Wielki Kanion w 1 dzień – zwiedzanie oraz ciekawostki

Pierwsze skojarzenie z USA? Przed odwiedzinami tego kraju w głowie miałam przede wszystkim Nowy Jork, Miami, Los Angeles i San Francisco. Jak widać, królowały miasta. Wyjątkiem był popularny Wielki Kanion. Zadziwiające jest to, że wśród tak wielu amerykańskich cudów natury tylko on zyskał ogromną sławę. Trzeba jednak przyznać, że jest ona w pełni zasłużona. Nawet najlepsze zdjęcia nie oddadzą piękna i ogromu tego miejsca w rzeczywistości. To, co oferuje odwiedzającym amerykańska natura przewyższa wszelkie wyobrażenia.

Kiedy i w jaki sposób powstał Wielki Kanion?

Pierwsze badania sugerowały, że początki Wielkiego Kanionu sięgają 6 milionów lat. W późniejszym czasie mowa była o 17 milionach. Kolejni naukowcy próbowali udowadniać, że kanion ma 70 milionów lat! Niezłe widełki… która z tych hipotez jest najbardziej prawdopodobna?

Na początku warto odpowiedzieć sobie na pytanie czym jest kanion. Jego definicja brzmi: odcinek doliny rzecznej o wąskim dnie i stromych zboczach, w którym ciek wodny (rzeka) pokonuje przeszkodę obecną na jego drodze (np. pasmo górskie lub inną wypukłość terenu).

Zacznijmy od początku, czyli od uformowania warstw skalnych, które obecnie tworzą kanion. Były to skały magmowe i metamorficzne, które powstały 2 miliardy lat temu. Z biegiem czasu pokryły je warstwy skał osadowych. Od 70 do 30 milionów lat temu działania płyt tektonicznych wywindowały te tereny ku górze, tworząc płaskowyż Colorado.

Jednakże, dopiero 6 milionów lat temu podnoszenie się skał postępowało w rekordowo szybkim tempie. Wtedy też rzeka o tej samej nazwie rozpoczęła żłobienie terenów, które stały się Wielkim Kanionem. Podczas formowania się kanionu  rzeka wcina się w ziemię i eroduje skały, wykopując kanion. Kiedy ma w sobie ogromne ilości wody, przenosi z jej biegiem nawet duże głazy. Działają podobnie jak dłuta, kształtując koryto rzeki.

W przypadku Wielkiego Kanionu, rzeka Kolorado rozpoczęła jego rzeźbę 5-6 milionów lat temu, ale najstarsze skały na samym dole, z których utworzono kanion liczą nawet 1,8 miliarda lat! Jego najmłodsza formacja skalna o nazwie Kaibab liczy „zaledwie” 270 milionów. Pomiędzy nimi występuje około 40 warstw skalnych z różnych okresów czasu. Kanion funduje więc konkretny przekrój geologiczny! Co ciekawe, utworzyło się w nim sporo jaskiń. Oficjalnie jest ich 335. Wliczając jednak te niezarejestrowane, może być ich nawet 1000.

Czy Wielki Kanion jest najgłębszym na świecie?

Do takiego jeszcze dużo mu brakuje. Jego konkurent Wielki Kanion Yarlung Tsangpo w Tybecie w najgłębszym punkcie osiąga aż 6 km, podczas gdy Wielki Kanion w Arizonie zaledwie 1 857 metrów. Mało tego, tybetański jest także o 108km dłuższy od tego w Arizonie. Drugie miejsce wśród najgłębszych kanionów zajmuje peruwiański Kanion Colca, zaś trzecie należy do jego rodaka – kanionu Cotahuasi. Amerykański Kolorado plasuje się dopiero na czwartym miejscu.

Niemniej jednak, jego sława jest w pełni zasłużona. Zyskał ją m.in. dzięki kolorowym warstwom skalnym, na których można prześledzić całą historię tego miejsca. Wyglądają obłędnie! Po zdjęciach konkurentów z poprzedniego rankingu śmiem twierdzić, że w konkursie na najpiękniejszy kanion jest zdecydowanym faworytem.

Docenił go także prezydent USA Theodore Roosevelt, który w lutym 1919 roku ustanowił w tym miejscu Park Narodowy. W 1932 roku prezydent Herbert Hoover powiększył jego obszar, zaś jeszcze większego rozmiaru park doczekał się w 1975, kiedy jego powierzchnia została podwojona. W 1979 roku Wielki Kanion Kolorado trafił na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Współcześni Indianie Ameryki Północnej

Jedno z plemion zamieszkujących tereny Wielkiego Kanionu (Hopi) uważa, że człowiek po śmierci udaje się w zaświaty, przechodząc przez ujście rzeki Kolorado w kanionie. Na terenie Arizony, Utah i Nowego Meksyku żyją również takie plemiona, jak Paiute, Kaibab, Hualapai, Navahowie, Havasuapi. Ich ubiór oczywiście nie przypomina bajkowej kreacji Pocahontas. Mimo, że jeansy i kapelusze potrafią wtopić ich chwilowo w tłum to niski wzrost, kruczoczarne włosy oraz ciemniejszy kolor skóry ostatecznie zdradzą pochodzenie. 500 plemion żyje w 326 rezerwatach.

Żyjący w rezerwatach Indianie posiadają własne prawo i niezależną policję, która może wydalić „niewygodne dla nich osoby” z tych terenów i to bez możliwości powrotu. Na terenie rezerwatu obowiązują zwolnienia podatkowe, potwierdzające ich niezależność. Większość odbiera to jednak jako nagrodę pocieszenia za wszystkie wyrządzone im krzywdy. Co ciekawe, zwolnienie rdzennych Amerykanów z podatków przez państwo poskutkowało rozkwitem hazardu i założeniem wielu indiańskich dochodowych kasyn, co z kolei budziło protesty rady starszych uposzczególnych plemion. Niemniej jednak, Indianie żyjące na wysokim poziomie wciąż jeszcze należą do rzadkości.

Niełatwo pogodzić im tradycje ze współczesnym światem. Najbiedniejszym rezerwatem w kraju jest część zamieszkiwana przez Navajo, w bliskiej odległości od Wielkiego Kanionu. Większość plemion zmaga się z alkoholizmem, narkomanią, ubóstwem, depresją, zaś odsetek samobójstw wśród młodych ludzi jest aż czterokrotnie większy niż ogólny w USA.

Ogromne bezrobocie wśród członków plemienia zmusza do szukania swojej szansy po a rezerwatami, w wielkich miastach. Niełatwo wyżyć ze sprzedaży własnoręcznie wykonanych i wysłużonych już koralików, choć sądząc po ilości budek przy drogach wciąż jeszcze pokładają w tym nadzieję. Poza hazardem, swoją szansę mogą znaleźć w sektorze turystycznym. Cuda natury występujące na ich terenie i coraz większy napływ turystów sprawia, że zyskują źródło dobrego zarobku. Przykładem może być zwiedzanie Kanionu Antylopy lub Monument Valley, którymi się zajmują. Tylko oni mogą być przewodnikami na tych terenach. Mimo drożejących co roku biletów wstępu do kanionu Antylopy (40$ za godzinkę wycieczki), sytuacja współczesnych Indian raczej nie ulega poprawie.

„Indiańskie” pamiątki w Grand Canyon Visitor Center nawet nie stały obok wyrobów rdzennych Amerykanów. Kupujcie ich rękodzieła w budkach rozstawionych przy drogach na terenie Arizony, Utah i Nowego Meksyku. Obie strony zadowolone – pieniądze trafiają faktycznie do Indian, a wy przyjeżdżacie do domu z autentycznym wyrobem.

Bilety wstępu

Wstęp do większości Parków Narodowych na terenie USA jest płatny. Nie jest jednak aż tak źle – płaci się za samochód, a nie za każdego pasażera. Cena za auto wynosi 35$ (bilet umożliwia wjazd do danego parku przez cały tydzień). Za motocykl płaci się mniej, bo 30$. Najtańszą stawkę płacą rowerzyści lub osoby przyjeżdżające do parku dzięki shuttle bus – 20$.

Jeśli chcielibyście odwiedzić więcej parków, warto pomyśleć o ANNUAL PASS w cenie 80$. Można ją zakupić przy bramie wjazdowej do większości parków. Karta umożliwia wjazd na teren każdego parku przez cały rok od momentu zakupu. Annual Pass może mieć maksymalnie dwóch właścicieli. Nie oznacza to jednak, że zapewnia wjazd jedynie dwóm osobom. Wystarczy, że jeden z właścicieli jest w samochodzie podczas wjazdu do parku. Jedna karta zapewniła nam wjazd do parków dla 8 osób – biznes życia. W punktach informacyjnych zdania na temat ilości osób były podzielone. W jednym twierdzili, że na jednego właściciela przypadają 3 osoby towarzyszące, zaś w innym zapewniali, że karnet wystarczyłby nawet jeśli zajęlibyśmy każde miejsce w 12-osobowym aucie.

Podczas wjazdu do parku, poza Annual Pass zapytają też o dokument tożsamości właściciela karty. Co ciekawe, w jednym z nich Pani zapytała o taki z moim podpisem, który pozwoliłby jej na porównanie go z tym złożonym na karnecie do parków. Nie mogła uwierzyć w to, że w naszym paszporcie i nowym dowodzie nie przewidziano miejsca na podpis właściciela.

Gdzie (najtaniej) nocować?

Co wspólnego mają ceny noclegów tuż przy wjeździe do Parków Narodowych z widokami, jakie zastaniecie na ich terenie? Mogą wprawić w osłupienie. Poza tym, że zazwyczaj kosztują miliony, jest też problem z ich dostępnością.

Podczas mojej pierwszej wyprawy z koleżanką spałyśmy w samochodzie (parkingi Walmart/stacje benzynowe). Udało nam się sporo zaoszczędzić, ale jest to niezbyt wygodne rozwiązanie. Jeśli posiadacie chęci wyspania się w normalnych warunkach za niewielkie pieniądze polecam motel, w którym spędziliśmy dwie noce podczas naszej drugiej podróży na zachód USA. Znajdował się w pobliskiej miejscowości Williams. Droga do Visitor Center zajęła stamtąd nam godzinkę. Przez całą trasę nie skręciliśmy ani razu. 60 mil, cały czas prosto. To takie amerykańskie.

The Canyon Motel & RV Park

To nie motel, a urocze osiedle z domkami! Na terenie motelu był basen, pralnia, sklep z pamiątkami, miejsce na grilla – zdecydowanie jeden z najlepszych noclegów na wyjeździe i to w rozsądnej cenie. Polecamy!

Szukacie jeszcze tańszej opcji? Namiot można kupić w USA w dobrych cenach (w Walmart). Pamiętajcie o wcześniejszej rezerwacji na kempingach! Możecie je znaleźć na każdej stronie internetowej danego parku. W niektórych miejscach rezerwuje się tego samego dnia, ustawiając się nad ranem w długiej kolejce. Ceny na polach namiotowych wahają się w granicach 5-20$. Często prysznic jest dodatkowo płatny.

Ile czasu przeznaczyć na Wielki Kanion?

Park Narodowy Wielkiego Kanionu jest większy od amerykańskiego stanu Rhode Island. Różnica jest niemała. Całkowita powierzchnia Grand Canyon National Park wynosi 4926km2, zaś wspomnianego stanu 3140km2. Jeden dzień to niewiele na dokładne poznanie tego miejsca, choć tyle w zupełności wystarczy, aby zobaczyć najsłynniejszą krawędź – South Rim.

Statystycznie większość turystów spędza tam od 5 do 7 godzin. Nasza grupka przeznaczyła na niego jeden dzień. Jeśli marzy Wam się zejście w dół (a tym samym przynależeć do zaledwie 1% odwiedzających to miejsce), zarezerwujcie sobie na kanion dwa dni. Nie warto się tego podejmować, mając do dyspozycji tylko jeden dzień. Moje zdanie podziela zapewne grupa ratowników,  która setki razy schodziła po turystów przeceniających swoje możliwości.

Proponuję wybrać się do parku popołudniu i zostać w nim do wieczora – w ten sposób załapiecie się na niesamowity zachód słońca. Jeśli będziecie bardziej cierpliwi, po zmroku niebo nad Wami rozświetlą tysiące gwiazd. Ten widok będzie niezapomniany!

Zwiedzanie w 1 dzień – South Rim

  • Wjeżdżając do Visitor Center otrzymacie mapki oraz wszelkie inne informacje od pracowników. Koniecznie zobaczcie pierwsze ze spektakularnych widoków, jakie oferują punkty widokowe przy Visitor Center: Yavapai Point oraz Mather Point.
  • Pokonajcie drogę Desert View Drive  – można ją przejechać własnym samochodem albo shuttle bus, który kursuje co kilka minut. Polecam zatrzymanie się przy każdym z przystanków. Wbijcie w nawigację poszczególne nazwy, choć i bez tego dacie radę. Każdy z nich jest odpowiednio oznaczony na drodze i posiada miejsca parkingowe. Są to: Desert View Point, Navajo Point, Lipan Point, Moran Point, Grandwiev Point, Duck on the Roc Point, Yaki Point, Pipe Creek Vista.
  • Proponuję też krótki szlak (1,5 – 2h) do kolejnego punktu widokowego o niezwykle trafnej nazwie – Ooh Aah Point (zostawcie samochód przy Yaki Point i kierujcie się na szlak South Kaibab Trailhead). Dla tych, którym taki spacer nie wystarczy, proponuję zejście niżej, do Skeleton Point (spacer powinien zająć dwie godzinki w dwie strony).
  • Kolejna propozycja to kawałek krawędzi Hermit’s Rests z kolejnymi punktami widokowymi, oferujący osiem punktów widokowych. Połączone są szlakiem Rim Trail, który można przejść pieszo. Odbyłyśmy go podczas mojej pierwszej podróży. Ciężko powiedzieć ile zajmuje, ale wliczając w to wszystkie nasze przystanki spacerowałyśmy ponad 4 godziny (spacer w jedną stronę). Do Visitor Center wróciłyśmy krążącym tam co chwilę autobusem. Można też pokonać tę trasę własnym samochodem ale w przeciwieństwie do Desert View Road, jest to możliwe jedynie od początku grudnia do końca lutego. W pozostałe miesiące można skorzystać z shuttle bus (czerwona linia).
  • Niemałą atrakcją jest spacer po Skywalk na terenie zachodniej krawędzi Wielkiego Kanion- szklaną platformę widokową zawieszono 1220 metrów nad przepaścią. Nie skorzystaliśmy z niej ze względu na wysokie ceny biletu (79$) i zbyt wielką odległość od tej części parku.
  • Kogoś o grubszym portfelu z pewnością zainteresuje fakt, że można tam odbyć spływ pontonem lub podziwiać te niezwykłe tereny z okien helikoptera.

Zachód USA – plan podróży (2-3 tygodnie)

Podczas ostatniego wypadu do USA nie miałam kilku miesięcy na poznawanie tego kraju, a dwa tygodnie. Taki przedział czasu był jedynym wyjściem, aby zmieścić się w urlopie każdego z naszej grupki. Przyznaję jednak, że zobaczyliśmy naprawdę ogromny kawał zachodniego wybrzeża. Poniższy plan nie jest dokładnym odzwierciedleniem naszej trasy – wprowadziłam kilka zmian, których dokonałabym jadąc tam po raz drugi. Pojawiły się też informacje o miejscach, które odwiedziłam podczas pierwszej podróży. Będą idealną propozycją na przedłużenie pobytu. Skoro wizy dla Polaków zostały już zniesione, a gotowy plan zwiedzania przedstawiam Wam w niniejszym wpisie to pozostało Wam tylko prosić o wolne w pracy i wyruszyć na przygodę życia!

Dopełnieniem do zorganizowania wyjazdu będzie kolejny wpis z poradami praktycznymi. Aby wszystko opisać zwięźle i nie tworzyć kilometrowego wpisu (choć raczej do tego dobiłam) najpierw przedstawiam ogólny plan wyjazdu. Stopniowo będę dodawać kolejne wpisy o poszczególnych miejscach (ze wszystkimi szczegółami dotyczącymi dojazdu, parkingów, cen za bilety wstępu i ciekawostkami z nimi związanymi).

IMG_20191013_120755

PRZYKŁADOWA TRASA: ZACHÓD USA W 2-3 TYGODNIE:

Los Angeles – Joshua Tree National Park – kawałek Route 66 z Oatman, Kingman i Seligman po drodze – Williams – Park Narodowy Sedona – Wielki Kanion – Monument Valley lub Kanion Antylopy (w przypadku 3 tygodni byłby czas na oba miejsca) – Horseshoe Bend – Bryce Canyon – Zion National Park – Valley of Fire – Las Vegas – Zapora Hoovera – Dolina Śmierci – Alabama Hills – Yosemite National Park – San Francisco – Monterey – Big Sur – Santa Barbara – Park Rozrywki Six Flags Magic Mountain – San Diego – Los Angeles.

***Pogrubione nazwy miejsc to propozycje na wyjazd dłuższy niż 2 tygodnie***

Jeśli ruszacie na podbój USA grupą to lepiej dla Was! Ośmioosobowa podróż okazała się być w naszym przypadku tańsza niż przemierzanie USA we dwójkę. Większe auto opłaci się to nawet jeśli będziecie zużywać więcej paliwa. Na korzyść przemawiały też pokoje 4-osobowe. Polecam sieciówki Motel 6 oraz Super 8. Bierzcie je w ciemno – są tanie (choć cena różni się w zależności od lokalizacji), czyściutkie i z parkingiem. Rezerwując hotele starałam się nie przekraczać założonego budżetu. Nasze noclegi kosztowały średnio 15-25$ za dobę na osobę.

Poniżej przedstawiam nasz zarys podróży. W rzeczywistości przebyliśmy więcej kilometrów niż twierdzi Google (nie doliczyłam poszczególnych punktów w Parkach Narodowych oraz kilka objazdów spowodowanych zamknięciem dróg). 

mapa
DZIEŃ 1: przylot do Los Angeles.
DZIEŃ 2: Griffith Park i Aleja Gwiazd + Joshua Tree National Park.
DZIEŃ 3: Legendarna Route 66.
DZIEŃ 4: Wielki Kanion.
DZIEŃ 5: Kanion Antylopy i Horseshoe Bend.
DZIEŃ 6: Bryce Canyon.
DZIEŃ 7: Zion  National Park + Las Vegas.
DZIEŃ 8: Zapora Hoovera, relaks w Las Vegas.
DZIEŃ 9: Dolina Śmierci.
DZIEŃ 10: Yosemite National Park.
DZIEŃ 11: San Francisco.
DZIEŃ 12: Obserwacja wielorybów w Monterey i kąpiel w oceanie.
DZIEŃ 13: park rozrywki Six Flags + Downtown Los Angeles.
DZIEŃ 14: Beverly Hills, Rodeo Drive i Venice Beach.

Rozpoczynamy od LA i po jednym dniu już go opuszczamy. Spokojnie, zwiedzając zgodnie z naszym planem pobędziecie w nim jeszcze pod koniec wyjazdu. Przy planowaniu pierwszego dnia pamiętajcie, że sporo czasu zajmuje wydostanie się z lotniska – bynajmniej tak było jeszcze za czasów wiz. Dajcie znać jeśli coś się zmieniło (na przejściu przez same bramki straciliśmy 2h, szczegóły we wpisie z informacjami praktycznymi). Dojazd do wypożyczalni samochodów też Wam trochę zajmie – w LA wszystkie znajdują się poza lotniskiem. Znaki w hali przylotów poprowadzą do przystanku z darmowymi busami do wypożyczalni. Obklejono je nazwami firm, więc bez problemu traficie do swojej.

Pierwszego dnia zaplanujcie wypad do Walmart. Poza wodą i jedzeniem „na drogę” warto zaopatrzyć się w styropianowy pojemnik (4$), będący odpowiednikiem lodówki. Większość moteli posiada darmową maszynę do lodu – i pyk, lodówka gotowa.

LA to strategiczny punkt, który pozwala na zrobienie „kółeczka” i oddania samochodu w tym samym miejscu (czyli bez dopłat). Radzę odpocząć po długim locie i potraktować pierwszy dzień wyjazdu luźno. Zmiana strefy czasowej na pewno przypomni Wam o tej konieczności. Jeśli wydostaniecie się z lotniska szybciej niż my (mieliśmy jedynie czas na krótki spacer po centrum bez konkretnego planu), proponuję odpoczynek na plaży w Santa Monica. Brzmi znajomo? To tam odbywały się zdjęcia do słynnego „Słonecznego Patrola”. Ponadto, w Santa Monica kończy się słynna Route 66. Za zimno na kąpiel? Przejdźcie się wzdłuż molo, na którym znajduje się… wesołe miasteczko!

  • nocleg: Travel Inn – bez luksusu ale tani, świetnie zlokalizowany, dobry na jedną noc.
  • Jeśli chcecie zjeść coś późno i tanio w LA (tak jak my – około 22:00-23:00), polecamy Jack in the box – sieciówka Drive Through ze smacznymi i tanimi burgerami (5$). Adres jednej z nich przy hotelu: 516 N Beaudry Ave, Los Angeles, CA 90012. 
IMG_20191012_181706
Moje główne skojarzenie z Kalifornią

DZIEŃ 2: Griffith Park i Aleja Gwiazd + Joshua Tree National Park.

Zacznijcie od Griffith Park z najpiękniejszym widokiem na Los Angeles. Zajrzyjcie do obserwatorium i podejdźcie nieco wyżej, w stronę znaku Hollywood. Widok na słynny napis nie zadowala? Wybierzcie się do N. Beachwood Drive, gdzie zobaczycie go z bliższej odległości. Wyskoczcie na Aleję Gwiazd, zobaczcie przylegający do niej Dolby Theater – miejsce wręczania Oskarów, a także Chinese Theater, w którym odbywają się najsłynniejsze premiery filmowe.

Po południu pożegnajcie się z LA (będzie na niego czas pod koniec wyprawy) i ruszajcie w stronę Joshua Tree National Park (2,5-3h). Fajnie byłoby zobaczyć go o zachodzie słońca. Oto miejsca w parku, które idealnie wpasowały się w naszą trasę: Covington Flats, Skull Rock, Arch Rock (na objazd tych miejsc i niedługi spacer liczcie jakieś 2h).

  • nocleg w Motel 6 Twentynine Palms (72562 Twentynine Palms Highway, Twentynine Palms, CA 92277). 

Kultowa Mother of the Roads łącząca Chicago z Los Angeles powstała w 1926 roku i liczy aż 3945 km. Nic dziwnego – przebiega przez 8 stanów! Wiele osób twierdzi, że zobaczyliśmy jej najciekawszy kawałek – przejechaliśmy trasę z LA do Williams.

Podczas trzeciego dnia spędzicie wiele godzin w samochodzie (około 5-6h), ale gwarantuję mnóstwo ciekawych przystanków. Czekają na Was miasta widmo, wymagające drogi (odpowiedniejszą nazwą byłyby serpentyny nad urwiskami) i miejscowości westernowe o klimacie prawdziwego dzikiego zachodu. Szczegóły na temat Mother of the Roads przedstawię we wpisie poświęconym Route 66. Oto miejsca na trasie, które musicie zobaczyć: Roy’s Motel&Cafe, miasto widmo Goof’s, westernowe Oatman zamieszkiwane przez dzikie osły (warto zrobić w nim 1-2h postoju), Kingman, Seligman i Williams. 

  • Pod tym adresem w Kingman znajdziecie bardzo dobrą, typową amerykańską restaurację: 105 E Andy Devine Ave. Polecam!
  • nocleg: The Canyon Motel & RV Park. Domki w Williams były jednym z najlepszych noclegów –  szkoda, że nie skorzystaliśmy z tamtejszego grilla. 

Na pewno każdy z Was podziwiał to miejsce na zdjęciach. I wiecie co? Fotografie nie oddają jego ogromu i piękna nawet w połowie! Mając na niego jeden dzień, zdecydowaliśmy się na poznanie krawędzi South Rim. Nie spieszcie się z opuszczeniem parku – wieczorem niebo zasypują gwiazdy (ich widoczność nad kanionem robi wrażenie!).

  • nocleg: The Canyon Motel & RV Park, Williams – druga noc w tym samym miejscu. 
  • Przepyszne burgery i muzykę na żywo znajdziecie w restauracji Cruisers, Williams. 
  • Opcja na 3 tygodnie: zobaczcie Bearizona Wildlife Park w Williams.  To coś w stylu safari dla niedźwiedzi, 20$/osoba. Spędzicie tam jakieś 3h.
  • Kolejną opcją jest pobliski Park Narodowy Sedona (1h samochodem od Williams). 

Pierwszy raz zobaczyłam Kanion Antylopy na losowej tapecie Windows’a kilka dobrych lat temu. Długo nie mogłam uwierzyć w to, że istnieje. Mimo, że jest naprawdę uroczy, może trochę rozczarować. Pierwszą rzeczą jaką zajął się przewodnik było ustawianie odpowiednich filtrów w telefonie uczestników wycieczki, przez co zdjęcia są trochę przekłamane. Wstęp niesamowicie drogi (godzinna wycieczka w Lower Antelope Canyon to koszt 200zł), a mimo to przyciąga tłumy, które nie pozwalają na podziwianie tego miejsca własnym tempem. Wycieczkę po kanionie najlepiej wykupić przez Internet – szczegóły w osobnym wpisie poświęconym temu miejscu.

Koniecznie wybierzcie się na zachód słońca do Horseshoe Bend – przepiękny łuk rzeki Kolorado (parking: 10$, przygotujcie się na 20-minutowy spacer z parkingu na punkt widokowy).

  • nocleg: Lake Powell Canyon Inn (150 North Lake Powell Boulevard, Page)
  • Macie 3 tygodnie na Stany? Zobaczcie Monument Valley, oddalone o 2h samochodem od Page. Idealne na całodniowy wypad i późny powrót na nocleg.
  • Pomysłem na kolejny dzień może być kąpiel w jeziorze Powell. 

DZIEŃ 6: Bryce Canyon.

Ten niewielki park narodowy znajduje się w odległości 2,5h samochodem od Page, w stanie Utah. Mimo, że udałoby się połączyć jego zwiedzanie z kolejnym parkiem – Zion, to radzę, aby tego nie robić. Warto zaplanować sobie cały dzień na każdy z tych parków. Bryce odwiedziłam podczas mojej pierwszej podróży do USA i zrobił na mnie ogromne wrażenie! Polecam na jeden dzień szlak Tower Bridge (5km), Sunrise Point, Queens Garden Trail (ok. 3km) i zachód słońca na Sunset Point 

  • nocleg: Rodeway Inn Bryce Canyon – tańszego w pobliżu Bryce nie znajdziecie!
  • Restauracja? Podczas pierwszego wyjazdu jadłam tylko bułki, banany i zupki chińskie za dolara, więc tutaj nie pomogę. 
16
Bryce Canyon odwiedziłam podczas mojej pierwszej podróży na zachód USA

DZIEŃ 7: Zion  National Park + Las Vegas.

Z hotelu w Page mieliśmy jakieś 2,5h do Zion National Park. Jeśli szukacie klimatu dzikiego zachodu to nie mogliście lepiej trafić! Zion oferuje wiele szlaków – od najtrudniejszych, na które musicie poświęcić cały dzień, po najprostsze, które ogarniecie w godzinę. Sporą część Zion Park zobaczycie przez szybę samochodu, dzięki przepiękniej Scenic Route.

  • Mega restauracja na trasie do Vegas – Peggy Sue’s 50’s Diner, 35654 Yermo Rd, CA 92398. 
  • opcja na 3 tygodnie: kolejny park – Valley of Fire. Idealny na jednodniowy wypad.
  • nocleg: Wyndham Desert Blue, Las Vegas w sąsiedztwie Las Vegas Strip (3200 W Twain Ave, Las Vegas, NV 89103). Tanio i tak jakby luksusowo (70zł/noc/osoba). Najniższe ceny za świetne hotele znajdziecie właśnie w Vegas (poza weekendem). Dlaczego? Kasyna to główne źródło dochodu, a tanie noclegi zachęcają do odwiedzin miasta!

Ten dzień był jednym wielkim odpoczynkiem. Poza tym, Las Vegas za dnia jest strasznie nudne. Korzystaliśmy więc z basenu hotelowego i zbieraliśmy siły na godziny po zmroku! Polecam wybrać się nad Zaporę Hoovera (40min samochodem z Las Vegas). Proponuję też podejść po zdjęcie ze słynnym znakiem Welcome to Fabulous Las Vegas znajdującym się przy samym lotnisku (5200 Las Vegas Blvd S, Las Vegas, NV 89119). Wieczorem kontynuowaliśmy spacer po Las Vegas Strip – rozłóżcie go na dwa wieczory, zbyt ciężko ogarnąć go podczas jednej nocy!

  • nocleg w tym samym hotelu: Wyndham Desert Blue.

Najgorętsze miejsce w USA! Plusem przyjazdu w godzinach popołudniowych była znośna temperatura. Niestety, był też i minus – długa i kręta droga po ciemku przez Alabama Hills, przez które przejechaliśmy po zmroku – widoki pooglądałam sobie w Google. Planując wypad do Doliny Śmierci nie zapominajcie o zapasach wody! Miejsca warte uwagi w dolinie:

  • Zabriske View Point,
  • Devil’s Golf Course, Salt Pool Rd,
  • Badwater,
  • Artist’s Palette, Furnace Creek,
  • Mesquite Flat Sand Dunes.

Przez Alabama Hills kierowaliśmy się jak najdalej na północ do uroczego Mammoth Lakes, gdzie spaliśmy w drewnianych domkach. Była to najlepsza opcja, aby wczesnym rankiem ruszyć do kolejnego Yosemite (40min samochodem). Noclegi bliżej parku Yosemite kosztowały miliony.

  • nocleg 1h od Yosemite: urocze drewniane domki w Mammoth Lakes: Edelweis Lodge (1872 Old Mammoth Road, Mammoth Lakes, CA 93546). 
  • opcja na 3 tygodnie: przedłożony wypad do Doliny Śmierci i przejazd zupełnie inną drogą na nocleg do Motel 6 w miejscowości Fresno. To świetna baza wypadowa do Sequoia National Park. Kolejnego dnia proponuję wypad do Yosemite (ok. 2,5h drogi). 

Po przejeżdżaniu  przez ogromne pustynie w kilka godzin znaleźliśmy się w zupełnie innym klimacie. Yosemite przypomina mi trochę nasze Tatry – w krajobrazie przeważają szare skały. Początkowo chciałam zrezygnować z parku kosztem dłuższego pobytu w San Francisco – i to byłby błąd! Postarajcie się spędzić w nim cały dzień, zwłaszcza jeśli chcecie zobaczyć tamtejsze sekwoje. Park jest ogromny, a dojazd do punktu z gigantycznymi drzewami „trochę” zajmuje. Najpiękniejsze miejsca w Yosemite to: Glacier Point, Tunnel View, El Capitan, Tioga Pass. Jeśli będziecie tam wiosną, warto wybrać się do Mirror Lake. W parku nie brakuje też wodospadów – niektóre szlaki pozwalają zobaczyć je z bliska.

Na parkingu przy Mariposa Groove rozpoczyna się kilka szlaków, na których zobaczycie sekwoje. Kilkugodzinne szlaki zaprowadzą Was do największych gigantów – warto mieć więc jakiś zapas czasu! Poza tym, drogi w parku są kręte i często osadzone nad przepaścią. Lepiej więc wyjechać z parku przed zmrokiem – zwłaszcza, że nasze planowe miejsce noclegowe oddalone jest o 4h (róbcie wszystko, aby tego samego dnia wylądować jak najbliżej San Francisco).

  • nocleg w Motel 6 Pinole – aż 4h drogi od parku Yosemite. Warto dojechać jak najbliżej San Francisco i rozpocząć jego zwiedzanie z samego rana. Odradzam nocowanie w SF. Ceny w jego bezpiecznych dzielnicach są tragiczne… Przestrzegano mnie, że w razie znalezienia lokum nieprzekraczającego naszego przewidywanego powinniśmy nocować w nim… uzbrojeni. San Francisco oferuje najdroższe noclegi w USA, zaś ich jakość pozostawia wiele do życzenia… 

If you’re goiiiiiing to Saaaaan Fraaancisco… Z taką nutką w tle ruszyliśmy w stronę jednego z najsłynniejszych miast na świecie. Warto zwlec się z łóżka wcześniej, aby uniknąć korków. Punkt pierwszy: kierujemy się na Battery Spencer po widok na most Golden Gate. Mieliśmy ogromne szczęście, widząc go w całej swej okazałości. Zazwyczaj tonie we mgle. Po przejechaniu przez najsłynniejszy most na świecie, zostawiliśmy samochód na jednym z parkingów (jest ich tam pełno, 40$/dzień), rozpoczynając zwiedzanie od Fisherman’s Wharf. Nie zabrakło też Pier 39 obleganego przez lwy morskie, skąd najlepiej widać Alcatraz – słynne więzienie, z którego nie było ucieczki. Kolejną atrakcją była przejażdżka zabytkowym tramwajem po stromych uliczkach, Union Square oraz największe Chinatown na świecie. Wieczorem usiedliśmy na plaży z widokiem na oświetlony most. Coś pięknego!

  • restauracja: Cioppino’s przy Fisherman’s Wharf, serwująca owoce morza. Polecam kanapkę z krewetkami (400 Jefferson St, San Francisco, CA 94109).
  • nocleg: spaliśmy poza miastem ze względu na wysokie ceny hoteli w mieście. Wybraliśmy Super 8 by Wyndham w Salinas (131 Kern Street, Salinas, CA 93905). Oddalony o 2,5h od San Francisco. Zaoszczędziliśmy naprawdę sporo.
  • Jeśli planujecie przejazd przez Golden Gate i brak mandatów, zapłaćcie za wjazd przez Internet. Wystarczy zalogować się tutaj, wpisać numer rejestracyjny pojazdu, datę, a także ilość planowanych przejazdów przez most (my mieliśmy tylko jeden). System przekieruje Was do płatności. Całość potrwa z 5-10 minut. 

Kiedy usłyszałam, że w Monterey organizowane są rejsy z możliwością oglądania wielorybów, natychmiast rozpoczęłam namawianie naszej grupki na skorzystanie z tej atrakcji. Rejsy trwają 3-4 godziny. Niektóre firmy oferują zwrot kosztów, jeśli nie uda się spotkać ani jednego – a koszt atrakcji jest niemały (50$). Niestety nie widziałam wielorybów wyskakujących z wody, co jest bardzo rzadkim zjawiskiem (choć może nie na You Tube), ale mogłam podziwiać ich potężne ogony i kawałek tułowia, kiedy wynurzały się aby wypuścić powietrze. Niesamowite! Polecam każdemu!

Po rejsie i obiedzie w restauracji na promenadzie proponuję odpocząć na jednej z plaż: Carmel-by-the-sea (10min od od Monterey), Pismo Beach (2,5h od Monterey) lub Santa Barbara. Wybraliśmy tę ostatnią, ale było już trochę zimno na kąpiel (przyjechaliśmy około 18:00), chociaż zachód słońca na plaży wszystko wynagrodził.

  • restauracja Abalonetti Seafood – polecam zupę rybną i kanapkę z homarem (57 Fishermans Wharf, Monterey, CA 93940).  
  • nocleg: Następnego dnia macie w planach park rozrywki Six Flags? Proponuję hotel Crystal Lodge Motel (1787 East Thompson Boulevard,Ventura, CA 93001). My nocowaliśmy już w LA, ale mniej męczącym rozwiązaniem będzie skrócenie trasy i hotel w miejscowości Ventura. Jeśli natomiast wolicie odwiedzić Universal, lepszym rozwiązaniem będzie nocleg w Los Angeles (ze względu na kolejki do wejścia warto pojawić się w Universal Studio wcześniej). 
  • Jeśli planujecie dłuższy pobyt w USA, pokonajcie trasę z Salinas do Santa Barbara wzdłuż wybrzeża. Przejeźdźcie się kalifornijską jedynką z Big Sur, która dostarczy Wam niezapomnianych widoków. Możecie liczyć na mnóstwo plaż, wylęgarnie lwów morskich, przepiękne położone mosty oraz drogę nad urwiskiem. Pokonanie tej trasy w jeden dzień nie ma sensu – warto wygospodarować na nią co najmniej dwa. Trasę świetnie opisano na blogu Lazurowy Przewodnik. Robię reklamę, no niech stracę!

Dlaczego zdecydowaliśmy się na Six Flags, zamiast odwiedzin słynnego Universal Studio? Jestem przekonana, że oba parki są świetne, ale kompletnie różne – bez sensu więc porównywać je ze sobą. Rollercoastery w Six Flags dostarczą Wam mnóstwo adrenaliny, zaś Universal to połączenie kolejek będących symulatorami 3D/4D, parad oraz przedstawień. Zadecydujcie więc jakiej rozrywki szukacie i wybierzcie odpowiedni park dla siebie. Bez względu na to, gdzie traficie zapewniam, że będziecie zadowoleni!

Wracamy na LA! Proponuję trzygodzinny spacer. Google pokazuje, że pokonacie ją trzy razy szybciej ale gwarantuję, że miejsca przyciągną uwagę i przeznaczycie na nie więcej czasu. Downtown LA przede wszystkim kojarzy mi się z ogromną ilością bezdomnych ale warto je odwiedzić ze względu na kilka interesujących miejsc. Wpadnijcie do Staples Center – słynnej hali widowiskowo-sportowej, w której odbywają się mecze Lakersów i koncerty najsłynniejszych artystów. Podejdźcie na jeden z najsławniejszych placów miasta – Pershing Square. Zajrzyjcie do ogromnej biblioteki, po czym spacerkiem przez aleję Kościuszki dojdziecie do oryginalnych budynków the Broad oraz Walt Disney Concert Hall. Wjedźcie na 27 piętro ratusza miasta z darmowym tarasem widokowym. Poznajcie najstarsza część Downtown LA – El Pueblo z barami, restauracjami i targowiskiem o meksykańskich akcentach.

  • nocleg w LA: wynajęliśmy dom w dzielnicy Los Feliz (Air B&B). Idealna i tania opcja dla większej grupy! Link do rezerwacji znajduje się tutaj
  • Nie macie jeszcze dosyć burgerów? Wszyscy polecają sieciówkę In-N-Out Burger. Po wielu rekomendacjach spodziewałam się szału – faktycznie był dobry, choć nie był to najlepszy burger jaki kiedykolwiek jadłam, ale jest to rozwiązanie na tani obiad!

DZIEŃ 14: Los Angeles i okolice.

Ostatni dzień rozpocznijcie od rundki po Beverly Hills. Ogromne wille, idealnie przystrzyżona trawniki i mnóstwo żywopłotów zapewniających solidną prywatność to miejsce zamieszkania hollywoodzkich gwiazd. Pozostając na ich tropie wpadnijcie na Rodeo Drive – ulicę przepełnioną najdroższymi markowymi sklepami. Ktoś kojarzy scenę z Pretty Woman, kiedy bohaterce odmówiono wejścia na zakupy do jednego z nich? Nie jest to dalekie od prawdy – większość z nich wymaga wpłaty niemałego depozytu na wejściu (do 2000$).

Wyjazd zakończcie odpoczynkiem na Venice Beach. Nie macie ochoty na kąpiel w oceanie? Poćwiczcie na Muscle Beach rozsławionej przez Arnolda Schwarzenegger i podejrzyjcie wyczyny na skate parku, który przewija się w wielu filmach i teledyskach.

  • Propozycja na dłuższy pobyt: wyskoczcie na jeden dzień z LA do San Diego. Czeka tam na Was przepiękna plaża, ogromny park Balboa i jedno z najlepszych zoo na świecie. Założę się, że na ulicach usłyszycie więcej rozmów w języku hiszpańskim niż angielskim. 

Zapewniam, że miejsca ze zdjęć wyglądają znacznie lepiej w rzeczywistości (z wyjątkiem Kanionu Antylopy i Downtown LA). Wybierając się do USA na 2-3 tygodnie pamiętajcie, że to kraj stworzony dla kilku, a nawet kilkunastu podróży. Ciężko będzie więc ogarnąć wszystko podczas jednej wyprawy. Nie przejmujcie się, jeśli nie uda Wam się „odhaczyć” wszystkiego. Do tego kraju jeździ się głównie po niesamowitą atmosferę. Po zniesieniu wiz dla Polaków spełnienie American Dream nigdy nie było prostsze. Z takim nastawieniem ruszajcie na podbój USA i koniecznie dajcie znać w komentarzach jeśli moje wskazówki okazały się przydatne! A może macie już wizytę za sobą? Które miejsce spodobało Wam się najbardziej? Uważacie, że zabrakło czegoś w planie? Podzielcie się swoją opinią!