Siatkówka na Kubie. O sportowych talentach uwięzionych na wyspie.

Wolnym krokiem nadchodzą zmiany w kubańskiej siatkówce. Liczne ograniczenia zawodników i wykluczenia z najważniejszych imprez sportowych będące karą za narażanie się państwu skutkują słabszymi wystąpieniami kadry narodowej. Siatkarze karaibscy mogliby zgarniać znacznie więcej nagród i medali, rozsławiając Kubę jako kraj wybitnych talentów. Na przeszkodzie staje im Ojczyzna.

Zajmowanie się sportem zawodowo jest niemożliwe w tym kraju. Władze gorącej wyspy uważały, że byłby to imperialistyczny wyzysk kraju. W 1961 roku wprowadzono nawet dekret, który zakazał profesjonalnego uprawiania sportu. W późniejszym czasie wyjściem z sytuacji było stworzenie zawodnikom fikcyjnych prac. Podobnie było w Polsce za komuny – w polskiej reprezentacji oficjalnie grali górnicy i wojskowi. Dodam, że miesięczne wynagrodzenie na Kubie wynosi jakieś 20 dolarów.

W ostatnim czasie do władz najwyraźniej zaczęło coś docierać. Widząc coraz gorsze występy reprezentacji, rząd zaczął wydawać zgody na wyjazdy do zagranicznych klubów (choć wciąż jest to bardzo skomplikowany proces i obejmuje jedynie kilka krajów). W ten sposób chcieliby zatrzymać kubańskich siatkarzy w swojej kadrze narodowej. Mimo, że jest to ogromny krok do przodu, wielu z nich nie widzi już swojej przyszłości na wyspie.

1
Spotkałam się ze znakomitym opisem siatkówki na Kubie, który głosi, że została wyCASTROwana

ZNAKOMITE PREDYSPOZYCJE KUBAŃCZYKÓW DO GRY W SIATKÓWKĘ POTWIERDZONO BADANIAMI. 

Kubańscy siatkarze są niesamowici. Nie chodzi tu jedynie o osiągnięcia. Badania dowiodły, że obywatele tego kraju posiadają odmienną strukturę mięśni, a konkretniej: więcej włókien wpływających na skoczność. Sprężyny w nogach i dynamiczność to ich znak rozpoznawczy.

Wszystko wywalczyli bez profesjonalnych rehabilitacji i możliwości rozwoju poza granicami kraju, za to z marnym bonusem zastępującym miliony czekające na nich w innych klubach, gdyby tylko mogli wyrwać się z wyspy. Reglamentacja żywności na Kubie nie jest nawet w stanie zaspokoić racji żywnościowych sportowca, nie wspominając o jakimkolwiek wsparciu ze strony kraju. Nagrody pieniężne przyznawane na turniejach międzynarodowych zgarnia państwo… Sami zachowują dla siebie jedynie 15%. No ale to przecież jedyne słuszne i wspaniałomyślne rozwiązanie, zaś kwoty wykorzystano w szczytnych celach – na chwałę rewolucji!

Bogacenie się kubańskich zawodników w zagranicznych klubach do niedawna uważało się zdradę Ojczyzny – skoro ktoś jest z Kuby, to ma grać i zarabiać dla Kuby! Zawodnikom pozostawiono wybór: reprezentowanie kubańskich barw narodowych i gra amatorska lub postawienie na karierę zawodową wbrew władzy, ucieczka z wyspy i dwuletnie zawieszenie (obejmujące grę w kadrze narodowej). Kolejnym ryzykiem przy wyborze ucieczki było narażenie swoich rodzin na niebezpieczeństwo. Uciekinierzy niejednokrotnie otrzymywali z Kuby pogróżki dotykające ich bliskich.

SERBIA Vs CUBA 3-1
Autor zdjęcia: George M. Groutas, źródło, licencja CC BY 2.0

UCIECZKI PODCZAS IMPREZ MIĘDZYNARODOWYCH. 

Mnóstwo sportowców uznało, że zawody w innych krajach to doskonała okazja na ucieczkę z targanej reżimem Kubą. Liczba dysydentów, którzy znaleźli schronienie w USA jest ogromna. Wielu zawodników rozpoczęło też nowe życie w Europie. Rok 2001 był pod tym względem pamiętny… Podczas zgrupowania w Belgii sześciu znakomitych siatkarzy uciekło z hotelu w środku nocy (Marshall, Romero, Dennis, Hernandez, Moya). Część z nich otrzymała azyl polityczny. Był to ogromny cios dla drużyny ale biorąc pod uwagę ich obecną karierę widać, że podjęli dobrą decyzję. Z biegiem czasu ucieczek przybywało i nie odstraszał ich bezwzględny zakaz wystąpień w kubańskiej reprezentacji, a także dwuletnia karencja. Zawodników kontrolowano na każdym kroku, a każdy sprzeciw sportowców wobec tego stanu rzeczy wiązał się z wydaleniem z drużyny lub nałożeniem sankcji.

RAJ NA KUBIE? ZALEŻY DLA KOGO.

KUBAŃCZYK NA DOPINGU PO ROZPOCZĘCIU GRY W EUROPEJSKIM KLUBIE. PRZYPADEK?

Kolejny znakomity gracz Juantorena postanowił opuścić swój kraj, choć nie było to potajemne. Obecnie gra we włoskim klubie, zaś od 2015 roku jest częścią tamtejszej reprezentacji narodowej. Po tym, jak rozpoczął karierę w lidze rosyjskiej, w jego próbce moczu wykryto substancje świadczące o dopingu. Podłożenie tego przez rodaków to zwykłe domysły, choć za ich słusznością przemawia fakt, iż do dziś nie podano nazwy substancji, jaką u niego wykryto. Zdyskwalifikowano go za to na dwa lata. Aby lepiej zobrazować fakt, jakim wyrokiem było jego zawieszenie dodam, że młody Kubańczyk odnosił liczne sukcesy, zaś kluby światowej sławy biły się o pozyskanie go do swojej drużyny. Po dwóch latach karencji przyszła pora na kolejne zawieszenie – rok jako kara za podpisanie kontraktu z włoskim klubem Trentino bez konsultacji z kubańską federacją.

WILFREDO LEÓN W REPREZENTACJI POLSKI! 

Wilfredo León to niekwestionowana gwiazda siatkówki i znakomity zawodnik, który rozpoczął karierę jeszcze za dzieciaka. Mając zaledwie 14 lat trafił do kubańskiej reprezentacji i to dzięki niemu Kuba zaczęła stawać na nogi po utracie wielu graczy. Dwa lata później ogłoszono go najlepiej serwującym siatkarzem. Mówi się, że Wilfredo jest tym, czym Messi i Ronaldo dla piłki nożnej, z jedną różnicą. Kubańczyk nie ma sobie równych. Specjaliści uważają, że nikt nie może z nim konkurować o tytuł najlepszego siatkarza XXI wieku. Odważne stwierdzenie, bo przecież tak naprawdę nie mamy nawet jeszcze połowy tego stulecia.

Chęć gry tego zawodnika poza Kubą rozwścieczyła tamtejszą federację. Karą dla niego było czteroletnie wykluczenie! Ta sprawa ciągnęła się już od 2015 roku, w którym León otrzymał polski paszport. Już wtedy rozpoczęły się starania Polaków o pozyskanie Wilfredo do kadry narodowej, nieustannie blokowane przez federację Kuby. Dopiero w 2017 roku Międzynarodowa Federacja Piłki Siatkowej uzyskała zgodę od Kubańczyków na przejście zawodnika do naszej reprezentacji.

O zmianie przynależności narodowej siatkarzy w reprezentacjach decyduje ich narodowa Federacja Piłki Siatkowej. Pech chciał, że w przypadku Kubańczyków władze lubią robić im pod górkę w kwestiach emigracji. Zanim zawodnik zdecyduje się na przejście do innej kadry narodowej, musi mieć swoje centrum życiowe w danym kraju minimum 2 lata (jeszcze przed wydaniem wniosku). Musi też posiadać obywatelstwo i zgodę kubańskiej federacji na zmianę (podobnie jak zgoda kraju, który przyjmuje sportowca do siebie). Należy też uregulować opłaty związane ze zmianą kadry (15 tysięcy franków szwajcarskich lub 25 tysięcy – w przypadku gdy zawodnik był seniorem w reprezentacji).

 

Kubańczyk wypowiada się o naszym kraju w samych superlatywach i dość „oszczędnie” krytykuje swoją Ojczyznę, jak na sportowca w momencie największej dyspozycji, którego zawieszono na cztery lata. Powtarzał, że poza Kubą Polska jest jedynym krajem, którego barwy chciałby reprezentować. Stąd pochodzi jego żona, z którą doczekał się córeczki. Trzymam kciuki za jego grę w naszej drużynie narodowej!

Plan podróży po Kubie – Viñales. W krainie cygar i mogotów.

Viñales pokryte jest płaskimi polami tytoniu, które przełamują gigantyczne skały wapienne o przedziwnym kształcie, sprawiające wrażenie wyrastających znikąd. Jeszcze więcej uroku dokładają mu kolorowe domki. Co drugi oferuje pokoje na wynajem. Mimo wielu turystów Viñales wciąż wydaje się być spokojne – to właśnie jego fenomen.

Aby dobrze poznać to miejsce i dodatkowo wybrać się na półwysep Guanahacabibes proponuję zatrzymać się tam co najmniej na trzy noce. Wszystkie atrakcje organizowała nasza Pani gospodarz, u której się zatrzymałyśmy (linki do naszych noclegów znajdziecie we wpisie o Casas Particulares na Kubie).

DOJAZD Z HAWANY:

Dobiłyśmy targu z taksówkarzem, który zabrał nas tam z Hawany za 85CUC/4 osoby. W trakcie negocjacji ceny polecam nie zwracać uwagi na pukanie się w głowę i śmiech taksówkarzy. Zamiast poddać się presji, czekajcie cierpliwie aż ktoś z nich złamie się i przystanie na Waszą propozycję (checked). Jeśli planujecie dotrzeć z Hawany do Viñales autobusem Viazul, kupujcie bilety z dużym wyprzedzeniem – to bardzo popularna trasa i niełatwo dorwać na nią bilet.

4

Po drodze Pan Wuja podjął próbę wsparcia biznesu przyjaciół, zabierając nas na bezpłatną kawę do znajomych. Po trzech dniach w Hawanie na hasło darmowa wiedziałyśmy, że jest to zjawisko należące do niemożliwych na tej wyspie (przynajmniej na początku).

 

Wyjaśnienie przydreptało do nas samo i było bardzo sympatyczne. Młody chłopak zręcznie przeszedł z pytań o życie w Polsce do prezentowania procesu tworzenia cygar – akurat przechodził tamtędy, wraz z książkami w języku angielskim. Podziękowałyśmy, życząc miłego dnia i usprawiedliwiając się tym, że w Viñales czeka już na nas wykupiona wycieczka na plantację.

IMG_0643
W tle przymierzający się do działania Pan przewodnik i flaga jedynej słusznej partii politycznej na Kubie

Dzień pierwszy: 

Przejażdżka konna na plantację kawy i tytoniu, 25CUC/osoba.

Nie wszystkie konie, dzięki którym poznałyśmy dolinę były w dobrym stanie. Miałam z tego powodu spore wyrzuty sumienia. Najbardziej zabolał mnie widok jednego z nich w wiosce, ciągnącego wóz z pięcioma, sześcioma osobami, które (ledwo) poruszały się na tamtejszych drogach. Na Kubie zobaczycie mnóstwo wychudzonych zwierząt – głównie mam na myśli psy.

Przewodnik podjechał po nas bryczką i zabrał na swoją posesję, gdzie każdej z nas przydzielono konia. Inną formą zwiedzania, która pozwoliłaby na tę samą trasę jest rower – w mieście nie brakuje wypożyczalni (7-10CUC za rower na jeden dzień, z pewnością zorganizują je Wam gospodarze).

13

Nie mam zbyt wiele wspólnego z jazdą konną ale zapewniam, że przejażdżka okazała się dobra nawet dla początkujących. Zwierzęta znały drogę na pamięć i były bardzo spokojne. No… może poza paroma wyjątkami, jeśli chodzi o konia koleżanki – nie lubił gdy ktoś próbował go wyprzedzać. Po dwukrotnym odprowadzeniu mnie na koniu przez sympatycznego sąsiada naszego przewodnika (widzącego, że zmierzam na nim w niewłaściwym kierunku i nic na to nie poradzę), nastąpił przełom – koń stanął w miejscu. Ba! Nawet ruszył po jakimś czasie… i to tam gdzie miał! Poznałyśmy Valle del Silencio (Dolinę Ciszy) oraz plantacje tytoniu i kawy.

36

Nasz przewodnik oznajmił, że jeśli go nie potrzebujemy to mamy śmiało mówić i poczeka na nas na miejscu. Podziękowałyśmy za taką opcję i jednogłośnie stwierdziłyśmy, że Pan raczej się przyda. Po kilku godzinach spędzonych w naszym towarzystwie nawigował, wykrzykując wskazówki w języku polskim (lewo, prawo, prosto). Jeśli wy z kolei chcielibyście popisać się znajomością hiszpańskiego, a jednocześnie zaznajomić się z przydatnymi zwrotami podczas tej wycieczki, proponuję przyswoić następujące zdania:

  • El no me escucha – on mnie nie słucha.
  • Parate, loco – zatrzymaj się wariacie.
  • Ayuda – pomocy.
  • Gracias, eres vecino muy bueno – dziękuję, jesteś bardzo dobrym sąsiadem.
15
Z Wują na plantacji kawy. Gdyby ten Pan posiadał konto na Trip Advisor to poleciałyby od nas same piąteczki!

Mural Prehistorii. 

Krajobraz Viñales docenił sam Fidel Castro – choć trzeba przyznać, że w dość dziwaczny sposób. Stwierdził, że miejsce zasługuje na mural przedstawiający ślimaka, dinozaura i człowieka socjalizmu. Przywódca miał rozmach – bazgrołki rozciągają się na długości 120 metrów. Mural powstał w latach 60-tych XX wieku. Na szczęście nie widać go z każdej strony. Zobaczyłyśmy go podczas przejażdżki konnej ale zapewniam, że jeśli przegapicie tę atrakcję, nic nie tracicie. Być może komuś się spodoba – o gustach się nie dyskutuje.

12.jpg

Mogoty. 

To główny powód, dla którego chciałam odwiedzić to miejsce. Gigantyczne wapienne bloki skalne o przedziwnym kształcie sprawiają, że miejscowość zajmuje pierwsze miejsce w moim kubańskim rankingu. Teren pięciu dolin Viñales został wpisany na listę UNESCO (jako krajobraz kulturowy), co z kolei poskutkowało podwojeniem się wycieczek w te strony. Wspomniane tereny rozciągają się na przeszło 130km2!

 

Plantacja tytoniu i produkcja cygar. 

Brak chemikaliów i maszyn, które zastępuje praca wołów, a także dobry klimat to powody, dla których najlepsze cygara znajdziecie na Kubie. Tak przynajmniej twierdzą miejscowi, choć i mnie przekonują takie argumenty. W miasteczku znajdziecie mnóstwo wycieczek oferujących objaśnienie procesu powstawania cygar. Wystarczy podpytać Waszych gospodarzy.

19

Przewodnicy z ochotą opowiadają o procesie wytwarzania cygara. Entuzjazmu nie ujmuje im nawet fakt, iż 90% upraw tytoniu zagarnia sobie państwo, zostawiając właścicielom marne 10% do swoich celów. Kiedy przewodnik sprzedał nam taką informację, myślałam, że się przesłyszałam. Czy kubańskie cygara są faktycznie najlepszymi na świecie? Na to pytanie nie odpowiem – paliłam, ale nie mam o tym zielonego pojęcia 😀

 

Obiad u gospodarzy.

Co prawda nie wydałyśmy na niego groszy i nie był to nasz najtańszy posiłek, ale porcja była konkretna i warta swojej ceny – 10CUC za zestaw. Składał się ze standardowych składników na Kubie – ryżu, fasoli, platanów, kurczaka i manioku. Dodatkowo, otrzymałyśmy świeżo wyciskany sok z guawy. Myślę, że recenzją może być nasza mina na poniższym zdjęciu.

 

Plantacja kawy. 

Poza plantacją tytoniu i procesem powstawania cygara dowiedziałyśmy się też wiele o kawie. Kubańskie kawowce uchodzą za jedne z najlepszych ze względu na dobre warunki do uprawy. Tamtejsza mała czarna jest naprawdę mocna – miejscowi piją ją bez żadnych dodatków. Moja prośba o mleko skończyła się przekonywaniem mnie, że tak naprawdę wcale go nie potrzebuję.

17

Dzień drugi: 

JASKINIE W OKOLICY I PUNKT WIDOKOWY (5CUC/osoba)

Wycieczka trwała jakieś 4 godziny. Do wymienionych poniżej miejsc dojechałyśmy żółtą ładą drgającą od reggaeton’u w niepozornych głośniczkach. Kierowca utwierdził nas w przekonaniu, że brak Internetu ma też jakieś plusy – na Kubie wszyscy się znają. Nasz Pan trąbił dwa razy przy każdym domu znajomego (czyt. bez przerwy).

28

Próbując przejechać przez drogę zastawioną szlabanem zatrąbił ze sto razy, machając do kolejnego znajomego. Kolega podniósł blokadę, śmiejąc się i pokazując, że życzy sobie za tę usługę 5CUC. Nasz kierowca odpowiedział na to jeszcze większą beką i z każdym machnięciem kolegi sugerującym zapłatę krzyczał coraz głośniej gracias, amigo! Zwykłe wygłupy znajomych znakomicie oddały nasze pierwsze wrażenie o Kubie: wszystko jest usługą – zawsze próbuj wyciągnąć od turysty pieniądze, oni przecież zapłacą!

btrhdr

Jaskinie, do których zabrał nas kierowca trochę rozczarowały. Tłum ludzi czekających na zwiedzanie, średnie dekoracje na wejściu, artyści na każdym kroku zaczynający przedstawienie i stawiający nas pod ścianą w sprawie napiwku nie pomagały. Odradzam taki plan. Jakie zmiany wprowadziłabym do niego? Mimo, że inaczej wyobrażałam sobie Jaskinię Los Indios, to i tak proponuję się tam wybrać. Koniecznie zobaczcie też punkt widokowy przy hotelu Los Jazmines. Odpuśćcie taksówkę i zamieńcie ją na rower – trasa nie będzie zbyt wymagająca.

Jaskinia los Indios (wstęp: 5CUC).  

Jeśli szukacie czegoś na wzór Jaskini Raj, to nie ten adres. Na wejściu zobaczycie wystawkę Wigwamów, postaci Indian, jakieś rzeźby i malunki reprezentujące sztukę prekolumbijską – trochę taki misz-masz, do niczego nie pasujący. Wchodzimy dalej, po schodach. Spotykamy grajka z akordeonem, który urywa meksykańskie Cielito Lindo wskutek braku napiwku. Jaskinia jest oświetlona, a droga przecinająca jej wnętrze asfaltowa. Dołączamy do kolejki na łódkę i obserwujemy jak jeden z oczekujących skacze po ściankach z w poszukiwaniu scenerii na dobrą foteczkę, z zakazem wspinania na drugim tle. Kiedy wypływamy na zewnątrz jaskini, rozczarowanie zaczęło się zacierać, w pełni wynagradzając pierwsze wrażenie. Zielone gałęzie zwisające z wyjścia w połączeniu ze słońcem sprawiły, że nie przeżywałam już 5CUC wydanych na tę jaskinię.  

 

 

Jaskinia Palenque (wstęp 3CUC).

Proponuję najpierw odwiedzić tę jaskinię, bo jest zdecydowanie mniej spektakularna. W sumie to można ją sobie nawet odpuścić. Szukając informacji na jej temat, trafiłam na taki opis: Pułapka turystyczna przebrana za miejsce historyczne. Nic dodać, nic ująć. Głośniki w jaskini, Kubańczyk rzucający z zaskoczenia gałęzie drzew pod nogi mające imitować węża, taniec artystów z ogniem, za który poproszą o napiwek, wysyp sklepów z pamiątkami i restauracja urządzona w stylu prekolumbijskim. Fajne miejsce na obiad ale zero autentyczności – a szkoda, bo jaskinia ma potencjał.

Jednakże, sprzedawane pamiątki robią wrażenie – oto, jak kreatywni są miejscowi, którzy radzą sobie jak mogą w kubańskich realiach i potrafią stworzyć coś z niczego. Załączam też zdjęcie… kury. Nikogo nie dziwił fakt, że biegała sobie po sklepie z pamiątkami.

 

Jest jeden zasadniczy powód, dla którego warto wpaść do obu jaskiń. Wraz z oddaloną od miasta jaskinią Świętego Tomasza wchodzą w skład drugiego największego systemu podziemnego w całej Ameryce, który został odkryty stosunkowo niedawno!

btrhdr27

Punkt widokowy przy hotelu Los Jazmines.

Sztosik wśród sztosików. W tym miejscu możecie liczyć na przepiękne widoki, szczególnie o zachodzie słońca. My trafiliśmy na pochmurny dzień – Viñales prezentowało się równie dobrze.

30btrhdr

Atrakcje w mieście:

Pospacerujcie uliczkami miasta, do których przylegają kolorowe domki. Wieczorem wpadnijcie na plac główny. Obok kościoła mieści się Casa de la Cultura, w której potańczycie salsę lub dopiero zaczniecie z nią przygodę (miejscowi oferują tam lekcje tańca). Możecie też pójść w nasze ślady, wybierając się na jeden dzień na półwysep Guanahacabibes. Tamtejsze jaskinie z pewnością nie zawiodą.

 

Przyznaję, że sporo tamtejszych jaskini przerobiono na show turystyczne. Nie zmienia to jednak faktu, że miasteczko plasuje się u mnie na pierwszym miejscu wśród kubańskich atrakcji. Mogoty, ceglasty kolor gleby, spokojnie toczące się życie w rolniczym miasteczku oraz liczne uprawy tytoniu i kawy – oto moje skojarzenia z Viñales. To sielankowe miejsce na wyspie, którego nie możecie pominąć podczas poznawania wyspy!

Plan podróży po Kubie – Centrum Hawany i Vedado

W poprzednim wpisie zamieściłam relację z pierwszych chwil na Kubie oraz informacje dotyczące zwiedzania Habana Vieja. Dziś skupię się na Vedado i Hawanie Centralnej. Te dzielnice są według mnie znacznie ciekawsze i autentyczne. Uliczki z nieodłącznym elementem tamtejszego krajobrazu, jakim jest powiewające pranie, pozwolą Wam podejrzeć zwykłą kubańską rzeczywistość. 

Jak zwiedzić Centrum Hawany i Vedado? – DZIEŃ 3

Dzięki Free Walking Tour! Tutaj możecie sprawdzić godzinę i miejsce zbiórki (w styczniu 2019 spacery po mieście ruszały codziennie o 9:30 i 16:00 z Plazuela de Angel). Wycieczki odbywają się w języku angielskim lub hiszpańskim i trwają jakieś 2,5-3h. Oficjalnie są one darmowe ale wypada wręczyć przewodnikowi napiwek.

Nie udało Wam się złapać Free Walking Tour? Szkoda! Pozwolę sobie nie pozostawiać Was załamanych 😀 Poniżej przedstawiam listę interesujących miejsc w Havana Central i Vedado, które warto zobaczyć oraz naszą trasę. Oto pierwsza część spaceru:

LA FLORIDITA!

Nie, żebym namawiała do wizyty w barze z samego rana… Warto wpaść do ulubionego miejsca Hemingwaya. Pijał tam Daiquiri, nieustannie je wychwalając, dzięki czemu bar cieszy się niesłabnącą popularnością wśród turystów. Właśnie dlatego radzę jedynie rzucić okiem na lokal i kontynuować spacer. Z całym szacunkiem do Ernesta, ale istnieje wiele innych knajp, które będą przyjemniejsze i nie tak zatłoczone. Bar wchodzi w skład Habana Vieja, ale wygodniej będzie Wam złożyć wizytę we Floridicie, poprzedzając zwiedzanie centrum. 

EL PARQUE CENTRAL!

Ten uroczy plac znajduje się w pobliżu Kapitolu, zaś jego centralne miejsce zajmuje posąg Jose Martiego – kubańskiego bohatera narodowego, upamiętnianego na wyspie przy każdej możliwej okazji (większość szkół, placów, ulic, parków, nagród nosi właśnie jego imię). Liczba 28 palm na placu również nie jest przypadkowa – symbolizuje datę urodzin Martiego (28 stycznia). Jedną z najbardziej okazałych budowli w parku jest Teatr Wielki z 1915 roku, będący główną siedzibą Baletu Narodowego. Przy parku znajduje się wiele luksusowych hoteli. Jednym z nich jest Manzana – najdroższy na Kubie (w którym się zatrzymałyśmy, hehehe).

KAPITOL! 

Leży na pograniczu centrum i Starego Miasta. Bez wątpienia jest to kubańska duma narodowa, intensywnie restaurowana w ostatnich latach. Mam ogromne szczęście do rusztowań (rozkładają je chyba zawsze przed moim przyjazdem) ale muszę przyznać, że Kapitol wyglądał okazale nawet w metalowej obudowie.

Budowa rozpoczęła się za rządów prezydenta Gerarda Machado (lata 20-te XX wieku). Oficjalnie mówi się, że wzorowano się na francuskim Panteonie. Bardziej jednak przekonuje mnie inspiracja Kapitolem w Waszyngtonie. Wejścia pilnują dwa ogromne posągi symbolizujące dwie cnoty – pracę (po lewej) i opiekuńczość (po prawej). Chętni mogą też zajrzeć do środka, choćby dla 25-karatowego diamentu, który wyznacza kilometr zerowy na Kubie.

SANTUARIO DE NUESTRA SEÑORA DE CARIDAD:

To sanktuarium jest doskonałym miejscem do obserwacji przenikania się dwóch religijnych światów – Santerii (religia afrokubańska z elementami szamanizmu, którą przywieźli na wyspę niewolnicy) oraz tradycji katolickich. Na schodach prowadzących do wnętrza świątyni zobaczycie słoneczniki. To ulubione kwiaty bogini Ochun, odpowiadającej za płodność w kulcie Santerii. Mieszkańcy składają je, po czym wchodzą do kościoła na mszę. Przenikanie się tych tradycji to synkretyzm religijny, który jest niezwykle silny na Kubie i nikt nie widzi w tym nic nadzwyczajnego.

Mój drugi wieczór w Hawanie był też drugim spędzonym w łóżku z gorączką. Nasza gospodarz postanowiła temu zaradzić. Wręczyła mi końcówkę sznurka, trzymając drugi koniec w swojej ręce. Naciągnęła go i przykładała do łokcia (coś w stylu odmierzania nim długości liny). Po kilku seriach strząsnęła rękę, powtarzając ruch jeszcze wiele razy, obracając mnie w każdą stronę i mówiąc coś pod nosem w pełnym skupieniu. Kiedy wspomniałam o tym chłopakom z nurkowania, uśmiechnęli się dodając, że to naprawdę pomaga.

Santeria to religia wciąż żywa na wyspie. Szacuje się, że 80% mieszkańców Kuby praktykuje ją, regularnie odbywając rytuały i pielęgnując jej tradycje. Kubańczycy często utożsamiają Orishas (bożków Santerii – to również nazwa słynnego zespołu kubańskiego) ze świętymi Kościoła katolickiego. Wielu wyznawców zamieszkuje hawańską dzielnicę Regla. Możecie tam spotkać osoby ubrane na biało, przechodzące przez inicjację, mającą ukształtować ich duszę. Uczestniczą w wielu ceremoniach, chodząc w bieli przez cały rok. W tym czasie nikt inny nie może ich dotykać, poza rodziną lub drugą połówką. Pan, który przepowiedział Karoli przyszłość (na poniższym zdjęciu) prawdopodobnie był osobą praktykującą Santerię. Mina Pana na drugim planie sugeruje, że ma wątpliwości co do przepowiedni.

KUBAŃSKIE… CHINATOWN?

Wiadomo, że Chinatown to popularna część setek wielkich miast. Okazuje się, że nie brakuje jej nawet na Karaibach! Wikipedia informuje, że jest to drugie najważniejsze Chinatown na świecie (ustępuje jedynie temu z San Francisco). To nie informacja od tamtejszej władzy, która zresztą pewnie pokusiłby się o stwierdzenie, że w tym rankingu (jak i w każdym innym :D) wyprzedza USA.

brama do Chinatown.jpg

W latach 50-tych XIX wieku Chińczyków sprowadzono na wyspę jako tanią siłę roboczą. Pracowali z niewolnikami na plantacjach trzciny cukrowej. Wiele z nich osiadło tam na stałe ale po wybuchu rewolucji większość przeniosła się do USA. Pierwszą restaurację Państwa Środka na Kubie założono w 1858 roku. Stopniowo otwierały się też bary, sklepy, gospody, warsztaty, pralnie, kina, teatry, apteki. Mieli nawet własną izbę handlową i osobny cmentarz (chińscy przodkowie z Hawany spoczywają w Vedado). Najwięcej (choć i tak jest ich niewiele) wschodnich akcentów pojawia się na ulicy Dragones i Zanja.

dav

Kiedyś głównymi skojarzeniami z tamtejszym Chinatown były swego rodzaju zakłady pracy Pań trudniących się najstarszym zawodem świata, palarnie opium oraz teatr Szanghaj serwujący sprośne przedstawienia (najprościej rzecz ujmując, było to uprawianie seksu przed publicznością). Atrakcyjna cena za spektakl (dolar z hakiem) zapewniała konkretną widownię.

O ile za czasów prezydenta Batisty (zwolennika imprezowych klimatów, przyjaciela mafii i robienia z Kuby jednego wielkiego kasyna) działalność teatru Szanghaj miała się świetnie, to po rewolucji braci Castro zamknięto wszystkie burdele i znacjonalizowano chińskie restauracje, sklepy i bary. W ostatnich latach dzielnica wraca na dobre tory. Najwyraźniej władze zdają sobie sprawę z tego, że chińskie akcenty to kolejna atrakcja turystyczna. Z autentycznym odrodzeniem się Chinatown będzie ciężko. Liczba Chińczyków zamieszkujących Kubę wynosi nieco ponad 300 osób.

chinatown.jpg
Chińska szkoła Wushu (Kung Fu). Kto jest jej patronem? Oczywiście Jose Marti – patron wszystkiego na Kubie 😉 i tamtejszy bohater narodowy

Mercado san Rafael!

Skoro jesteście już w okolicy, warto zajrzeć na targ owoców i warzyw – wiele z nich widziałam po raz pierwszy. To okazja do zaopatrzenia się w zdrową i tanią przekąskę, będącą raczej rzadkością na Kubie. Chętni mogą tam nawet zakupić mięsko, leżące sobie na ladzie na słoneczku.

mercado sanrafael.jpg

SZPITAL BRACI Ameijeiras!

Do kubańskich szpitali przyjeżdżają obywatele innych krajów, aby korzystać z pakietów zdrowotnych. Medycyna na Kubie plasuje się na bardzo wysokim poziomie (mówiłam o tym przy okazji omawiania kubańskiej rzeczywistości). Tamtejsi lekarze od lat przyciągają pacjentów z zagranicy. W 2000 roku na Kubie zawitał Diego Maradona, który zaufał wysokiemu poziomowi kubańskiej medycyny, przyjeżdżając na odwyk. Być może nie jest najlepszym przykładem skuteczności tamtejszych lekarzy, ale to tylko jeden z wielu celebrytów, którzy skorzystali z pakietów medycznych na wyspie. Podczas pobytu na Kubie Maradona zaprzyjaźnił się z Fidelem Castro. Z dumą demonstrował na swoim ramieniu wytatuowany wizerunek swojego rodaka i bohatera narodowego Kuby – Che Guevara.

Jak wygląda leczenie Kubańczyków? Jeszcze do niedawna rękawiczki jednorazowe były rzeczą wielokrotnego użytku. Zdaję sobie sprawę z tego, że brzmi to niedorzecznie, ale mimo emigracji świetnych lekarzy, braku sprzętu i lekarstw służba zdrowia jest na wysokim poziomie. Kubańczycy mogą z niej korzystać za darmo – to jeden z głównych plusów rewolucji. Szkoda tylko, że apteki świecą pustkami.

IMG_20190120_122818.jpg

CALLEJON DEL HAMEL!

Kolejne miejsce utwierdzające w przekonaniu, że Kuba jest niesamowicie różnorodna! Callejon del Hamel to niewielka alejka z mnóstwem kubańskiego street art, w którym praktykuje się tradycje związane ze wspomnianą wcześniej Santerią. Kim był Hamel? Bogatym kupcem, który utrzymywał mieszkańców tej niezbyt zamożnej części Hawany (patrząc na jej ulicę, w tej kwestii nic się nie zmieniło). Żywe kolory i sporo pomysłowych instalacji artystycznych przyciąga wielu turystów. Warto wpaść tam w niedzielę w godzinach 11:00 – 15:00, kiedy kapłani Santerii tańczą w rytm rumby, przywołując bębnami Orishas.

 

HOTEL NACIONAL!

Widziałyśmy go już pierwszego dnia w drodze do Habana Vieja. Teraz jest okazja aby poznać to miejsce i przyjrzeć mu się z bliska. Odsyłam na mojego Instagrama, z którego dowiecie się więcej na temat tego budynku. Tym, którzy wcześniej natknęli się na mój wpis i poczytali o hotelu, proponuję przejść dalej.

https://www.instagram.com/p/BvUinMxFX1v/

BUDYNEK FOCSA! 

Odchodząc od Maleconu w stronę miasta, zobaczycie najwyższy w mieście masywny budynek FOCSA, znajdujący się w sąsiedztwie hotelu Nacional. Przypomina mi trochę klimaty gdańskiego falowca, choć ten jest akurat „nieco” wyższy. Widok blokowisk zawsze kojarzył mi się z krajami postsowieckimi. Ich obecność na Kubie w połączeniu z palmami była dla mnie zaskakująca. Właściwie to nie powinna dziwić – w końcu wyspa przez lata była bliskim sojusznikiem Związku Radzieckiego.

800px-Tower_FOCSA_Buiding
autor zdjęcia: Osvaldo Valdes, Wikimedia Commons, licencja

Kolejna część trasy wyglądała tak: 

Ambasada USA!

Bynajmniej nie chodzi tu o jakąś perełkę architektoniczną – raczej o historię tego miejsca. W 2015 roku odnowiono relacje USA i Kuby, wskrzeszając w Hawanie ambasadę amerykańską. Fidel Castro kolejny raz dowiódł, że jego kreatywność miała się dobrze. W pobliżu budynku znajduje się trybuna antyimperialistyczna, z której przemawiają zasłużeni dla Państwa w przypadku, gdy działania północnego sąsiada okazują się być niesprzyjające dla Kuby. Co więcej, ambasadę zakrywa mnóstwo wysokich masztów. W momencie naruszenia interesów Kuby wywiesza się na nich 23456745678987 flag.

EDIFICIO DE LOPEZ SERRANO

Kontynuując spacer, przejdziecie obok budynku Lopeza Serrano, bankiera trudniącego się wydawnictwem. Jego matka była właścicielką najlepszej księgarni w Hawanie. Ojciec był przykładem Od zera do milionera. Fortunę zapewnił mu nie tylko związek z bogatą kobietą, ale popieranie idei niepodległości Kuby. To z kolei sprzyjało zawieraniu ważnych kontaktów.

Budynek zajmował centralne miejsce w panoramie miasta widzianej z balkonu Pań, u których się zatrzymałyśmy. Do 1956 roku był on najwyższym obiektem mieszkalnym na Kubie. Jednym z lokatorów był senator i kandydat na prezydenta – Eduard Chibas. W 1951 roku dokonał samobójstwa na antenie w stacji radiowej CMQ.

btrhdr
Budynek Lopez Serrano po prawej stronie, widziany z balkony naszych gospodarzy

COPPELIA!

Zanim traficie do kolejnego miejsca, nie zapomnijcie o lodach w słynnej Coppelia. Wiecie, że ta lodziarnia jest państwowa? Założył ją sam Fidel Castro, który osobiście wybierał smaki deseru. Niech Was nie odstraszą długie kolejki przed wejściem (a raczej pięcioma wejściami) – to przecież znakomita okazja, aby poczuć klimat Kuby! Jeśli nie zależy Wam na jej poznaniu i stać w kolejce po średniego loda w upale i ścisku, możecie skorzystać z innego wejścia bez kolejki, płacąc w walucie turystycznej (CUC). Więcej informacji na temat Coppelii znajdziecie we wpisie o kubańskim jedzeniu.

UNIWERSYTET W HAWANIE!

Powstał w 1728 roku, co czyni go najstarszym na Kubie i jednym z pierwszych w całej Ameryce. Do XX wieku mieścił się w obrębie Habana Vieja, a w późniejszym czasie przeniesiono go do dzielnicy Vedado. Na jego terenie odbyło się wiele demonstracji, począwszy od przeciwników Batisty po protesty przeciwko rządom Fidela. Castro również uczęszczał do tej instytucji. W 1950 roku stał się absolwentem prawa. Macie trochę czasu lub chcecie sobie zrobić przerwę na odpoczynek? Usiądźcie na schodach do wejścia zajętych przez studentów, którzy wydają się być ciekawi świata i chętnie porozmawiają z obcokrajowcami.

Plac Rewolucji!

To ołtarz Ojczyzny i miejsce najważniejszych wydarzeń związanych z obchodami świąt narodowych kraju. To plac, na którym co roku świętowano urodziny przywódcy Fidela Castro. To także jedno z najsłynniejszych miejsc w Hawanie, w którym centralne miejsce zajmuje pomnik Jose Martiego. Tak, tak, kolejne upamiętnienie jego osoby – pisarz prześciga samego Che Guevara, choć na ogromnym placu rewolucji znalazło się i miejsce dla niego. Wizerunek rewolucjonisty na budynku wraz z jego słynnym powiedzeniem Hasta la victoria, siempre zdobi lewą część placu.

Po drugiej stronie placu pojawia się wizerunek kolejnego zwolennika rewolucji  – Camilo Cienfuegos (występuje również na banknocie 20CUP). Kubańczycy od samego początku pokochali młodego, energicznego i niezwykle charyzmatycznego mężczyznę. Po wybuchu rewolucji często przemawiał do nich z Fidelem. Po jakimś czasie jego osoba wzbudzała większą ekscytację wśród tłumu niż sam Castro, któremu najwyraźniej się to nie spodobało. Camilo zaginął w niewyjaśnionej katastrofie lotniczej. Co ciekawe, nie odnaleziono wraku samolotu…

Jeszcze przed śmiercią Castro wydał rozkaz, aby Cienfuegos zaaresztował swojego przyjaciela Matosa – dawnego zwolennika rewolucji, walczącego u boku Fidela. Huber Matos w późniejszym czasie nie zgadzał się z działaniami Castro widząc, że jego rządy zmieniają się w dyktaturę, a Fidel brutalnie eliminuje swoich przeciwników. Jeśli Kuba zmieni kiedyś ustrój to jestem pewna, że Huber Matos będzie nowym bohaterem narodowym. Obecnie wymazano go kompletnie z historii tego kraju. Cudem przeżył 20 lat w więzieniu, w którym poddawano go licznym torturom. Zmarł na emigracji w Miami w 2014 roku. Wkrótce postaram się przygotować wpis, w którym dowiecie się więcej na temat Fidela i jego współpracowników.

btrhdr
Szkoła Podstawowa im. Camilo Cienfuegos w Hawanie

Wciąż macie jeszcze siły i sporo czasu wolnego, aby odkryć więcej miejsc w pobliżu? Jeśli odpowiedź jest twierdząca, proponuję kontynuować spacer i zobaczyć:

Cmentarz Cristobal Colon (8:00 – 18:00, wstęp: 5 CUC) to najsłynniejsza nekropolia w Hawanie, mieszcząc 800 tysięcy grobów. Przepiękne mauzolea i okazała kaplica, która tak naprawdę posiada rozmiary przeciętnego kościoła sprawi, że spacer alejkami cmentarza zajmie Wam kilka dobrych godzin.

Casa de la Musica Miramar Marzy Wam się salsa z muzyką na żywo? Koniecznie zajrzyjcie tam wieczorem! (godziny otwarcia: 22:00 – 3:00).

W kolejnej części planu podróży zabiorę Was do miejsca o zupełnie innym  krajobrazie – Viñales!

Plan podróży po Kubie – Habana Vieja

Komu z Was nie marzy się podróż na Kubę? Jeśli odpowiedź brzmi przecząco, zapraszam do rozmowy. Postaram się udowodnić, że jej brak w Waszych planach to błąd! O tym, jak bardzo interesujący i odmienny świat zastaniecie na tej wyspie pisałam w poprzednich wpisach. Tutaj natomiast znajdziecie gotowy plan podróży (część 1), który pozwoli Wam zaoszczędzić mnóstwo czasu i skupić się jedynie na pakowaniu!

Odsyłam też do poczytania moich pozostałych wpisów, w których znajdziecie m.in. praktyczne porady związane z kartą turysty, kupnem biletów, jedzeniem czy noclegach:

  1. O czym warto wiedzieć przed wyjazdem
  2. Informacje praktyczne
  3. Noclegi w kubańskich domach – casas particulares
  4. Raj na Kubie? Zależy dla kogo – kilka słów o kubańskiej rzeczywistości
  5. Samochody na Kubie – zabytki na czterech kółkach
  6. Jedzenie na Kubie – co, gdzie, za ile?
  7. Drinki na Kubie
  8. Siatkówka na Kubie
  9. Centrum Hawany i dzielnica Vedado
  10. Vinales

Jeśli planujecie pozostać na Kubie 3 tygodnie, rozważcie też wschodnią część. Mając do dyspozycji 2 tygodnie i 4 dni zdecydowałyśmy, że skupimy się jedynie na wschodniej i centralnej części wyspy. Nasz plan podróży wyglądał tak:

HAWANA – Vinales – półwysep Guanahacabibes –

Zatoka Świń – El Nicho – Cienfuegos – Trynidad –

Morón i Cayo Coco – Matanzas – Hawana

W drodze powrotnej skorzystałyśmy też z przesiadki w Toronto, spacerując po mieście. Podczas tej podróży zaoszczędziłyśmy sporo na noclegach i jedzeniu, w odróżnieniu od lokalnych atrakcji, które wykorzystałyśmy na maksa.


DZIEŃ 1: HAWANA

Po chwili podróży (34h, wliczając przesiadki w Warszawie, Monachium i Toronto), wieczorem znalazłyśmy się w stolicy Kuby. Jeszcze tylko różowa pieczątka od Pani celniczki w koronkowych rajstopach i ruszamy na miasto!

Kim jest patron lotniska w Hawanie? JOSE MARTI był swego rodzaju Che Guevarą, który pojawił się o sto lat szybciej. Walczył o uniezależnienie się od hiszpańskich konkwistadorów. Był genialnym pisarzem i poetą. Walka z wrogiem za pomocą słowa wychodziła mu o wiele lepiej – mimo szczerych chęci, nie był dobrym dowódcą i gubił się na polu bitwy. Zginął w 1895 roku podczas walki przeciwko Hiszpanom (niektórzy twierdzą, że było to samobójstwo – wbiegł wprost na armię wroga). Mimo to, na Kubie uważa się go za niekwestionowanego bohatera narodowego, o czym przypominają jego pomniki na każdym kroku. Fidel Castro wielokrotnie powtarzał, że Jose Marti ukształtował jego osobowość. Założę się, że każdy z Was zna jego twórczość. Dowód? To on jest autorem słów do popularnej piosenki Guantanamera.

Po wyjściu z terminala wymieńcie Euro na tamtejsze CUC.

  • Nie wymieniajcie dolarów – przy wymianie na CUC potrącają dodatkowo 10% od kwoty całkowitej. Przyczyny należy doszukiwać się w odwiecznej „miłości” do Amerykanów.
  • Drugą walutę CUP, którą posługują się miejscowi uzyskacie w kantorze na mieście. Można ją otrzymać tylko z wymiany CUC.
  • Radzę też pomyśleć o gotówce jeszcze przed przylotem na Kubie – nie wszystkie bankomaty akceptują nasze karty. To loteria, która nie zawsze kończy się szczęśliwie.

Mając przy sobie wcześniej wydrukowane potwierdzenie rezerwacji, łapiecie taxi spod drzwi terminala i udajecie się do pierwszej Casy Particular. Za kurs powinniście zapłacić jakieś 20-25 CUC (centrum Hawany). Ze względu na nocny przejazd (i brak zdolności negocjacyjnych) zapłaciłyśmy 30CUC. Jeśli podróżujecie w mniejszym składzie niż my (4 osoby), na pewno uda Wam się znaleźć kogoś z kim będziecie dzielić taksówkę i koszt podróży.

lotnisko hawana
Lotnisko obstawiają jedynie żółte taksówki państwowe
  • Zwiedzanie stolicy najlepiej rozłożyć sobie na dwa/trzy dni.
  • Dzień pierwszy przeznaczyłyśmy na część miasta usytuowaną na wschód od Kapitolu, a dzień drugi na Hawanę na zachód od Kapitolu.
  • Jeśli wystarczy Wam czasu, pospacerujcie po Vedado – dzielnicy z eleganckimi posiadłościami o niesamowitej architekturze.
  • Kolejną propozycją jest dzielnica Regla, do której dotrzecie stateczkiem odpływającym z Habana Vieja w pobliżu Muzeum Rumu (Avenida del Puerto). Tę część Hawany zamieszkuje sporo wyznawców Santerii – synkretycznej religii karaibskiego pochodzenia. Pojawiła się na wyspie za sprawą niewolników z Nigerii, którzy połączyli ją z religią swoich panów (mieszanie własnych bogów ze świętymi Kościoła katolickiego).
  • Jeśli jesteście miłośnikami rumu lub po prostu trafiliście na złą pogodę, polecam zahaczyć o Muzeum Rumu na Starym Mieście (Avenida del Puerto 262, esq. Sol, 7CUC/wstęp).
  • Propozycje na wieczór? Malecón z butelką rumu! Dużo nowo poznanych ludzi i udany wieczór gwarantowany! Miałyśmy sporo szczęścia, odwiedzając to miejsce w sobotę. Ośmiokilometrowa promenada pękała w szwach od miejscowych.
  • Szukacie miejsca, w którym potańczycie Salsę? Wpadnijcie do Casa de la Musica Miramar (Ave. 20 No. 3308 esq. a 35, Miramar, Hawana). Nie byłam (pierwszy wieczór zakończył się na leżeniu w łóżku z powodu gorączki, a drugi na Maleconie), aczkolwiek sporo miejscowych poleca tę miejscówkę.

DZIEŃ 2: HABANA VIEJA, czyli Stare Miasto

Po śniadaniu w Casa Particular właścicielka zorganizowała nam taxi z Vedado do centrum (10CUC/4 osoby). Nasz pierwszy kubański zimny łokieć miał miejsce w zabytkowym turkusowym Chevrolecie z 1950 roku. Na ulicach zobaczycie takich mnóstwo. Właściciele radzą sobie jak mogą żeby przedłużyć ich żywot – drewniane belki zamiast hamulca i bagażnik na sznurek to w sumie normalka. Odniosłam wrażenie, że problem mogłyby stanowić jedynie niedziałające głośniki. Jadąc wzdłuż Malecón (promenady i miejscu spotkań Kubańczyków), przez szybę wspomnianego samochodu zobaczyłyśmy legendarny HOTEL NACIONAL. To miejsce nierozerwalnie łączy się z latami świetności mafii na Kubie. Jeśli chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat, odsyłam do poniższego postu na Instagramie. Hotel Nacional to nie jedyna perełka Vedado.

https://www.instagram.com/p/BvUinMxFX1v/?utm_source=ig_web_button_share_sheet

Spacerując po brukowanych ulicach będziecie podziwiać przepiękną architekturę kolonialną, która zawdzięcza swoje drugie życie wsparciu finansowemu ze strony UNESCO. Dawne siedziby piratów i baronów cukrowych znów wyglądają jak za dawnych lat, czego nie można powiedzieć o pozostałych zakątkach miasta. Jeśli chodzi architekturę to możecie być pewni, że ta część Hawany z pewnością Was zachwyci, a ilość zgromadzonych tam zabytków może przytłoczyć.

To, że jest to miejsce licznie odwiedzane przez turystów wykorzystują cwaniaczki sprzedający cygara po okazyjnej cenie (będące okazyjnym oszustwem). Na szczęście możecie od nich uciec do tamtejszych knajpek. W co drugiej z nich posłuchacie znakomitej muzyki wiecznie (proszących o zasłużone napiwki) uśmiechniętych kubańskich artystów, przygrywających Wam nieśmiertelny utwór Guantanamera.

Habana Vieja tak naprawdę koncentruje się wokół czterech placów, Maleconu, kilku kościołów i barów z kubańską muzyką na żywo. My zastosowałyśmy następującą kolejność:

  • Rozpocznijcie od Havana City Walls przy skrzyżowaniu ulic Avenida de Belgica i Desamparados. Kiedyś Habana Vieja była osobnym miastem, otoczonym przez mury. Dziś zobaczycie jedynie ich fragment – w latach 60-tych XIX wieku zostały wyburzone, a miejsce stało się jedynie częścią stolicy Kuby. Co ciekawe, rewolucja (która nie interesowała się Hawaną, dbając głównie o tereny wiejskie) ocaliła Stare Miasto – poprzednik Fidela Castro dążył do wyburzenia Starówki i wykorzystania tych terenów do licznych hoteli i klubów nocnych. W 1982 roku Habana Vieja została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Zobaczycie tam obiekty powstałe w XVI, XVII, XVIII czy XIX wieku, choć przez ostatnie 20 lat zawaliło się prawie 700 budynków.
  • Iglesia de San Francisco de Paula to barokowy kościół w stylu hiszpańskim. Obecnie pełni też rolę sali koncertowej (wstęp wolny). Na uwagę zasługują odrestaurowane witraże. Jego historia przedstawia się mniej więcej tak: powstał w 1664 roku, w 1730 roku zniszczył go huragan ale w 1740 roku odbudowano go i wyglądał o wiele lepiej. W 1907 roku amerykańska firma kolejowa planowała przekształcić go w swój… magazyn. W późniejszym czasie kubańscy intelektualiści protestowali uważając, że Amerykanie mogliby znaleźć sobie inne miejsce na składowanie swoich rzeczy – tak też się stało, choć pracownicy firmy okazali się troszkę zawistni – udało im się przejąć szpital dla kobiet założony przez prezbitera, dzięki któremu powstał również ten kościół.

btrhdr

  • Istniejąca od 1559 roku Plaza Vieja była już chyba wszystkim – od targowiska i miejsca zamieszkania elit po punkt walk z bykami i egzekucje. Przylega do niej Palacio de los Condes de Jaruco z wapienia, wzorowany na architekturze mauretańskiej. Warto też zwrócić uwagę na najstarszy budynek przy placu, w którym mieści się Centrum Rozwoju Sztuk Wizualnych z wystawami sztuki nowoczesnej (wstęp wolny). Najwyższy budynek na placu to siedziba Camera Obscura (2CUC), w którym zobaczycie panoramę miasta z wysokości 30m. Obok znajduje się Fototeca de Cuba (niebieski budynek, wstęp wolny), w której – jak sama nazwa wskazuje – znajdziecie wystawy fotograficzne. Ciekawym ornamentowym budynkiem jest dawna pracownia kapeluszy Palacio Cueto.
  • Plaza de San Francisco to kolejny ważny plac, który skupia wokół siebie sporo zabytków. Zanim stanął na nim kościół i klasztor, miejsce przeznaczono na wyładowanie towarów i niewolników z pobliskiego portu. Odbywały się tu także walki kogutów i jarmarki. Obecnie kościół pełni rolę muzeum sztuki sakralnej (2CUC) i hali koncertowej, a brązowy pomnik przy nim przedstawia Jose Maria Lopez – tzw. paryskiego dżentelmena. Słynny i uwielbiany przez miejscowych Pan był włóczęgą, który skłaniał rozmówców do dyskusji na temat polityki, sensu życia i refleksji filozoficznych. Hawańczycy wciąż wspominają jego osobę z sentymentem -mimo, że zmarł kilka dobrych lat temu (1985).
  • Warto odbić trochę na zachód – pochodzić po deptaku Obispo i zatrzymać się na kawę lub drinka w jednej z tamtejszych restauracji. Dlaczego je polecam mimo, że jest to najbardziej turystyczne miejsce w stolicy Kuby? W tamtejszych lokalach będzie na Was czekać znakomita muzyka kubańska na żywo. Z obiadem się wstrzymajcie – kilka ulic dalej zjecie to samo o połowę taniej.
  • Plaza de Armas to dawne miejsce defilad armii hiszpańskiej, które właściwie przypomina raczej park miejski. Jego centralne miejsce zajmuje pomnik Cespedesa, jednego z kubańskich bohaterów narodowych.
  • Plaza de la Catedral to plac z XVII-wieczną katedrą (wstęp wolny), której przyznano tytuł najpiękniejszej budowli sakralnej na wyspie. Początkowo stanęła na niepewnym podłożu, stąd jego pierwotna nazwa – plac bagienny. Jednym z budulców katedry były koralowce Zatoki Meksykańskiej.
  • La Bodeguita del Miedo to bar, który upatrzył sobie Ernest Hemingway. Wielokrotnie powtarzał, że serwują w nim najlepsze Mojito na świecie. Zrobił im naprawdę dobrą reklamę – miejsce stało się kubańskim must see, a jego związek z pisarzem podkreśla się tam na każdym kroku (zdjęcia, listy i wspomnienia pisarza od wielu lat zdobią ściany lokalu).
  • Muzeum Rewolucji w Hawanie (8 CUC, godziny otwarcia: 9:30 – 16:00) – są tu jacyś fani historii Kuby? Jeśli tak – nie możecie pominąć tego miejsca! Instytucja to prawdziwy obraz rzeczywistości, którą serwują Kubańczykom władze komunistyczne. Większość wystaw poświęcono działalności Che Guevary oraz starciom z Amerykanami w Zatoce Świń, które – ku zdziwieniu całego świata – okazały się zwycięskie dla Kuby. Budynek pełnił kiedyś rolę pałacu prezydenckiego – stworzenie w nim muzeum jest dość wymowne i bynajmniej nieprzypadkowe. Jeśli interesuje Was jedynie łódź Granma, która odegrała główną rolę w historii Kuby, możecie ją zobaczyć z daleka w przeszklonym pomieszczeniu. W 1956 roku Castro oraz jego najbliżsi współtowarzysze wypłynęli z Meksyku na Kubę, aby rozpocząć działania rewolucyjne. Doprowadziło to do obalenia ówczesnego dyktatora Batisty, odpowiedzialnego za szerzenie się hazardu i prostytucji na Kubie. O co tyle szumu? Podróż trwała 7 dni. Wymiary statku: 18m długości, 4m szerokości.Liczba rewolucjonistów, która odbyła tę podróż? 82 osoby… W ostatnich latach podjęto się eksperymentu – pomieszczenia w nim 50 dzieci. Nie udało się tego dokonać.

museum-of-the-revolution-2817579_960_720

  • Plazuela de Angelito to przytulny i niewielki placyk, z którego rozpoczynają się FREE WALKING TOURS – polecam i to bardzo! Wszystkie informacje, które przekazałam we wpisie to tylko zalążek tego, czego możecie się dowiedzieć od miejscowego przewodnika. Wycieczki rozpoczynają się codziennie o 9:30 i 16:00. Trwają niecałe 3h. Do wyboru macie dwie opcje: Habana Vieja oraz Habana Central. Co, jeśli przez brak czasu musicie wybrać tylko jedną z opcji? Stawiałabym na Habana Central. To nie tylko opowieść o architekturze tej części Hawany, ale o codzienności mieszkańców. Jedziecie większą grupą? Możecie zrobić rezerwację na podanej wyżej stronie internetowej. Mimo, że free walking tour jest darmowe, wypada wręczyć jakiś napiwek (zapłaciłam 7CUC).

Dzień najlepiej zakończyć nad słynnym Malecón z widokiem na zamek Tres Reyes Magos de Morro oraz fortecę San Carlos. W tym miejscu będziecie mieć niesamowitą okazję, aby podyskutować z miejscowymi przy buteleczce rumu. Podczas pierwszych dni trafiłyśmy na silny wiatr, ale pogoda na koniec kubańskich włajaży wynagrodziła nam to w stu procentach.

Malecón – choć miejscu nie można odmówić klimatu, nie zawsze byłoby miło tam posiedzieć…

Jedzenie na Kubie – Co? Gdzie? Za ile?

Przeciętny Kubańczyk zarabia 20-30 CUC miesięcznie. To cena za dwa obiady w tamtejszych restauracjach. Można się więc stołować jak na turystę przystało lub posilać się w przydrożnych okienkach za grosze, tak jak robią to Kubańczycy. Z czym musicie się liczyć, wybierając te opcje?

RESTAURACJE DLA TURYSTÓW:

Być może zaskoczę Was mówiąc, że w restauracjach dla turystów zapłacicie niemało. Początkowo szukałyśmy miejsc z menu del dia (menu dnia). Takich ofert było sporo w Hawanie. W Vinales podczas wycieczki na plantację tytoniu również zamówiłyśmy zestaw. Za przystawkę, danie główne, napój i kawę zapłaciłyśmy 10CUC.

Najczęściej obiad składał się z kurczaka, ryżu i fasoli. Pojadło się też sporo manioku i platanów (dla niewtajemniczonych: coś w stylu bananów, nie do zjedzenia na surowo 😀 Przyrządza się je na ciepło i podaje w większych kawałkach lub jako chipsy). Czasami kurczaka zastępowała ryba lub wieprzowina.

Popularnym daniem jest Ropa Vieja, w dosłownym tłumaczeniu oznaczające stare ubrania. Nie próbowałyśmy, choć brzmi ciekawie. Wygląd dania przypomina stertę rozrzuconych rzeczy. Głównym składnikiem Ropa Vieja jest wołowina. Ze względu na to, że krowy należą do państwa i za ich nielegalne zabicie grozi 15 lat więzienia, kawałki wołowiny pozyskane przez Kubańczyków zwykle pochodzą ze starego zwierzęcia. Aby mięso było jadalne, należy je długo gotować i mocno doprawić. Taki przepis sprawdza się więc znakomicie w kubańskich realiach. Najpierw z wołowiny sporządza się wywar, a w późniejszym czasie dusi się ją w pomidorach.  Mięso gotuje się tak długo, aż się rozpada. Częstymi dodatkami jest ryż, fasola, maniok i platany, czyli kubański standard.

Obiad w restauracji bez zestawu kosztował jakieś 6-8CUC, z wyjątkiem Cayo Coco, gdzie było taniej! Wybierając się tam, przygotowałyśmy się na kosmiczne ceny. Nasze obawy wcale się nie sprawdziły. Zjadłyśmy świeże, najtańsze i najpyszniejsze krewetki na Kubie w altance z widokiem na morze! Cena? 5,50 CUC. W lokalu serwowano również kurczaka, ryż i fasolę w zawrotnej cenie – niespełna 3,50CUC. Na Kubie możecie też spróbować homara, dorzucając troszkę więcej CUC-ów.

Dodatkowym kosztem w restauracjach był (zasłużony) napiwek dla zespołu grającego w lokalu, o który muzycy nie wahali się prosić za każdym razem. Restauracje oferują też świeżo wyciskane soki z owoców lub tanie (i konkretne, jeśli chodzi o dawkę alkoholu) drinki. Niemniej jednak, zdecydowanie tańsze napoje – zarówno te z alkoholem, jak i bez – można zakupić w przydrożnych budkach.

IMG_3457

ŚNIADANIA I OBIADY W CASA PARTICULAR:

Jeśli zatrzymacie się w Casa Particular, gospodarze również zaproponują Wam śniadanie. W każdym domu będzie praktycznie takie samo. W cenie 5-7CUC za osobę otrzymacie chleb, tosty, ser, kiełbasę, masło, owoce (ananas, gujawa, papaja, banany), jajecznicę/omlet lub jajko sadzone oraz kawę i świeżo wyciskane soki. Często właściciele proponują też obiad, w wyższych cenach. My korzystałyśmy jedynie z pierwszego posiłku.

Mimo, że będziecie jadać śniadanie w kubańskim domu serwowane przez mieszkańców Kuby, możecie być pewni, że ich pierwszy posiłek wcale tak nie wygląda. Owoce? Masło? W większości przypadków takie luksusy zarezerwowane są tylko dla turystów. Przyznaję, że moje śniadanie to zazwyczaj kanapka i kawa. Różnica polega jednak na tym, że jeśli chciałabym zjeść coś innego to zawsze mogę udać się po składniki do sklepu z zapełnionymi półkami, bez kolejek i karteczek, które ograniczają mój zakup. Mogę też przeznaczyć na to większą kwotę niż Kubańczyk, którego pensja wynosi zawrotne 20-30 dolarów.

KUCHNIA DLA KUBAŃCZYKA:

Mając przed oczami zaopatrzenie kubańskich sklepów (a raczej jego brak) chciałabym dodać, że kupowanie produktów i samodzielne przyrządzanie jedzenia – które często sprawdza się na wyjazdach – to misterny plan, który poszedł w… odstawkę. Podstawowych składników brakuje nie tylko kubańskim gospodyniom. Kiedy wpadłyśmy do pizzerii w La Boca, właścicielka poinformowała nas, że dziś serwują tylko kurczaka lub wołowinę. Nici z pizzy – w sklepie nie było mąki.

IMG_0435
Sklep mięsny w Hawanie

Kubańczycy są mistrzami kuchni pt. coś niczego. Co więcej, w ich domach nic nie ma prawa się zmarnować. Widok gospodyni cierpliwie przebierającej ziarenka kawy nie należał do rzadkości w tym kraju.

Sytuację ratują okienka, w których sprzedają kanapki, hamburgery, spaghetti i pizzę (odpowiedniejszą nazwą byłby placek drożdżowy z odrobiną sera). Kolejki sygnalizowały nam, że miejsca są godne polecenia. Jada się tam za grosze. Dosłownie. W lokalach i przy okienkach gdzie kupują miejscowi płaci się w CUP (moneda nacional). W przeliczeniu na polskie złotówki za kawałek placka drożdżowego zapłaciłam 11 groszy, 2 grosze za gałkę loda czy też 1,30zł za małą pizzę. Jeśli zależy Wam na eleganckim podaniu to pewnie nie będziecie usatysfakcjonowani. Talerzyki zastępują pocięte faktury. Pizza ze zdjęcia poniżej naprawdę mi smakowała. Fakt, że nie była najlepszą jaką kiedykolwiek jadłam, ale taki zakup uważam za biznes życia.

328

PAŃSTWOWE LODZIARNIE? TYLKO NA KUBIE!

Będąc w Vedado, zainteresowały mnie tłumy czekające na wejście do parku. Nie mogłam uwierzyć w to, że ogromna kolejka prowadziła do lodziarni… Lody to ulubiony deser Kubańczyków – choć trzeba przyznać, że łatwo utrzymać im się na czele rankingu, bo nie mają zbyt wielkiej konkurencji. Jak wiadomo, półki ze słodyczami w kubańskich sklepach nie uginają się od nadmiaru towaru, a miejscowi odliczający każdy grosz swojej marnej kubańskiej wypłaty raczej nie wydają jej na słodkości. Skąd więc te wspomniane tłumy?

Kuba to miejsce, w którym upaństwowiono wszystko, co możliwe. Nawet lodziarnia jest instytucją państwową. Jedną z nich (przez długi czas będącą jedyną na Kubie) założył Fidel Castro i jego bliska przyjaciółka Cecilia Sanchez. Powstała w 1966 roku w Hawanie, w eleganckiej dzielnicy Vedado. Nazwa lodziarni pochodzi od ulubionego przedstawienia baletowego pary – Coppelia. Trzeba przyznać, że udało im się stworzyć prawdziwe lody dla ludu – w przeliczeniu na nasze polskie złotówki gałka kosztuje zaledwie… 4 grosze.

Z nastaniem rewolucji amerykańskie lody nie pojawiały się już w kubańskich sklepach. Brakowało nie tylko mrożonego deseru, ale i produktów mlecznych. Fidel szukał sposobu, aby uzupełnić ich niedobór w diecie Kubańczyków. Przywódca sprowadził 28 kontenerów amerykańskich lodów z restauracji Howard Johnson’s w celu stworzenia własnego odpowiednika. Nie jestem pewna, czy odpowiednik to właściwe słowo – Fidel uważał bowiem, że jego lody są o wiele lepsze, a przede wszystkim tańsze. Z pomocą swoich pracowników ustalił odpowiedni smak, sprowadził holenderskie taśmy produkcyjne i uruchomił produkcję.

Początki Coppelii wyglądały zupełnie inaczej. Zacznijmy od tego, że serwowano w niej 26 smaków. Liczba nie jest przypadkowa. Upamiętnia datę napadu na koszary w Moncada, którym dowodził młody Fidel z bratem i Che Guevara (26 lipca 1953). Wydarzenie stało się oficjalnym początkiem rewolucji. Kelnerkami w Coppelii były jedynie młode dziewczyny o nienagannej urodzie i zgrabnych nogach. Ich mundurkiem pracowniczym były krótkie spódniczki i rajstopy koronkowe (popularne na Kubie do dziś – m.in. u celniczek na lotnisku).

W dzisiejszych czasach lody podają nie tylko Panie w różnym wieku, ale i Panowie. Ubiór z dawnych lat najwyraźniej nie obowiązuje już pracowników. Kolejną zmianą jest liczba smaków, która drastycznie spadła. Jeśli sprzyja Wam szczęście, traficie na dwa lub trzy rodzaje mrożonego deseru. Po szerokim wyborze sprzed lat pozostała jedynie pusta tablica.

Moim zdaniem lody wcale nie były złe, ale ciężko uznać je za wyjątkowe. Sporo osób twierdzi, że ich dawny smak przed kryzysem nigdy więcej nie powróci. Magda Gessler pewnie porzucałaby sobie tam talerzami – plusem byłoby to, że są plastikowe. Nie oznacza to jednak, że jednorazowe.

Nie zniechęca to Kubańczyków. Do lodziarni przychodzą wszyscy – zakochane parki, grupki znajomych, rodziny z dziećmi, starsze osoby, turyści. W niektórych siedzibach istnieje nawet wydzielona strefa dla obcokrajowców. Płacąc w walucie CUC, unika się czekania w kolejce (choć nie zobaczycie jej wszędzie – wszystko zależy od popularności danej Coppelii). Turyści otrzymują nawet większy wybór smaków.

Polecam to miejsce. Bynajmniej nie chodzi mi o świetne lody, ale o autentyczną atmosferę Kuby, którą bez wątpienia można tam poczuć. Ludzie czekający na wejście do prawdziwie socjalistycznego wnętrza serwującego powszechny kubański deser stanowią duży kontrast dla turystów, których nie dotyczą kolejki i ograniczona liczba smaków. Dwa światy na Kubie zauważycie nawet w lodziarni…

coppelia 3.jpg

NASZE REKOMENDACJE:

  • Śniadania jadałyśmy w Casas Particulares. Porcje u każdego gospodarza były spore – nie musiałyśmy niczego jeść aż do wieczora.
  • Wpadnijcie na lody do wspomnianej lodziarni Coopelia! (2111 Calle L, Habana).
  • Hawana: Cafeteria JKL – kanapki, pizza, spaghetti i świeżo wyciskane soki – pysznie i tanio. Podczas naszego drugiego pobytu w Hawanie wpadaliśmy tam nawet dwa razy dziennie. W lokalu nie ma zbyt dużo miejsca. W godzinach wieczornych przygotujcie się na jedzenie, siedząc na krawężniku obok restauracji. Cały dzień szukałam adresu tej knajpki, spacerując po mieście na Google Maps. Niestety, w internetach miejsce nie istnieje. Wiem tylko, że znajdowało się na Avenida 23, Vedado). Widząc tłumy w kawiarni wnioskuję, że jeśli zapytacie o to miejsce w tej okolicy to z pewnością wskażą Wam drogę.
  • Viñales – budka z naleśnikami Papi’s na głównej ulicy, kawałek dalej od targowiska z pamiątkami (od 1,50CUC za naleśnika, cena zależała od dodatków). Je się tam przy barze, na stojąco. Nam jednak w niczym to nie przeszkadzało, bo miało być tanio i smacznie – oto wyznacznik naszych obiadów na Kubie.
  • Viñales –  Guantanamera Cafe. Znajdziecie tam przepyszną pizzę i sympatycznego właściciela, który dopiero zaczynał swoją przygodę z tym biznesem. Być może dlatego był tak entuzjastycznie nastawiony do każdego klienta. Jego mama czuwała przy barze, spacerując co chwilę między stolikami z pytaniem czy nie chcieliby może dolewki rumu do swoich solidnych drinków.
  • Playa Larga nad Zatoką Świń – restauracja Chuchi to jedna z niewielu w tej miejscowości, a na pewno jedyna z dekoracją w postaci… mrówek na suficie! Szczególnie polecam tamtejsze krewetki!
  • Cienfuegos – restauracja La Lonja (skrzyżowanie ulic Santa Clara i Santa Isabel), smacznie i tanio!
  • Cayo Coco – ranchon Las Dunas (najtańsze i najlepsze krewetki na Kubie!).
  • Matanzas – pizzeria En Familla. (skrzyżowanie Calle Rio i Calle 298). Zajmując miejsca w restauracji, poczułyśmy na nas wzrok miejscowych. W ten sposób utwierdziłyśmy się w przekonaniu, że znalazłyśmy się w dobrym miejscu i nie wydamy milionów. Po uprzedniej wymianie klapek za bluzkę między ekspedientką a klientką, złożyłyśmy zamówienie. Każda z nas zażyczyła sobie ogromną pizzę za 3zł.

Zamieszkaj u Kubańczyka! Noclegi na Kubie

Myśląc o noclegu na Kubie, w mojej głowie od razu pojawia się Casa Particular. Wyrażenie w dosłownym tłumaczeniu oznacza prywatny dom. Od niedawna obywatele Kuby mogą wynajmować pokoje w swoich czterech kątach. To stosunkowo nowy sposób zarobku dla Kubańczyków i możliwość poznania tamtejszej rzeczywistości dla przybywających na wyspę turystów. Legalne Casas Particulares oznaczono niebieskim znakiem przypominającym kotwicę, który zobaczycie przy wejściu. Widnieje pod nim podpis Arrendador Divisa. Możecie się też spotkać z czerwonym oznakowaniem domostwa. To informacja, że obiekt udostępnia miejsca noclegowe jedynie Kubańczykom.

POMOC PAŃSTWA W BIZNESIE:

Mogłoby się wydawać, że przy średnich zarobkach na Kubie (20-30 CUC) taki biznes to zastrzyk gotówki. Nic z tych rzeczy. Z pewnością jest on w miarę opłacalny, w porównaniu do innych metod pozyskiwania pieniędzy w tym kraju. Jednakże, kubańska władza przygarnia sobie solidny procent za wynajem. Gospodarze domu odprowadzają 200-300 CUC miesięcznie do skarbu państwa, bez względu na to ile rezerwacji uda im się przyjąć (1CUC = 1$).

Władze sprawdzają standard mieszkań i decydują o tym, czy w danym miejscu ugości się turystów. Każdy gospodarz notuje daty pobytu turystów, wraz z numerem paszportu oraz innymi danymi obcokrajowców, z czego jest potem skrzętnie rozliczany. W zamian za solidne opodatkowanie właścicieli państwo zobowiązało się do niewielkiej pomocy. Gospodarze mogą liczyć na dodatkowy przydział papieru toaletowego, mydła oraz niektórych produktów spożywczych w książeczce reglamentacyjnej.

ZAKAZ UDZIELANIA NOCLEGU OBCOKRAJOWCOM: 

Wyjątkiem jest posiadanie casa particular. W innym przypadku podejmowanie gości z zagranicy na noc w kubańskim domu jest zabronione. Szukanie noclegów na Kubie przez Couchsurfing możecie sobie z góry darować. Jeśli któryś Kubańczyk odważy się złamać prawo, czeka go surowa kara. O tym, że coś kombinuje władza dowie się w krótkim czasie. Mimo braku Internetu wymiana informacji na wyspie jest bardzo rozwinięta, zwłaszcza jeśli chodzi o pozyskiwanie ciekawostek dla urzędników państwowych…

6
Hawana w deszczu – widok z naszego tarasu w dzielnicy Vedado

WARUNKI W KUBAŃSKICH DOMACH:

Nie oszukujmy się – jeśli zależy Wam na wygodzie, zatrzymajcie się w dobrych hotelach. Wiele z nich znajdziecie w nadmorskim Varadero. Z całych sił zachęcam jednak do nocowania w kubańskich domach. To niepowtarzalna okazja na podejrzenie tamtejszego stylu życia. Nie liczcie na luksusy – nawet jeśli przeczytacie, że zatrzymacie się w najlepszym obiekcie w mieście! Chyba, że cena za wynajem jest naprawdę wysoka. Weźcie pod uwagę to, że dom został oceniony przez pryzmat kubańskich standardów.

dav
Taras z widokiem na morze? No przecież jest! Wody wypatrujcie w prawym górnym rogu 😉

Wystój większości pokojów, jakie nam zaoferowano przypominał trochę lata 2000. Ktoś najwyraźniej kierował się zasadą, że im więcej śliskich, świecących materiałów i niepasujących do siebie ozdób, tym lepiej. Nie ukrywam, że trochę mi się to podobało – była to dla mnie kolejna okazja do cofnięcia się w czasie. Jeśli pokój posiada wentylator i lodówkę to wiedzcie, że jest to już wysoki standard. Nie wiem czy miałyśmy po prostu szczęście, ale wszystkie wynajęte przez nas pokoje były czyściutkie.

Przebywając w domu Kubańczyków uszanujcie ich prywatną przestrzeń. Mimo, że mieszkańcy wyspy oferują pokoje, nie wynajmują Wam całego domu. Nie zaglądajcie więc do pozostałych pomieszczeń – chyba, że w towarzystwie i za przyzwoleniem gospodarzy. Chodzenie samemu po kuchni niebędącej częścią Waszej kwatery również nie jest w dobrym tonie.

ZALETY SPONTANICZNEJ REZERWACJI, BĘDĄC NA MIEJSCU:

Za pokoje wynajmowane na miejscu zażyczą sobie od Was 25-50CUC, w zależności od standardu i lokalizacji. Pamiętajcie, że w casach zapłacicie jedynie gotówką. Słyszałam od wielu osób, że wystarczy zarezerwować jedynie pokój w pierwszej miejscowości, do której traficie na Kubie. Reszta może być jednym wielkim spontanem. Jakie są argumenty przemawiające za słusznością takiego rozwiązania? Otóż nigdy nie wiadomo jak dużo czasu zajmie Wam pokonanie większej odległości, zważywszy na stan kubańskich taksówek i tamtejszych dróg. Co więcej, na Kubie będziecie mieć bardzo ograniczony dostęp do Internetu, przez co nie uda Wam się na bieżąco włączać danych wcześniej dokonanej rezerwacji czy kontaktować się z właścicielem w sprawie opóźnień. Kolejnym argumentem potwierdzającym słuszność tego rozwiązania jest fakt, iż tamtejsza poczta pantoflowa należy do najbardziej rozwiniętych na świecie. Każdy gospodarz z chęcią poleci Wam kolejnego w miejscowości, do której się wybieracie. Czy jest więc jakikolwiek sens dokonywania rezerwacji jeszcze przed wyjazdem?

32

ZALETY REZERWACJI NOCLEGÓW PRZED WYJAZDEM:

Wolałyśmy zarezerwować sobie wszystkie noclegi przed wyjazdem, korzystając z Air B&B. Wiele osób powtarzało nam, że to średnio bezpieczne, bo nie wiadomo czy te obiekty w ogóle istnieją. Cóż, nawet jeśli nie istnieją, to istnieje obsługa AirBnB, która trzyma rękę na pulsie. W przypadku reklamacji rozwiążą Wasz problem i z pewnością odzyskacie pieniądze (płatności dokonuje się za pośrednictwem ich serwisu). Dzięki serwisowi poczytałyśmy opinię Gości o wybranych miejscach noclegowych i już miałyśmy obraz, czego się spodziewać. Mogłyśmy dokonać wyboru na spokojnie, dokładnie sprawdzając lokalizację i ceny u konkurencji.

Brak Internetu? To nie problem. Jeśli zaklepiecie noclegi dużo wcześniej i macie dostęp do Internetu w późniejszym czasie to wyślijcie wiadomość do właścicieli, że pojawicie się u nich za kilka dni, a kontakt internetowy z Wami w najbliższym czasie będzie utrudniony. Koniecznie weźcie ze sobą wydruk potwierdzenia płatności i rezerwacji. Najlepiej jest mieć przy sobie wszystkie strony – po dokonaniu rezerwacji właściciele często podają w wiadomości wskazówki dojazdu. Nieraz przydały się one naszym taksówkarzom. Zapiszcie też numer telefonu oraz imię i nazwisko właścicieli. 

Główną zaletą wcześniejszych rezerwacji było to, że noclegi znalezione za pomocą Air BnB były znacznie tańsze od proponowanych nam na miejscu. Być może jest  to tylko nasze wrażenie lub zbieg okoliczności, ale potwierdziło się to kilka razy. Zauważyłyśmy też, że na Kubie taniej podróżuje się we czwórkę. Najwyraźniej płaci się tam za pokój, nie za osobę. Tym sposobem, po podziale kosztów wiele noclegów wyniosło 2-5CUC/noc za osobę. Niektóre z nich były droższe ale trzeba przyznać, że trafiły nam się w tej cenie naprawdę dobre pokoje. Poniższe zdjęcia zrobiono w naszej pierwszej casie w Hawanie. 

ŁAPCIE 100 ZŁOTYCH ZNIŻKI NA PIERWSZY NOCLEG Z AIR BnB! Kliknijcie na poniższy obrazek, który przekieruje Was na stronę. Kilka złotych wpadnie też do mnie, za co z góry dziękuję!

airbnblogo

Zapomnijcie o dokonaniu rezerwacji przez AirBnB czy Booking, będąc już na Kubie. Rezerwowanie przez wymienione portale na miejscu jest niemożliwe. Za każdym razem kiedy próbowałyśmy zabukować wybrany obiekt, pojawiał się jakiś błąd. Wcale nie wynikało to ze słabego sygnału WiFi. Być może państwo blokuje je, umożliwiając w ten sposób większy zarobek dla właścicieli, a co za tym idzie – dla siebie? Po przesłaniu linku casy do Polski nasi znajomi od razu zarezerwowali dla nas pobyt, bez najmniejszego problemu.

NIE OBYŁO SIĘ BEZ MAŁEJ AKCJI:

Podczas niespełna trzech tygodni na Kubie wyrolował nas tylko jeden gospodarz. Po naszym przyjeździe do hostelu Snack/Bar Alba w Morón właściciel oznajmił, że nie ma dla nas miejsca (które było zarezerwowane, opłacone i potwierdzone w serwisie), bo wpadli Włosi (jego rodacy) i przedłużyli pobyt. Biedak nie wiedział co ma zrobić, bo przecież nie wyrzuci ich na ulicę. Zaproponował nam nocleg w casie u koleżanki, życząc sobie za niego dwukrotnie większej ceny. Do znudzenia powtarzał nam, że to nie jego wina, że nie ma kwatery w tej samej cenie, bo przecież jego pokoje są najtańszymi w mieście. Pomijając to, że straciłyśmy cenny czas (spieszyłyśmy się na jednodniowy wypad do Cayo Coco – najpiękniejszą z kubańskich plaż), po oddaniu przez niego pieniędzy znalazłyśmy nowe miejsce noclegowe u jego sąsiada w tej samej cenie. Jeśli coś takiego spotka i Was to tak naprawdę nic się nie stanie. Kuba stoi pokojami na wynajem i szybko znajdziecie miejsce zastępcze.

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, czyli najfajniejsze plusy casy na zdjęciach poniżej, którą znalazłyśmy po zrobieniu nas w bambuko przez wspomnianego Włocha.

ŚNIADANIA I OBIADY U GOSPODARZY:

Praktycznie każdy gospodarz zaproponuje Wam śniadanie lub obiad po dopłacie. Pewnie uda Wam się zjeść taniej na mieście ale posiłki w casach były naprawdę konkretne. Śniadanie kosztowało 4-8CUC za osobę. Nie jadałyśmy obiadów u gospodarzy, choć proponowali nam je w cenie 8-10CUC, w zależności od potraw. Wszędzie spotkacie się z tym samym menu. Propozycją na pierwszy posiłek dnia będzie chleb, tosty i masło. Podadzą Wam też owoce – banana, ananasa, gujawę i papaję, Mała uwaga – na Kubie unikajcie słowa papaja, które w mowie potocznej oznacza żeńskie organy płciowe. Zamiast tego, użyjcie słowa fruta bomba. Poza tym, podadzą Wam omlet, jajecznicę lub jajko sadzone. Nie zabraknie kawy, herbaty i świeżo wyciskanych soków.

Jeśli jesteście zainteresowani posiłkiem u gospodarzy, dajcie im znać odpowiednio wcześniej. Na Kubie niełatwo jest zorganizować wszystkie potrzebne rzeczy na śniadanie czy obiad w tak krótkim czasie jak u nas.

WŁAŚCICIELE CASY – NAJLEPSZA INFORMACJA TURYSTYCZNA:

Warto posiadać luźny plan wyjazdu. Szczegóły zawsze można dopiąć, będąc już na miejscu. Z pewnością pomogą w tym gospodarze, u których się zatrzymacie. To prawdziwa informacja turystyczna, która z chęcią pomoże Wam zaplanować pobyt na Kubie. Zorganizuje też dojazd i wszelkie atrakcje. Wiadomo, że nie wszyscy podejdą do tego uczciwie, choć nasi właściciele proponowali usługi w korzystnych cenach. Zanim zdecydujecie się na sugerowane wycieczki, warto na spokojnie to sobie przekalkulować.

IMG_0827
W Vinales mogłyśmy liczyć na pomoc właścicielki casy przy planowaniu atrakcji. Ceny były uczciwe.

LISTA MIEJSC, W KTÓRYCH SIĘ ZATRZYMALIŚMY:

Hawana, Havana Panoramic and Seaview Homepierwsze dni na Kubie spędziłyśmy u dwóch Pań – prawdziwych biznesmenek.  „Ale jak to nie chcecie śniadania? Przecież to najważniejsza część posiłku!” – taką formułkę usłyszałyśmy wiele razy kiedy postanowiłyśmy, że zrezygnujemy ze śniadania w dniu wyjazdu ze względu na wczesną godzinę. Panie proponowały też podwózkę do Vinales… podbijając cenę dwukrotnie. Twierdziły, że cena jest odpowiednia bo kierowca to ich zaufany człowiek, na którym mogą polegać i nie mamy pewności, czy dojedziemy z innym taksówkarzem. I wiecie co? Dojechałyśmy z innym. O połowę taniej. Niemniej jednak, solidnego i pysznego śniadania oraz przepięknego tarasu nie można im odmówić. Za dwa noclegi i 4 osoby zapłaciłyśmy 80CUC. To była nasza najdroższa casa, ale nie żałujemy!

Vinales: Villa en La Colina 2. Jadąc z Hawany do Vinales taksówkarz powtarzał nam, że dom znajduje się daleko od centrum miasta. Okazało się, że to 15 minut spaceru od głównego placu. Cena? Hit. Za trzy noce i cztery osoby zapłaciłyśmy 34CUC. Śniadanie dodatkowo płatne – 5CUC za osobę (było konkretne, jak na kubańskie warunki przystało). Gospodarze nie zamieścili na Air BnB zdjęć pokojów. Spodziewałam się obdrapanej nory ale zdecydowałyśmy się na ten obiekt ze względu na cenę i pięknie położony taras. Wygląd miło nas zaskoczył. Właścicielka Gladys to sympatyczna osoba, która z chęcią pomoże Wam zorganizować wszystkie atrakcje i to w bardzo dobrej cenie.

Playa Larga nad Zatoką Świń, Casa Doryan. Cena za dwie noce: 39 CUC za cztery osoby. Przywitano nas powitalnym drinkiem i ofertą turystyczną ze wszystkimi atrakcjami.

Cienfuegos, Hostal Santa Elena (Apartamento independiente) był kolejnym hitem. Szkoda, że zatrzymałyśmy się tam tylko na jeden nocleg, choć tyle czasu na tę miejscowość w zupełności wystarczy. Cena: 18CUC za cztery osoby za dobę. Właścicielka Ana sporządziła nam cały plan zwiedzania miasta. 

Trinidad, hostal la Deportista  – cena: 46CUC za cztery osoby za dwie noce. Właściciele byli bardzo pomocni i załatwili nam podwózkę do kolejnego miasta w niskiej cenie.

Morón (baza wypadowa do Cayo Coco) – po opisanym wyżej incydencie w hostelu Snack/Bar Alba znalazłyśmy miejsce u ich sąsiadów w Concha Azul. Dom był ogromny, prześliczny, miał basen i serwowano w nim przepyszne śniadanie. Cena? 25CUC/noc za cztery osoby. Po małych negocjacjach z właścicielem i opowiedzeniu mu historii o wyrolowaniu nas przez jego sąsiada przystał na naszą cenę, choć pobyt w domu jest na pewno droższy.

Matanzas: Hostal Rio Real, cena: 40CUC za 2 doby i 4 osoby. Kolejny dobry wybór.

Zachęcam do korzystania z casas particulares. Okazując w ten sposób wsparcie finansowe Kubańczykom, podpatrzycie jak mieszka się na Kubie. Dajcie sobie szansę na lepsze poznanie kraju. Casas Particulares to jedna z opcji, która bez wątpienia Wam to umożliwi. Nie zapomnijcie o drobnych podarunkach z Polski (stawiałyśmy na słodycze i kosmetyki), dzięki czemu właściciele będą Was miło wspominać.

btr

Kierunek Kuba! Informacje praktyczne

Pod koniec stycznia spełniło się moje marzenie – poznanie kraju będącego twierdzą socjalizmu, skupiskiem zaradnych ludzi i zabytkowych samochodów z radiem grającym na cały regulator. Na Kubie spędziłyśmy 2 tygodnie i 4 dni. Mam nadzieję, że poniższy wpis okaże się pomocny w podróży – dajcie znać, jeśli tak będzie!

KSIĄŻKI I FILMY:

Zdecydowanie warto ogarnąć temat Kuby przed wyjazdem. Oto moja lista, która pomogła mi lepiej zrozumieć ten kraj. Nie myślicie o podróży w te strony? Po lekturze poniższych książek lub obejrzeniu wymienionych filmów Kuba pojawi się w Waszych planach!

  • M. Kurlansky, Hawana – podzwrotnikowe delirium [książka] – wszystkie informacje przekazano zwięźle i interesująco. Autor skupia się głównie na stolicy, choć znajdziecie w niej sporo zapisków na temat całej wyspy.
  • M. Stasiński, Diabeł umiera w Hawanie [książka] – zbiór reportaży traktujących o kubańskim społeczeństwie i tamtejszej polityce.
  • K. Mroziewicz, Fidelada [książka] – obserwacje życia na Kubie sporządzane przez autora, który wiele razy wpadał na wyspę, a w późniejszym czasie nawet tam mieszkał. Jest naprawdę „w temacie”.
  • Kamerzysta na Kubie [film, Netflix] – dokument ukazujący losy trzech kubańskich rodzin na przestrzeni 40 lat.  G e n i a l n y !
  • Kuba Libre. Historia gorącej wyspy [serial, Netflix] – streszczenie kubańskiej historii w ośmiu interesujących odcinkach.

KIEDY JECHAĆ NA KUBĘ?

Jestem przekonana, że jakąkolwiek datę wyjazdu byśmy nie wybrały to i tak zaliczyłybyśmy ten wypad do udanych. Niemniej jednak, aby w pełni cieszyć się pobytem warto znać warunki na Kubie w poszczególnych porach roku. Wiosna, lato, jesień, zima? Nie o takie okresy chodzi. W tych stronach istnieje podział na:

  • porę suchą (październik – maj),
  • porę deszczową (czerwiec – wrzesień).

Odradza się podróżowania na Kubę pomiędzy wrześniem a listopadem. To okres huraganów na Karaibach. Najlepiej wybrać się tam w porze suchej. Temperatury powietrza oscylują wtedy w granicy 20-25 stopni – choć trzeba przyznać, że taka prognoza nie do końca sprawdziła się u nas. Przynajmniej nie na początku wypadu. Odwiedziłyśmy Kubę na przełomie stycznia i lutego. Hawana przywitała nas  wtedy ulewą i 14 stopniami. Po dwóch dniach wróciło słońce i przyjemne 20 stopni, ale wieczorami temperatura spadała nawet do 7 stopni. Pamiętajcie o długich spodniach i kurtce podczas pakowania.

IMG_0249
„Jedź na Kubę” – mówili. „Będzie ciepło” – mówili…

Pora deszczowa zaserwuje Wam konkretne upały. W tym okresie temperatura rzadko spada poniżej 30 stopni w ciągu dnia. Dodajcie do tego tropikalny klimat wyspy i macie warunki, które będą nie do zniesienia. Jakie są plusy wyjazdu w tym okresie? Mark Kurlansky w swojej książce Hawana – podzwrotnikowe delirium twierdzi, że upały i pot mieszkańców to nieodzowny element kubańskiej rzeczywistości. Podkreśla, że kto nie doświadczył na Kubie tak wysokich temperatur, nie doświadczył Kuby. Pisze, że prawdziwy Kubańczyk chodzi jedynie w cieniu kamienic. Wentylatory to nieodzowny element każdego domostwa na Kubie. Kubańczycy nie mogą uwierzyć, że nie posiadamy ich w polskich domach, skoro mamy ciepłe lato. Nie są one nam jednak tak potrzebne, jak na Kubie – oprócz wysokich temperatur występuje tam klimat tropikalny. Z kolei na próżno szukać u nich kaloryferów (widziałyśmy je tylko w kilku domach) – mimo, że noce są naprawdę chłodne.

Pogoda to ważny wyznacznik daty wyjazdu, ale nie jedyny. Karnawał w Santiago de Cuba to wielkie wydarzenie. Skalę jego świętowania porównuje się do Rio de Janeiro. Taki powód w pełni usprawiedliwia wybór lipca jako swojego miesiąca podróży na Kubę – mimo, że jest to środek pory deszczowej. Poza tym, nam również trafił się deszcz i silny wiatr, a nawet tornado. Tak naprawdę będąc przez większość czasu bez Internetu i telewizji dowiedziałam się o nim od znajomych, pytających czy jestem cała. 

JAK DOSTAĆ SIĘ NA KUBĘ?

W celu znalezienia najdogodniejszego lotu w korzystnej cenie polecam wyszukiwarki połączeń skyscanner i esky. Za bilet w dwie strony zapłaciłyśmy 2100zł (z bagażem podręcznym, rejestrowanym oraz ich ubezpieczeniem). Cena była dobra, choć można trafić taniej. Skorzystałyśmy z usług Air Canada i leciałyśmy z Warszawy do Hawany. Po drodze miałyśmy dwie przesiadki – w Monachium i Toronto.

KARTA TURYSTY I UBEZPIECZENIE:

Te rzeczy oficjalnie sprawdzają na lotnisku (nieoficjalnie: sprawdzono nam jedynie kartę turysty). Kartę turysty można zakupić w cenie 22 euro (gotówką) w Ambasadzie Kuby w Warszawie. Jeśli komuś nie po drodze do stolicy, w Internecie znajdziecie masę biur podróży w całej Polsce, które się tym zajmują. W niektórych biurach można załatwić ją sobie od ręki. Do wyrobienia potrzebne jest ksero paszportu ważnego co najmniej 6 miesięcy od wjazdu na Kubę, bilet lotniczy i adres pierwszego meldunku na Kubie. Należy też zadbać o ubezpieczenie (firmy ogarniające kartę turysty często proponują wszystko za jednym razem). Byle nie amerykańskie – takich na Kubie nie uznają… Kartę podzielono na dwie części – pierwszą zabierają Wam przy wjeździe na wyspę, a drugą przy wyjeździe.

AIR CANADA  – O CZYM TRZEBA PAMIĘTAĆ?

Jeśli skorzystacie z usług Air Canada, otrzymacie kartę turysty gratis na pokładzie samolotu (w przypadku przesiadek zostanie Wam ona wręczona na ostatnim odcinku lotu). Nawet jeśli połowa pracowników lotniska wmawia Wam, że musicie ją mieć już przy pierwszym locie, to wcale tak nie jest. Wówczas zaproście ich przełożonego, który po sprawdzeniu tego faktu przyzna Wam rację (checked).

Skorzystałyśmy z przesiadki w Toronto (9h), odbywając spacer po mieście i rejs. W przypadku dotarcia do Kanady drogą lotniczą władze wymagają electronic Transit Authorization (eTa), nawet jeśli planujecie tylko przesiadkę. Osoby wkraczające na teren Kanady samochodem czy statkiem nie muszą się o to martwić. Pozyskanie eTa jest szybkie i proste: na tej stronie wypełniacie wniosek, po czym wpłacacie 11CAD (ok. 30zł) na wskazane tam konto. Po kilkunastu godzinach na Waszego maila dotrze gotowa eTa, którą należy wydrukować i pokazać na lotnisku.

Toronto
Kiedy ławka jest mokra i uniemożliwia zdjęcia „na zamyślonego”

DOJAZD Z LOTNISKA: 

Wylądowałyśmy w Hawanie w nocy, więc zdecydowałyśmy się na taksówkę spod lotniska. Kurs do centrum miasta to 20-30 CUC (tak było w styczniu 2019). Cena zależy od godziny korzystania z taksówki i zdolności negocjacyjnych. My zapłaciłyśmy za kurs nocny 30CUC. Kierowca dziwnym trafem nie mógł znaleźć adresu – nie zważając na udzielane przez nas wskazówki GPS. Za dodatkowe kilometry spowodowane szukaniem naszego miejsca zamieszkania zażyczył sobie napiwek. Kuba od samego początku uczuliła nas na takie akcje. Wymuszanie napiwku zdarza się w tym kraju często.

lotnisko hawana

PORUSZANIE SIĘ PO KUBIE:

Uprzedzam, że Google Maps nie bardzo się tam spisze. W jaki sposób poruszać się po Kubie? Warto pobrać aplikację Maps me. To darmowy GPS działający offline (wcześniej należy jedynie ściągnąć mapę wybranego obszaru). Jest bardzo prosty w obsłudze. To nie jedyna nawigacja działająca bez Internetu, ale naprawdę spisała się podczas naszego pobytu na wyspie.

TRANSPORT NA WYSPIE:

Jako, że podróżowałyśmy z dziewczynami we czwórkę, mogłyśmy pozwolić sobie na podróże taksówką. Starałyśmy się negocjować z kierowcą tak, aby cena finalna wyniosła tyle, ile bilet autobusu na wybranym odcinku. Zazwyczaj udało się nam to osiągnąć. Tak naprawdę cena zależy od Waszego uporu.

Kiedy pewien Pan podrzucił nas pod dworzec (skąd najlepiej łapać taksówkę), kierowcy omal nie wskoczyli nam do auta, przekrzykując się w cenie. Nie zdążyłyśmy nawet oznajmić, że potrzebujemy podwózki, a odniosłam wrażenie, że targują się już o nas między sobą. Que se calmen! (niech się uspokoją) – krzyknął nasz kierowca do taksówkarzy. Nie byłyśmy nawet w stanie wyjść z samochodu. Miły Pan odstawił nas (oczywiście nie za darmo), życząc powodzenia w targowaniu. No i zaczęło się. Przed przyjazdem słyszałyśmy, że za kurs z Hawany do Viñales powinno się zapłacić jakieś 20 CUC za osobę. Taka cena rozbawiła gromadkę taksówkarzy pod dworcem. Po dłuższej chwili i upartym powtarzaniu, że szukamy podwózki w tej cenie jeden z nich w końcu zabrał nas do Viñales.

Jak nie przepłacić za Taxi na Kubie? Nie przejmujcie się gadką niektórych gospodarzy o niebezpieczeństwie w przypadku skorzystania z niesprawdzonych przez nich taksówek. Wiadomo, że wszędzie trzeba na siebie uważać. Najczęściej jednak troska ta wynika z wciśnięcia Wam podwózki znajomego. Zanim zdecydujecie się na auto proponowane przez właściciela casy, sprawdźcie jaką cenę proponują taksówkarze na mieście. Niektórzy gospodarze lubią doliczać sobie procencik za pośredniczenie w załatwieniu sprawy lub starają się windować ceny do góry dla dobra znajomych, będących Waszymi potencjalnymi kierowcami. Wielu z nich proponowało uczciwą kwotę, choć znaleźli się też tacy z ceną dwukrotnie wyższą.

Za wykonany kurs na Kubie zawsze płaci się po dotarciu do wybranego miejsca. Wiem, że jest to oczywiste, ale jeden z kierowców poprosił o zapłatę przed rozpoczęciem (grzecznie poinformowałyśmy go, że jest to niemożliwe). Przed wyruszeniem należy potwierdzić cenę ostateczną u taksówkarza. Nie ma opcji na żaden zadatek lub przetrzymanie dokumentów. Cwaniaczków zarabiających w ten sposób na turystach nie brakuje, o czym również wspominali nasi gospodarze.

Wbrew wyraźnej granicy pomiędzy Kubańczykami a turystami, kilku kierowców chętnie opowiedziało nam o życiu na Kubie, ich rodzinie czy pracy. Rozkręcali imprezę w aucie z hitami na cały regulator i włączali się do gry w czółko (zgadywanie piosenek po nuceniu), o której wcześniej nie słyszeli. Dobrze, że wzięłyśmy słodycze z Polski – trafiały w dobre ręce.

btrhdr
Nasz pierwszy kubański zimny łokieć po Hawanie miał miejsce w tym samochodzie

Jeśli wybieracie się na Kubę w mniejszym składzie i nie znaleźliście nikogo, z kim moglibyście dzielić taksówkę, możecie skorzystać z usług AUTOBUSU VIAZUL. Bilety można zakupić w informacji turystycznej, ich biurach firmowych lub online (przed odjazdem wydruk z Internetu wymienia się na oryginalny  bilet – zarezerwujcie więc sobie trochę czasu na stanie w kolejce). Nie zdziwcie się kiedy na Karaibach usłyszycie, że na autobus woła się guagua (głagła). Z kolei w Chile, Peru i Ekwadorze mieszkańcy określają tym wyrazem małe dziecko. Zadbajcie o bilety autobusowe wcześniej – szybko wyprzedają się na popularnych trasach. Musicie też wiedzieć, że w czasie podróży kierowca podkręca klimę do granic możliwości. Warto wziąć ze sobą jakieś okrycie, aby uniknąć odmrożeń.

Droższą propozycją poznania Kuby zza szyby samochodu, która cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem wśród turystów są LUKSUSOWE KABRIOLETY. Oferują przejazd w cenie 30-40CUC za godzinę. Nie skorzystałyśmy z tej atrakcji, nie tylko ze względów ekonomicznych. Zamawiając jakikolwiek samochód na Kubie podjedzie po Was perełka motoryzacji. Trzeba przyznać, że te droższe są w znacznie lepszym stanie ale wolałyśmy zaoszczędzić tę kwotę na inne atrakcje i cieszyć się przejażdżką równie ciekawymi, aczkolwiek często dobitymi taksówkami w niższej cenie.

Jakim cudem luksusowe kabriolety są w tak dobrym stanie? Mimo, że na masce widnieje napis Chevrolet, najprawdopodobniej silnik pochodzi od nowszego samochodu. Warto dodać, że kierowcy takich samochodów to obecnie jedna z najlepiej zarabiających grup na Kubie. Osoby pracujące w sektorze turystycznym i posługujące się językiem angielskim mogą liczyć na lepsze warunki życia na wyspie.

Na Kubie istnieje też tańsza wersja podwózki, tzw. TAXI COLLECTIVO. Odjeżdża tylko wtedy, gdy zbierze się komplet osób (łatwo je zlokalizować na dworcach w danych miejscowościach). Zazwyczaj nie trzeba na to długo czekać. Kierowca życzy sobie za przejazd grosze. Dosłownie. Kurs z jednego krańca Matanzas do drugiego kosztował 10CUP (10-15 groszy?). Oczywiście taka cena obowiązuje miejscowych. Widząc turystów kierowca momentalnie aktualizuje cennik. Wartość kursu zależy więc od Waszych zdolności negocjacyjnych. Niestety nie korzystałyśmy z tego środka transportu. Taksówki używałyśmy głównie do przemieszczania się między miastami. Każde Taxi Collectivo miało słabe szanse na to, że pomieści nasze wszystkie bagaże.

IMG_3372.jpg

O wynajmie ROWERÓW na Kubie wspomnę przy okazji omawiania planu podróży. Nie spodziewajcie się jakiś górskich śmigaczy – dodam tylko, że warto sprawdzać stan ich hamulców, zanim zdecydujecie się na wypożyczenie. Rower na cały dzień kosztował nas 5CUC. Gdzie je wypożyczać? Zapytajcie gospodarzy miejsca, w którym się zatrzymacie. Oni wiedzą wszystko i wszystko Wam załatwią. Czasami doliczą sobie coś za usługę, ale kwoty te i tak będą mało znaczące.

2
Nawigacja pokazuje, że trasa jaką chcecie odbyć samochodem jest krótsza niż to, co próbują Wam wmówić właściciele? Zaufajcie gospodarzom i weźcie pod uwagę stan kubańskich dróg.

Kolejny środek transportu na Kubie to COCO TAXI – motocykl z doczepionym siedzeniem w kształcie kokosa. Oczywiście jest to opcja tylko na krótkie dystanse. Kierowcy życzą sobie 7-10 CUC za godzinny kurs po Hawanie.

BICI TAXI to kolejna popularna forma przemieszczania się na Kubie i jeden z najtańszych środków transportu. Nawet Kubańczycy korzystają z Bici Taxi. Nie czułabym się komfortowo kiedy ktoś musiałby pedałować za dwóch, choć Panowie z pewnością są do tego przyzwyczajeni. Pewnie nie byliby zadowoleni, że robię im w tym momencie średnią reklamę, nie pochwalając tego środka transportu z wyrzutów sumienia.

W informacjach praktycznych powinny się również znaleźć kwestie noclegu, jedzenia oraz plan podróży. Chciałabym przekazać Wam naprawdę sporo o Kubie, więc przygotuję wspomniane tematy w osobnych wpisach.

Zachęcam do poczytania pozostałych artykułów: 

Drinki na Kubie

Zapraszam na jeden z lżejszych wpisów traktujących o Kubie! Decydując się na wyjazd w te strony czekają tam na Was drinki w bardzo niskich cenach. Lubicie rum? W niektórych sklepach zdarzało się, że był tańszy od wody. Wyspa serwuje niebezpiecznie niskie ceny tego napoju alkoholowego. Informacje w sklepach proszące o łan dolar za drinka znajdziecie na każdym kroku (w Hawanie będą one nieco wyższe). Proszę mi wierzyć, że wcale nie ma w nich znikomej ilości alkoholu (delikatnie mówiąc).

W jednym z barów zapytano nas czy życzymy sobie dolewki rumu do naszego drinka. Zanim odpowiecie na to pytanie twierdząco, proponuję spróbować Waszego koktajlu. Wówczas przekonacie się, że propozycja była miła, aczkolwiek naprawdę zbędna. Jakich drinków warto spróbować, będąc na Kubie? Przedstawiam Wam te najsłynniejsze na wyspie:

img_0598.jpeg

CUBA LIBRE!

Ten drink to klasyk. Jego nazwa w dosłownym tłumaczeniu oznacza Wolną Kubę. Miejscowi zdają się określać ten koktajl sensowniej – Mentirita, czyli „małe kłamstewko”. Żeby było śmieszniej, Cuba Libre powstała około 1900 roku w czasie starć Amerykanów, którzy pomogli Kubańczykom przegonić Hiszpanów z wyspy (po czym sami ją przejęli, taki drobiazg). Zgodnie z legendą, pewnego wieczoru jeden z amerykańskich oficerów zamówił kilka kolejek ulubionego drinka składającego się z rumu, coli, lodu i limonki. W trakcie imprezy wzniósł toast słowami „Por Cuba Libre” (za wolną Kubę), która stała się nazwą jego ulubionego koktajlu.

img_0300.jpeg

Aby podkreślić niedorzeczność najsłynniejszego drinka na Kubie dodam, że na całym świecie serwuje się go z symbolem kapitalizmu – Coca-Colą. Kuba i Korea Północna to jedyne kraje, w których oficjalnie zakazano jego sprzedaży. Firma istniała na wyspie przed rewolucją. Wraz z jej nastaniem zakłady zostały znacjonalizowane przez kubańskie władze. Po przejęciu jej przez Kubańczyków rozpoczęto produkcję o nieco zmienionym przepisie pod nazwą Tukola (na bazie cukru trzcinowego). Obecnie firma produkująca ją nazywa się Ciego Montero. Poza wspomnianym napojem zajmuje się m.in. dystrybucją kubańskiej Fanty, Sprite oraz wody butelkowanej.

MOJITO!

Drink zdobył sławę na całym świecie. Przedstawienie jego składu z pewnością mogę sobie darować. Wiele osób twierdzi, że przypadkowo nazwał go w ten sposób Ernest Hemingway. Pisarz wpadał na niego często do baru la Bodeguita del Miedo. To twierdzenie wzbudza jednak wiele wątpliwości, bo wersji z genezą nazwy Mojito jest co najmniej kilka. Istnieje kolejna teoria informująca, iż wzięła się od słowa mojo, oznaczającego rzucenie uroku. Być może miało się to odnosić do stanu piratów po skosztowaniu kilku drinków.

Wspomniany wcześniej bar la Bodeguita del Miedo został założony w 1942 roku przez Angela Martinez. Zapewne nie śniło mu się, że tamtejsze mojito zdobędzie sławę nie tylko w Hawanie, ale i na całym świecie. Przyczyniły się do tego znane osobistości, będące stałymi bywalcami w barze. Poza Hemingwayem lokal odwiedzała także Gabriel Garcia Marquez, Marlene Dietrich czy Bridget Bardot. Nie był to jednak bar zarezerwowany wyłącznie dla największych sław, o czym świadczą przesiadujące w nim liczne grupy studentów.

Kuba Hawana

DAIQUIRI!

To połączenie białego rumu, soku z limonki, lodu i odrobiny likieru maraschino. Wersji powstania Daiquiri jest chyba tyle, co klientów w ulubionym barze Hemingwaya. Jedna z nich podaje, że geneza nazwy wywodzi się od Baitiquiri – miasta, w którym znajdują się kopalnie manganu. Według niej, napój alkoholowy wymyślili tamtejsi górnicy. Uważali, że doskonale sprawdzał się w walce z upałem i zapewniał im dobre orzeźwienie podczas pracy.

Kolejna wersja mówi, że stworzył go Lucius Johnson (admirał amerykańskiej Marynarki Wojennej). Napój stał się znany i powszechny w USA na początku XX wieku. W zdobyciu sławy pomógł jego główny składnik (rum), który był najłatwiejszym alkoholem do zdobycia przez Amerykanów. Wiele źródeł podaje, że drink o identycznym składzie pili brytyjscy marynarze, wyprzedzając wymienionych wynalazców koktajlu o jakieś 140 lat.

Daiquiri rozsławił Ernest Hemingway, który swego czasu mieszkał na Kubie. Często wpadał na tego drinka do baru la Floridita. Pisarz zamawiał go z podwójną porcją rumu i lodu. Najwyraźniej spożywanie napojów alkoholowych pomagało mu przelać myśli na papier – pracownicy wspominali, że wypijał ich nawet kilkanaście dziennie. W dzisiejszych czasach miejsce odwiedzają tłumy turystów. Właściciele zadbali o wyraźne podkreślenie związku Floridity z pisarzem. Przy wejściu powita Was jego popiersie. Na ścianach lokalu rozwieszono pamiątkowe zdjęcia Ernesta z jego znajomym… Fidelem Castro.

Hemingway to jeden z niewielu Amerykanów, którego tak serdecznie wspomina się na Kubie. Mieszkańcy wyspy nazywali go pieszczotliwie Papa (tatuś). Określenie idealnie współgrało z jego posturą i siwą brodą. Pisarz spędził na Kubie ostatnie 20 lat swojego życia. Pozostawił po sobie sporo pamiątek na wyspie, z których rozkręcono niezły biznes. W dawnym miejscu zamieszkania pisarza (hotel Ambos Mundos w Hawanie) można zwiedzić jego pokój. Znajduje się tam m.in. jego maszyna do pisania. W murach hotelowego pokoju 511 Hemingway stworzył wiele znakomitych książek, które doceniano i nagradzano na całym świecie. Nie omieszkano uwiecznić go w barach i miejscach, gdzie się pojawiał. Osoby, które znały pisarza lub miały jakąkolwiek okazję, aby z nim porozmawiać często udzielały płatnych wywiadów. Kto wie, ilu z nich rzeczywiście zamieniło słówko z noblistą…

btrhdr

CANCHANCHARA!

Pora na specjał z Trynidadu, stworzony w XIX przez kubańskich partyzantów w czasie walk przeciwko Hiszpanom. Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, Canchanchara to symbol kubańskiej walki o niepodległość. Jednym z elementów wyposażenia żołnierzy walczących o niezależność kraju była wydrążona tykwa – roślina z gatunków dyniowatych, której wyżłobiony w środku owoc służył jako kubek. Uważali, że picie canchanchary pomaga im rozgrzać organizm w górach nad ranem.

Napój składa się z białego rumu, wody, miodu i soku z limonki. Po kilku drinkach wypowiedzenie tego słowa wcale nie jest takie proste (Kanczanczara), choć słysząc Ciamciamciaram miejscowi zapewniają, że wiedzą o co prosi klient.

PIÑA COLADA!

Tak brzmi moje drugie imię po wypadzie na Kubę. Drink serwowany jest w każdym kubańskim barze. Być może nie należy do tradycyjnych kubańskich koktajli ale cieszy się sporym zainteresowaniem. Nic dziwnego – smak tamtejszej Piña Colady jest nie do opisania!

COCO LOCO!

To typowy karaibski serwowany w kokosie, którego możecie spróbować głównie na plaży. Drink cieszy się większą popularnością na Dominikanie, ale warto go spróbować również na Kubie. Coco Loco (w dosłownym tłumaczeniu: szalony kokos) składa się z rumu, mleczka kokosowego i soku z ananasa.

CO PIJĄ MIEJSCOWI?

Rum, bez zbędnych kombinacji! W weekendy zobaczycie tłumy Kubańczyków z butelką na Maleconie – promenadzie, która z moich obserwacji jest miejscem spotkań w każdym większym mieście. Szczególnie da się to zauważyć w Hawanie. Nieważne, jakiej jakości jest spożywany przez nich rum. Ważne, że zawsze znajdzie się ktoś, z kim mogą go dzielić. Na brak kontaktów raczej nie narzekają. Kubańczycy to bardzo towarzyski naród. Być może dzięki temu od tylu lat dzielnie stawiają czoła trudnej rzeczywistości w ich kraju. Ze względu na ograniczony dostęp do Internetu, znajomości podtrzymuje się jedynie poprzez spotkania osobiste. Co tu dużo mówić – Internet, ograniczył je u nas w ogromnym stopniu…

IMG_1828
Rumu na Kubie nie brakuje nawet w najmniej zaopatrzonych sklepach…

 

O czym warto wiedzieć przed wyjazdem na Kubę?

Pora na kilka rad i praktycznych wskazówek, które pozwolą Wam nacieszyć się pobytem na wyspie bez rozczarowań. Mimo, że spontaniczny wypad do tego kraju również należałby do udanych, zachęcam Was do przygotowania się przed podróżą – szkoda byłoby nie wykorzystać wyjazdu do granic możliwości. O czym warto wiedzieć i czego się spodziewać?

#1 NA KUBIE JEST BEZPIECZNIE. 

Niezależnie od tego, w którym kraju przebywamy należy zachować zdrowy rozsądek. Niemniej jednak, na Kubie czułyśmy się bardzo bezpiecznie. Mogłyśmy robić zdjęcia, wyjmując telefon na każdym kroku. Nie w każdym kraju Ameryki Łacińskiej poczujecie taki komfort. Niespotykane było dla mnie zostawianie torebek przy wejściu do większych supermarketów. Nie można wejść z nimi do środka – ułożono je na półce przy drzwiach i nigdy nic się z nimi nie działo. Takie zasady w sklepach świadczą o sporym zaufaniu do społeczeństwa… Dodam też, że nieraz wracałyśmy do naszych miejsc noclegowych o późnej porze. Może było to zwykłe szczęście, ale nie spotkałyśmy się z żadną nieprzyjemną sytuacją.

IMG_20190201_140827
To jedne z nielicznych niebezpieczeństw na Kubie – lepiej patrzeć pod nogi 😉

 #2 KŁAMCZUSZKI NA KUBIE. 

Turystyka na Kubie jest w fazie rozkwitu i coraz częściej reperuje kieszenie Kubańczyków. Przy marnych 20 dolarach miesięcznej wypłaty podejmują próby wyłudzania pieniędzy od przyjezdnych na wszelkie możliwe sposoby. Pomyłki przy wydawaniu reszty w innej walucie, które sprawiają, że płacicie za coś 25 razy drożej? No cóż, zdarza się… 

Tańsze cygara po znajomości od przyjaciela, którego ojciec pracuje w fabryce? Odpuśćcie, jeśli zależy Wam na oryginalnych. Wyłudzanie za nie pieniędzy na Kubie to temat rzeka. Skrócę go do jednej historii, jaka przytrafiła nam się pierwszego dnia. Zagaduje nas młody uśmiechnięty Pan, zalewając pytaniami. Niespostrzeżenie wyciąga informację, że to nasz pierwszy dzień na Kubie. Życzy udanego urlopu i zasypuje dobrymi radami. Jedną z nich jest kupno cygar. Pamiętajcie, kupujcie je tylko w fabryce albo na plantacji. No chyba, że…. w Casa Cooperativa. Jest taka promocja raz w roku przez tydzień, za chwilę zamykają to miejsce. 

To była jedna z setek informacji, które nam przekazał. Podziękowałyśmy i kontynuowałyśmy spacer, który 20 minut później przerwała pewna Pani. Hej! Pamiętam Was z lotniska, widziałam Was wczoraj! W skrócie – info od kolegi dotyczące naszego pierwszego dnia na Kubie przeszło. znów ta sama śpiewka o radach i propozycja odprowadzenia nas do Casa Cooperativa. A co tam, możemy wstąpić. Co się okazało? Odprowadziła nas do zwykłego domu, po którym biegały sobie kurki, a lokatorzy – najwyraźniej przyzwyczajeni do wizyt turystów – spokojnie kontynuowali sobie wieszanie prania. W pokoju wystawiono oryginalne paczki cygar po zawyżonych cenach, podanych jako promocyjne. Założę się, że te na sprzedaż nie miały nic wspólnego z oryginałem. Podziękowałyśmy za możliwość obejrzenia towaru, kierując się do wyjścia. Dziewczyna pożegnała nas słowami it’s ok, zdobywając się nawet na uśmiech. Najwyraźniej jeden stracony klient to nic takiego. Gdyby znaleźli choć jednego naiwniaka na miesiąc to i tak mają z tego dobry biznes.

Jak to nie chcecie śniadania? Przecież to najważniejszy posiłek dnia i trzeba go jeść! – powtarzały właścicielki domu, w którym się zatrzymałyśmy. Owszem, trzeba. Niemniej jednak, odpuszczenie go sobie przed wyjazdem pozwoliło nam zaoszczędzić 7 dolarów. Jego brak raczej nie odbił się na naszym zdrowiu. Inne zdanie na ten temat miały wspomniane panie domu.

img_20190120_102326-1 (1)
Choć trzeba przyznać, że to śniadanie było konkretne

Jedziecie do Vinales z nieznanym taksówkarzem? Chicas, opamiętajcie się! Powtarzały zawzięte gospodynie z Hawany. Próbowały nam wcisnąć swojego kierowcę w cenie 120CUC, podczas gdy na mieście znalazłyśmy podwózkę za 80CUC. Ciekawie było też w Playa Larga, z której można dojechać do Cienfuegos za 30 CUC. Szanowny Pan taksówkarz stwierdził, że najwyraźniej przesłyszałyśmy się w trakcie uzgodnień i prosił o nieco więcej – 70CUC. Kiedy zamotał się z argumentem najwidoczniej się nie zrozumieliśmy, rozpoczął próby z kolejnym – równie dobrym. Okazało się, że godzina zamówionej taksówki jest dla niego nieodpowiednia, dlatego kurs jest o wiele droższy. Podziękowałyśmy mu i zasięgnęłyśmy opinii u miłych Panów w melex’ach przy placu głównym. Zamówili dla nas taksówkę, potwierdzając słuszność naszych wymagań cenowych. Jakież było zdziwienie, kiedy podjechał po nas Pan proponujący wcześniej przejazd za 70CUC. Z uśmiechem przez zęby podwiózł mnie z dziewczynami po naszej cenie. Złota zasada na Kubie: targujcie się, zawsze.

3 (1)
Pamiątkowe zdjęcie we wspomnianej taksówce

Kiedy spotkacie się z wieloma oznakami rozkwitu turystyki na Kubie, a naciąganie i wyłudzanie pieniędzy przez niektórych Kubańczyków zacznie doprowadzać Was do szału, przypomnijcie sobie jak wygląda ich sytuacja w tym kraju (pensja 20 dolarów/miesiąc) ale oczywiście nie zachęcam do bycia ofiarą i rozdawania pieniędzy na prawo i lewo. 

#3 KARTA TURYSTY I UBEZPIECZENIE.

Te rzeczy oficjalnie sprawdzają na lotnisku (nieoficjalnie: sprawdzono nam jedynie kartę turysty). Kartę turysty można zakupić w cenie 22 euro (gotówką) w Ambasadzie Kuby w Warszawie. Jeśli komuś nie po drodze do stolicy, w Internecie znajdziecie masę biur podróży w całej Polsce, które się tym zajmują. W niektórych biurach można załatwić ją sobie od ręki. Do wyrobienia potrzebne jest ksero paszportu ważnego co najmniej 6 miesięcy od wjazdu na Kubę, bilet lotniczy i adres pierwszego meldunku na Kubie. Należy też zadbać o ubezpieczenie (firmy ogarniające kartę turysty często proponują wszystko za jednym razem). Byle nie amerykańskie – takich na Kubie nie uznają… Kartę podzielono na dwie części – pierwszą zabierają Wam przy wjeździe na wyspę, a drugą przy wyjeździe.

Jeśli skorzystacie z usług Air Canada, otrzymacie kartę turysty gratis na pokładzie samolotu (w przypadku przesiadek zostanie Wam ona wręczona na ostatnim odcinku lotu). Nawet jeśli połowa pracowników lotniska wmawia Wam, że musicie ją mieć już przy pierwszym locie, to wcale tak nie jest. Wówczas zaproście ich przełożonego, który po sprawdzeniu tego faktu przyzna Wam rację (checked).

2

#4 DWIE WALUTY.

W tym kraju spotkacie się z dwoma rodzajami pieniędzy – peso cubano (CUP – kubańskie) oraz peso convertible (CUC – wymienialne). Przelicznik wygląda mniej więcej tak: 1 dolar amerykański = 1 CUC = 25 CUP. Obydwie waluty wymienicie jedynie na Kubie. Najlepiej zadbać o to na lotnisku, w kantorach (CADECA – casa de cambio) lub w bankach. W przypadku ostatniego miejsca dokładnie sprawdzają tam stan banknotów, które chcecie wymienić. Moje minimalnie naderwane 20 euro odrzucono kilka razy. Dodam też, że CUP można uzyskać jedynie z wymiany CUC. Na Kubę koniecznie przylećcie z Euro. Ze względu na średnie stosunki z USA, wymianę dolara amerykańskiego na CUC opodatkowano na 10% od kwoty całkowitej.

Kubańczycy zarabiają i płacą w peso cubano CUP, a turyści najczęściej w peso convertible CUC. Banknoty kubańskie CUP przedstawiają ludzi, a wymienialne CUC pomniki. Przed wyjazdem przeczytałam gdzieś, że patrząc na tamtejszy system polityczny pomniki zdają się mieć większą wartość od człowieka – to dobry sposób na zapamiętanie, która waluta jest na Kubie cenniejsza. CUP-ami zapłacicie w sklepach i w niektórych restauracjach, gdzie podano ceny w obu walutach. Za taksówki i wstępy do muzeum zapłacicie jedynie w CUC. No i najważniejsze: tamtejsze bankomaty nie akceptują większości kart z Europy, a terminale to niezwykle rzadki widok. Przygotujcie się na płatność jedynie gotówką!

1
Jedyny banknot, za który płaci się więcej – turyści zabierają go na pamiątkę, płacąc za niego 1 CUC

#5 INTERNET NA ZDRAPKI.

Aby uzyskać dostęp do Internetu należy udać się do placówek ETECSA, które sprzedają karty (na 1h lub 5h). Koszt zdrapki na godzinę wynosi 1 CUC (3,70zł). Miejscowi kupują tam karty telefoniczne, przez co często tworzą się konkretne kolejki. Ponoć w takich placówkach przy zakupie trzeba okazać paszport. Ponoć – my zaopatrzyłyśmy się w takie karty od koników poza sklepem. Zażyczyli sobie za nie 2 CUC. Aby połączyć się ze światem należy udać się do strefy Wi-Fi, którą odnajdziecie bardzo łatwo. Szukajcie skupiska ludzi wpatrzonych w telefony (ETECSA WiFi). Wystarczy usiąść w tym miejscu i wpisać login z hasłem (po jego ostrożnym zdrapaniu) podanym na karcie. Po zalogowaniu ukaże Wam się informacja o czasie, jaki pozostał do zużycia. Taka karta pozwala na wielokrotne korzystanie z Internetu, o ile nie przekroczy się wyznaczonego limitu czasu. Ważne, aby po korzystaniu wylogować się ze strony ETECSA. Przerwanie połączenia poprzez zwykłe wyłączenie sieci często pobrało nam minuty, które pozostały do wykorzystania na karcie. Czy Internet bez zdrapek w ogóle jest tam możliwy? A no jest – instruktor nurkowania mógł cieszyć się 3GB za jedyne 40 dolarów…

#6 CZEGO NIE MOŻE ZABRAKNĄĆ W WASZEJ WALIZCE?

Poza przejściówkami amerykańskimi (choć w wielu domach widziałam już oba typy wtyczek) zadbajcie o konkretną apteczkę. Tamtejsze punkty farmaceutyczne mogą Wam niewiele zaoferować. Inny klimat, jedzenie i lód w kostkach zwiększa ryzyko użyteczności leków. Pamiętajcie o środku przeciw komarom z deet, najlepiej Mugga. To bezinteresowne lokowanie produktu – nic nie poradzę na to, że jest najlepszy. Poza komarami występują tam pchły piaskowe (checheres), na które Mugga też pomoże. Możecie go kupić tutaj. Koszt wynosi 37,50zł – pewnie znajdziecie tańsze ale słabsze środki. Gdybyście zobaczyli moje pogryzienia gwarantuję, że zapłacilibyście za niego trzy razy tyle.

Spakujcie rozmówki polsko-hiszpańskie lub pobierzcie słownik offline. Z hiszpańskim było nam o wiele łatwiej, choć wyjazd bez niego nie jest niemożliwy! Znajomość języka sprawiła, że bariera między nami a miejscowymi zacierała się dość szybko. Zwiedzanie wyspy z rozmówkami lub aplikacją ze słownikiem będzie dla Was znacznie łatwiejsze! Poza słownikiem warto wgrać sobie na telefon kilka zdjęć Polski, a nawet naszą muzykę. Kiedy znajdziecie sobie miejscowego kompana do rumu to gwarantuję, że z chęcią zobaczy i posłucha jak i gdzie sobie żyjecie. Ze względu na to, że jestem psychofanką Lady Pank, cały świat poznał już Kryzysową Narzeczoną.

Półki w tamtejszych sklepach nie uginają się od towaru, zaś w Peweksie ugną Wam się jedynie kolana, kiedy spojrzycie na ceny. Proponuję więc spakować sporo ciastek i słodyczy –  o ile są one dla Was sensem życia, tak jak dla mnie. Wzięłyśmy też owsianki w  proszku i gorące kubki. Dzięki temu zaoszczędziłyśmy trochę na przeróżne atrakcje.

trinidad (1)
Ten moment podróży, w którym wjeżdżają zupki chińskie

#7 PREZENTY DLA MIEJSCOWYCH.

Warto znaleźć na nie miejsce w swojej walizce. Ze względu na to, że Kuba to jeden wielki powiew PRL-u, mieszkańcy ucieszą się z kosmetyków (głównie pasta do zębów), długopisów i kredek, żyletek do golenia, przypraw, lakierów do paznokci, biżuterii i słodyczy. Przeczytałam gdzieś, że warto wziąć części samochodowe. Trochę nie widzę siebie podróżującej z nimi, spakowałam jedynie pozostałe rzeczy. Obdarowaliśmy nimi gospodarzy, u których spaliśmy i osoby poznane na Maleconie. Początkowo nie podobał mi się pomysł, żeby rozdawać żel pod prysznic obcym ludziom. W końcu mogłaby to być dla nich jakaś aluzja… Niemniej jednak, te rzeczy to były naprawdę drobne ale zaskakująco miło przyjęte upominki. Wielu osobom prezenty sprawiły radość, ale sporo osób zdaje się wykorzystywać fakt, że turyści często przywożą jakieś upominki. Szczególnie widać to w Trynidadzie – popularnym turystycznym mieście na Kubie. O ubrania i długopisy proszą nas wprost, nawet kelnerki podczas zamawiania posiłku. Jeśli nie podoba Wam się pomysł bycia Świętym Mikołajem, w Trynidadzie możecie nawet wymienić przywiezione rzeczy na pamiątki. 

#8 BEZTROSKIE KONTAKTY DAMSKO-MĘSKIE.

Drogie Panie – choćbyście spędziły 20 godzin w samolocie i czuły się jak osoby, które właśnie przejechał czołg, a wygląd po podróży dopuszczałby taką możliwość to gwarantuję, że i tak nie przejdziecie tamtejszą ulicą niezauważone. Kubańczycy nie patyczkują się, jeśli chodzi o skomentowanie mijanej osoby. Cmokanie, gwizdanie, Linda, guapa, bjutiful lejdi – zapewne wiele razy usłyszycie coś takiego pod Waszym adresem w sklepach, na ulicach… w sumie to wszędzie. Zresztą, nie dotyczy to jedynie facetów – Kubanki również posyłają uśmiechy i śmiałe spojrzenia. W momencie, gdy starsza Pani krzyknęła guapas! w naszym kierunku dotarło do mnie, że komentowanie przechodniów to wyraz serdeczności i jest tam czymś normalnym, tak jak oddychanie.

Z przykrością stwierdzam, że zaprzepaściłam na Kubie swoją życiową szansę. Bezmyślnie zlekceważyłam oświadczyny od Pana na ulicy, dla którego byłam miłością od pierwszego wejrzenia. Przebiła mnie koleżanka, która usłyszała że jest przepiękna. Adresat słów podkreślił swoje słowa, dotykając jej ramienia. Przytulenie było dla niego niemożliwe – jego drugie ramię było zajęte prowadzeniem swojej dziewczyny.

kubaa (1)
… a tutaj akurat Kubańczycy którzy wyemigrowali na Florydę

Jeszcze inny, nowo poznany znajomy zwinnie sprowadził rozmowę o życiu w Polsce do zaproszenia Klaudii na kolację z mięsem krokodyla. Po dyplomatycznej odmowie i zademonstrowaniu przez nią zdjęcia swojego chłopaka, adorator machnął ręką na ten argument: To nic, a ja mam żonę. Okazało się, że jego wybranka pochodziła z Niemiec. Szukanie przez Kubańczyków małżonka-sponsora z innych krajów jest zjawiskiem powszechnym i doczekało się nawet własnej terminologii. Wyspiarze oferujący towarzystwo w zamian za wsparcie finansowe, kosmetyki, ubrania lub wypady na imprezy nazywają się jineteros (lub jineteras – panie). Niemniej jednak, nie zawsze chodzi jedynie o pieniądze. Posiadanie chłopaka z zagranicy to dla nich prestiż i okazja do wydostania się z wyspy. Zdaję sobie sprawę z tego, że generalizuję, ale nie da się nie zauważyć beztroskiego podejścia w tamtejszych kontaktach damsko-męskich. Przekonacie się o tym, odwiedzając Kubę!

Co najbardziej zdziwiło Was spośród wymienionych powyżej rzeczy? A może mieliście okazję odwiedzić wyspę? O czym jeszcze należy pamiętać Waszym zdaniem, wybierając się w te strony? Podzielcie się swoim zdaniem w komentarzach!

img_1300 (1)

Zachęcam do poczytania pozostałych wpisów o Kubie: 

Samochody na Kubie – zabytki na czterech kółkach

Pierwszą dłuższą trasę pokonałyśmy niebieskim Chevroletem, rocznik 1952. Wuja (taki przydomek otrzymywali od nas starsi, najmilsi taksówkarze) bezgranicznie wierzył w możliwości swojego samochodu. Na pierwszej prostej troszkę się rozszalał, dociskając gazu. Lady in Red z głośników Pioneera zagłuszyła problemy z silnikiem, który prawdopodobnie pochodził z innego pojazdu. W trakcie poszukiwań pasów, których nie było w niebieskiej perełce, zrozumiałyśmy dlaczego na wjeździe do Kuby pytają o polisę ubezpieczeniową. Ale spokojnie, przecież nie przekroczyliśmy prędkości. Licznik cały czas wskazywał 20km/h. Nawet wtedy, gdy wuja zatrzymał auto.

KUBA – SKUPISKO STARYCH SAMOCHODÓW.

Moje pierwsze chwile na Kubie można opisać jednym słowem: niedowierzanie. W to, że cofnięcie się w czasie jest naprawdę możliwe. Rosyjskie Łady, zabytkowe Chevrolety i maluchy jeżdżące po kubańskich drogach obok haseł rewolucyjnych, niskich budynków i palm przełamujących moje wyobrażenie socjalistycznego kraju to obraz, którego nigdy nie zapomnę. Wysłużone samochody kubańskie idealnie współgrały z obdrapanymi ścianami tamtejszych kamienic. Wszystkie te elementy stworzyły niepowtarzalny klimat, którego na próżno szukać w pozostałych krajach.

Czy są tu jacyś fani Dirty Dancing 2? Ekskluzywne przyjęcia rodziny Katie oraz ich beztroskie życie w luksusowych hotelach stanowiły dobry kontrast dla losów Kubańczyka Javiera. W latach 30-tych i 40-tych Kuba była rajem dla Amerykanów. Zapewniano im tam zabawę bez zamartwiania się o prohibicję. Dzisiejsze Las Vegas byłoby niczym w porównaniu do ówczesnej Kuby. Wszystko zmieniło się po przejęciu władzy przez Fidela Castro. Po uciekających z wyspy Amerykanach pozostały jedynie luksusowe samochody oraz… embargo. Wraz z nadejściem rewolucji na Kubę nałożono sankcje i zatrzymano import amerykańskich samochodów. Brakowało nie tylko pojazdów, ale i części zamiennych. Sympatyzowanie się z ZSRR sprawiło, że w latach sześćdziesiątych na ulicach pojawiło się się sporo ład, wołg oraz naszych polskich maluchów, pieszczotliwie zwanych tam Polaczkami (El Polaquito). 

 

PO 50 LATACH HANDEL AUTAMI NA KUBIE ZNÓW JEST MOŻLIWY

To wspaniałomyślne zmiany wprowadzane przez kubański rząd w ostatnich latach. Wcześniej Kubańczykom zakazano handlu samochodami, które zakupili po 1959 roku. Jedyną opcją było ewentualne przekazanie ich państwu, które zapłaciłoby za te nabytki niewielkie pieniądze. Co więcej, w przypadku wyprowadzki właściciela za granicę taki samochód trafiłby w ręce rządu. Jakie opcje mieli Kubańczycy? Poza utrzymywaniem przy życiu amerykańskich samochodów sprzed 1959 roku, można było zakupić radziecką maszynę od państwa. Oczywiście, jeśli jakimś cudem pozwoliłaby na to sytuacja finansowa Kubańczyka.

 

Poza zdobyciem astronomicznej sumy na zakup pojazdu, trzeba było mieć pozwolenie na samochód. Legalne zdobycie dokumentu było skomplikowanym procesem, który mogły przejść jedynie osoby zasłużone dla państwa. Zwieńczeniem pozytywnej weryfikacji był podpis wiceprezydenta Rady Ministrów. Zważywszy na procedurę, czasami zdobycie takiego papierka zajmowało lata. Jego bezsensowność podkreślał fakt, iż Kubańczycy bardzo szybko dostrzegli w tym biznes – ponoć pozwolenia sprzedawano nawet w Internecie.

 

ZMIANY, KTÓRE NIEWIELE ZMIENIŁY. 

Od 2011 roku rząd zezwolił na handel wszystkimi samochodami, a nawet posiadanie kilku aut (windując do góry podatek od drugiego pojazdu). Warunkiem jest zapłata 4% podatku od kwoty całkowitej, zarówno przez kupującego, jak i sprzedającego. Ponadto, państwo żąda od kupującego deklaracji na piśmie, że pieniądze nie pochodzą z nielegalnych źródeł. Salony samochodowe wcale nie przeżyły oblężenia po ich wprowadzeniu. Dlaczego? Jakim cudem Kubańczyk zarabiający 20-30 dolarów miesięcznie mógłby pozwolić sobie na taki nabytek?

Co więcej, liczne podatki i opłaty państwowe sprawiły, ceny pojazdów wielokrotnie wzrosły. Wspaniała władza miała na to jednak wytłumaczenie – obiecała, że większość pieniędzy z podatków od sprzedaży przekaże na rozwój transportu publicznego. Większym powodzeniem cieszy się rynek wtórny, choć ceny używanych samochodów zwalają z nóg przeciętnego Europejczyka równie szybko, co kwoty z salonów. Oto przykłady:

maluch - ogłoszenie
Maluch za ponad 40 tys. złotych. Ponoć to dobra okazja.
maluch - silnik z tico
Maluch z silnikiem od Tico – jedyne 55 tys. złotych.
ogłoszenie 1
Rosyjską ładę ceni się troszkę więcej – w tym przypadku jest to ok. 70 tysięcy złotych.
Renault
Zdecydowanie nowocześniejszy samochód, co widać po cenie. 370 tys. złotych za Renault Fluence

Przyznam szczerze, że wcale nie spędziłam całego wieczoru na szukaniu najbardziej absurdalnych cen za auta w ogłoszeniach na ichniejszej wersji otomoto (źródło). Tak właśnie przedstawiają się kwoty za samochody na Kubie. Mam nadzieję, że ich właściciele potraktują udostępnienie tych ogłoszeń jako formę reklamy.

RADIO – NAJWAŻNIEJSZY ELEMENT W SAMOCHODZIE KUBAŃCZYKA. 

Odniosłam wrażenie, że najważniejszym elementem wyposażenia samochodu jest radio i głośniki. Skoro grają, to wszystko inne zaczyna być mało istotne. Niezwykle ważny jest też działający klakson. Nie wyobrażam sobie, żeby Kubańczyk nagle przestał pozdrawiać nim co chwilę swoich znajomych (trąbią nawet kiedy przejeżdżają obok ich domów). Częstotliwość trąbienia potwierdza fakt, iż na Kubie wszyscy się znają.

Niestety, wyposażenie w klakson i radio pewnie nie przekonałoby mechanika z Europy, który miałby potwierdzić, że samochód nadaje się do jazdy. Myślę, że przynajmniej połowa kubańskich pojazdów nie uzyskałaby pieczątki z przeglądu. Bagażnik na sznurek, zwisające ostatkiem sił lusterko, wentylacja w postaci dziury w spróchniałej podłodze, popękana przednia szyba czy brak gałek przy uchwytach do otwierania okien naprawdę nie należy do rzadkości. Pasy bezpieczeństwa? Ponoć niektórzy je tam widzieli. Brak hamulca? Przecież tutaj gdzieś był drewniany pachołek, to zawsze można podłożyć pod koło.

 

Do dziś myślę o ludziach, którzy obserwowali mnie, jak wysiadam z samochodu w Viñales. Drzwi z mojej strony nie otwierały się od wewnątrz. Musiałam czekać aż ktoś mnie wypuści, wychodząc przy tym na primadonnę, która nie otworzy sobie ich sama. Szkoda, że nie widzieli już jak pchałyśmy z koleżankami jedną z taksówek – może nadrobiłabym trochę w ich oczach. Pamiętam też, jak koleżanki z przerażeniem zasugerowały mi, abym zapytała Pana czy oby na pewno zaraz nie wybuchniemy.

Przeziębienie na Kubie miało swoje plusy – katar uniemożliwił mi wyczucie spalin, które tamtejsze samochody wydychały w ogromnych ilościach. Na Kubie można też znaleźć nowsze modele. Miałyśmy okazję przejechać się nawet takim z klimatyzacją! Jednakże, są one zdecydowaną mniejszością – przynajmniej na razie.

ffffff

KUBAŃCZYCY – NAJBARDZIEJ KREATYWNY NARÓD NA ŚWIECIE.

Takie jest moje zdanie. Nie sprawdza się u nich stereotyp leniwego Latynosa. Według rządu jest to skutek kubańskiej rewolucji zaganiającej wszystkich do pracy. Według mnie przyczyną jest zwyczajna walka o przetrwanie w kraju ogarniętym socjalizmem. Nie zdziwię się, jeśli ktoś po wypadzie na Kubę nagle zacznie wierzyć w magię. Bynajmniej nie chodzi o santerię (wierzenia afrykańskie, które do dziś można zaobserwować u mieszkańców), ale o dar przywracania do życia przez miejscowych największych gruchotów na czterech kółkach. Właściciele aut są samowystarczalnymi mechanikami! Mało tego, potrafią naprawić swój pojazd bez użycia oryginalnych części i narzędzi z przeciętnego warsztatu samochodowego!

16

Wnętrza starych samochodów na wyspie nie mają już zbyt wiele wspólnego z pierwotnym stanem. Po nastaniu rewolucji w kraju brakowało części zamiennych. Kubańczyk musiał wykazać się nie lada sprytem i kreatywnością – do naprawy używano tego, co było osiągalne. Silniki sowieckich ład często trafiały do zabytkowych chevrolet’ów. Zniszczone blachy samochodów wymieniano na te, które samodzielnie wykonano z dostępnych materiałów. Nie zawsze komponowały się kolorystycznie z resztą. Gdzieniegdzie widać też pociągnięcia farby olejnej na karoserii. Często wlewa się w nie nielegalne paliwo, co z kolei nie przyczynia się do poprawy ich stanu. Ze względu na ceny za pełen bak i niewielki miesięczny przydział, korzystanie ze stacji w garażach na tyłach domostw nie jest jakimś zaskoczeniem.

Hitem jest według mnie domowa produkcja płynu hamulcowego u Kubańczyków. Przepis? Brązowy cukier należy zmieszać z alkoholem i potrząsać tak, aż kryształki ulegną rozpuszczeniu. W celu nadania odpowiedniej konsystencji trzeba dodać szampon. To nie wymysł Internetów, a fakt – potwierdzenie znajdziecie w poniższym nagraniu (szósta minuta). Odcinek Clarkson’a na Kubie najwyraźniej nagrano wieki temu ale zapewniam, że z mojego punktu widzenia na wyspie nic się nie zmieniło (czego nie można powiedzieć o prowadzącym!).

Dzięki obecności starych samochodów, Kuba staje się jeszcze bardziej wyjątkowa. Doskonale rozumiem osoby, które wybierają się tam tylko w celu obcowania z żywym muzeum na czterech kółkach. Tak wielkiej ilości perełek motoryzacji i ogromnych pokładów cierpliwości u właścicieli nie znajdziecie w żadnym innym miejscu na świecie! To kolejny powód, aby odwiedzić tę niezwykłą wyspę. Czy okazał się dla Was przekonujący? A może mieliście okazję zobaczyć samochody na Kubie w akcji na własne oczy? Podzielcie się wrażeniami w komentarzach!

btrhdr
Nasz pierwszy kubański zimny łokieć miał miejsce w tym samochodzie