają, że w Los Angeles serwuje się lepsze specjały niż w samym Meksyku. Ciekawą ofertę gastronomiczną posiadają bary i restauracje serwujące kuchnię chińską w Chinatown oraz lokale gastronomiczne w Little Tokyo, oferujące potrawy z Japonii.

TRANSPORT PUBLICZNY W LOS ANGELES:

Podczas pobytu w LA dużo spacerowałyśmy. Nasze trasy były bardzo długie, dlatego też osoby nieprzepadające za spacerami zachęcam do korzystania z transportu publicznego. Zanim jednak zdecydujecie się na przejazd tamtejszym autobusem, warto uzbroić się w cierpliwość. Miasto Aniołów jest także miastem korków.

Los Angeles posiada metro, jednak większość linii nie ma z nim nic wspólnego poza nazwą. Jest to po prostu tramwaj naziemny. Jedynie dwie linie metra są podziemne. Często można w nim spotkać artystów prezentujących swój talent, którzy liczą na jakiś drobny zarobek. Są to nie tylko osoby uważające, że potrafią śpiewać i tańczyć. Wielu z nich zrobiło na mnie ogromne wrażenie. W ostatnim czasie w Europie (zwłaszcza na zachodzie) również można zaobserwować coraz więcej występów w środkach komunikacji miejskiej.

Aplikacje, które ułatwią nam poruszanie się po Los Angeles to „Go Metro Los Angeles Verson 3” oraz „LA Metro Bus”. Przydatna jest także strona internetowa metro.net. Na przystankach nie ma rozkładów – zastępują je numery. Godzinę odjazdu sprawdza się poprzez wspomnianą wcześniej aplikację „LA Metro Bus” lub na stronie internetowej przewoźnika. Warto rozważyć skorzystanie z Ubera, jeśli podróżujemy z wieloma osobami.

IMG_20150920_190235

PODCZAS POBYTU MOŻNA ZAUWAŻYĆ, ŻE MIESZKAŃCY LOS ANGELES UWIELBIAJĄ ROZMAWIAĆ Z NIEZNAJOMYMI.

Do takiego wniosku doszłam, spędzając tam 8 dni. Amerykanie to otwarty naród. Ekspedientki w sklepach odruchowo pytają co u Ciebie słychać. Mimo, że nieraz nie interesuje ich odpowiedź uważam, że jest to bardzo miłe. Na zachodzie USA ta cecha wydaje się być jeszcze bardziej uwydatniona. Na ulicach miasta nieznane osoby pytały koleżankę o tatuaż (co oznacza tekst i dlaczego zdecydowała się na taką treść). Wiele razy pytano nas skąd jesteśmy, co tutaj robimy, czym się zajmujemy, co studiujemy. Każda reakcja na naszą odpowiedź brzmiała „Oh, cool!”.

Stereotypy mieszkańców Kalifornii nie wydają się być dalekie od prawdy. Gwiazdy Hollywood? Nawet jeśli spotkamy celebrytów to prawdopodobnie nie dowiemy się, że właśnie minęliśmy ich na ulicy. Jest to jednak bardzo możliwe. Los Angeles to największe skupisko najsławniejszych aktorów i artystów. Surferzy? Na pobliskich plażach można zobaczyć dużo osób zmagających się z wielkimi falami na deskach. Gangi? Ponoć jest ich tam sporo. Ciężko jest opisać stopień bezpieczeństwa w tym mieście. Pamiętny incydent podczas pierwszych chwil w LA z sześcioma radiowozami w roli głównej nie daje o sobie zapomnieć. Niemniej jednak, pomimo wielu mówiących do siebie szaleńców, na których nikt nie zwraca uwagi, czułyśmy się tam bezpiecznie (może z wyjątkiem naszego pierwszego spaceru). Warto być uważnym, a jednoczesnie nie popadać w panikę.

CZY KIEDYŚ TAM WRÓCĘ?

Nieprędko. Bynajmniej nie chodzi tu o brak funduszy (choć jest to również jeden z powodów). Nie żałuję, że odwiedziłam Los Angeles, ponieważ osobiście przekonałam się, że jest wiele innych miejsc na świecie, które mogą zaoferować odwiedzającym znacznie więcej. Zdecydowanym plusem jest wszechobecny na ulicach „luz” i otwartość mieszkańców (być może ciężko go dostrzec w biznesowej dzielnicy). Latynoskie klimaty również wydają mi się pozytywem. Ponadto, Los Angeles to skupisko gwiazd Hollywood, które można tam spotkać przy odrobinie szczęścia. Ulice miasta wyglądają znajomo za sprawą wielu produkcji filmowych. To wszystko tworzy swoisty klimat. Mimo to, miastu daleko do ideału. Zdecydowanie lepiej wypada na zdjęciach niż w rzeczywistości. Jego pozytywne strony giną wśród problemu bezdomności i unoszącego się wszędzie zapachu moczu. Nie jest to mój faworyt wśród miast. Być może zakochacie się w nim, tak jak moja towarzyszka podróży. Uważam, że USA posiada znacznie ciekawsze miejsca. Warto jednak wpaść do Los Angeles aby osobiście sprawdzić czy miasto spełnia Wasze oczekiwania.